koniec turbodymomena
- By Krzysztof Kudłacik
- In varia
- With 2 komentarze
- On 15 sty | '2010
Niestety. Umarł król…. ale Super ES mi się nie podoba.
dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik
Niestety. Umarł król…. ale Super ES mi się nie podoba.
Odkąd poznałem Nouvelle Vague, jestem fanem tego projektu. Mam wszystkie płyty i słucham namiętnie. Dziś trafiłem przypadkiem na utwór Human Fly, który stanowił podkład muzyczny do niskobudżetowego horroru pod tym samym tytułem – oczywiście chodzi o oryginalne wykonanie Humun Fly przez zespół The Cramps. Oto stosowana ilustracja z horroru,
Polecam gorąco dokument It Might Get Loud w reż. Davisa Guggenheim’a. Szczególnie ciepło rekomenduję to dzieło fanom rocka gitarowego. Można na żywo obejrzeć w akcji Jacka White’a, Jimmiego Page’a i Dave Evansa – lepiej znanego jako The Edge.
Gdy tylko zasiadłem przed ekranem, poczułem, że obejrzę ten film do końca. Pierwsza scena wciągnęła mnie z butami. Widać w niej, jak Jack White używając może trzech desek, starego druta, butelki Coca-Coli oraz przystawki elektrycznej montuje gitarę i gra na tym ustrojstwie parę efektownych nut. Wszystko to w otoczeniu jakiegoś pastwiska z krowami kręcącymi mordą. White mówi do kamery: kto powiedział, że do gry na gitarze trzeba kupować gitarę?
Poniżej trailer, a następnie napiszę, dlaczego ten film jest świetny.
I następny:
(więcej…)
Nie wiem, jak u was, ale ja osobiście mam na chwilę obecną dość zimy, braku słońca i niebieskiego nieba. Wkurza mnie to i rozbija zupełnie, wysysa siły i nie pcha do przodu, jako ilustrację wrzucam żelazny klasyk:
Właśnie ostatnio odkryłem, że w budynku, gdzie stołuję się w dni robocze są biura firmy zajmującej się odzyskiwaniem odszkodowań dla ofiar wypadków. Fajny i jak mi się wydaje dochodowy biznes swoją ścieżką. Jednak zaskoczyła mnie nazwa firmy: Votum.
Ponieważ jak niektórzy ze znających mnie z reala wiedzą, że mam chorą wyobraźnię, to poszukałem w słowniku Kopalińskiego, co kryje się pod hasłem votum.
Jak zapewne pamiętacie, jednym z zabobonów politycznej poprawności jest fałszywy obraz równouprawnienia – czyli wiara, że lekiem na wszelkie zło jest urzędowe wymuszanie parytetu – połowa składu kobiety, połowa mężczyźni. W Polsce co parę miesięcy środowiska feministyczne usiłują odgrzewać ten pomysł.
Tymczasem bogate w niespodzianki życie przyniosło właśnie zaskakujące odkrycie, jakiego dokonali przodujący w urzędowej poprawności politycznej Szwedzi. Otóż oficjalnie potwierdzili, że parytet przyjęć na studia szkodzi kobietom! W efekcie uczelnie szwedzkie znoszą parytet.
W dziedzinie fotografii jest kilka tzw. świętych wojen – sporów wiecznie żywych, budzących często ogromne emocje, i nade wszystko nierozstrzygalnych. Przynajmniej przy zadanym stanie wiedzy. Tu mam na myśli świętą wojnę między fotografią tradycyjną, analogową, z kliszami, filmami, negatywami, slajdami – a fotografią cyfrową z matrycami, kartami pamięci, szumami itd.
Od zawsze trzymam się prostej reguły, aby nie zabierać głosu w takich sporach. W szczególności jak chodzi o spór między cyfrą a analogiem. Choćby dlatego, że nie ma dla mnie znaczenia źródło fotogramu, a liczy się wyłącznie efekt końcowy – wrażenie estetyczne, przekazywane emocje lub energia. Ale nie o tym nie o tym …
Jestem regularnym czytelnikiem i użytkownikiem serwisu http://www.lifeindigitalfilm.com (w skrócie LIDF) prowadzonego przez Michaela M. Graya. Michael publikuje na swoim serwisie gotowe szablony obróbki (w slangu fotograficznym: presety) plików RAW, aby symulowały wiernie klasyczne filmy analogowe. Szablony można używać w m.in. Adobe Lightroom. Jego serwis oferuje także wiele lekcji skanowania i pracy z cyfrowym materiałem w Lightroomie. Kilka dni temu Michael postanowił przedstawić swój punkt widzenia w świętej wojnie cyfra kontra analog. Poczułem, że jego tezy i argumenty w bardzo wysokim stopniu oddają mój osobisty punkt widzenia, a do tego są umiarkowane i wyważone. Poprosiłem o zgodę na polski przekład i publikację na moim blogu. Dostałem od autora zgodę. Poniżej publikuję jego artykuł. Jeśli dostrzeżecie w nim jakieś przeczenia lub błędy, proszę o maila na user[at]onet[dot]pl
Wrzucam to jako w sumie ciekawostkę. Fotograf pracujący w mokrym kolodionie. Czyli w starożytnej technice. Gatunek tyle snobistyczny, co zdecydowanie na wymarciu. Ale tutaj mamy artystę, który aspiruje do dużego 'A’. Tacy każde zdjęcie popierają oświadczeniami i manifestami. Mam o nich jak najniższe mniemanie.
Quinn Jasobson ma aspiracje społecznikowskie – co do diaska oznacza social critic poza tym, że skupia się na wyrzutkach, mętach, zboczeńcach lub co najwyżej na ludziach wykluczonych? Dobra, zostawmy to.
Sami sobie osądźcie.
Poniżej dwa filmy doskonale ilustrujące podejście Jacobsona do swojej misji i do fotografii.