No cóż … dopadło mnie dość solidnie. Osiem dni temu się zatrułem. Nad spodziewanie (że tak powiem) mocno. Oczywiście miałem nadzieję, że po oczyszczeniu przewodu pokarmowego sposobem górnym i dolnym (pozwolę sobie na tę siatkarską nomenklaturę) już będzie dobrze. Ale się przyliczyłem. I to znacznie. Pierwszy lekarz (pogotowie i konsultacja telefoniczna) stwierdził, iż to jakaś standardowa silna kolka jelitowa. Dopiero teraz zrozumiałem – namacalnie – czemu niemowlaki, gdy dostaną kolki to wrzeszczą w niebogłosy. Z tą różnicą u mnie, że się nie poryczałem, choć bóle miałem dość konkretne. Dałem więc za wygraną i odwiedziłem „lekarza pierwszego kontaktu”. Tu diagnoza była inna, bo podajrzanym stał się wyrostek. W trybie pilnym poleciałem na badania i … udało się: nie posłano mnie do szpitala na „obserwację” ;-) Ale niestety zostałem uziemiony. To się zdarza. A sprawę potraktowałem dość serio, bo nagle odżyły u mnie wspomnienia sprzed 18 lat, kiedy po imprezie „osiemnastkowej” wylądowałem z żółtaczką w szpitalu – opusciłem go po ponad 4 miesiącach.
Ale poniekąd rozbawiła mnie w tej (raczej średnio ciekawej sytuacji) sytuacji rekacja mojego organizmu na nagłą i rygorystyczną dietę. Oczywiście zacząłem w oczach chudnąć. Różni ludzie różnie chudną ;-) Otóż u mnie najpierw widac to po twarzy: policzki lekko się zapadają, a szczęka wyostrza. Następnie dłonie i całe ręce stają patykowate. Potem rzecz jasna widać szczuplejący tółw. Na koniec nogi stają się wyraźnie chudsze.