uwierz w grypę
- By Krzysztof Kudłacik
- In varia
- With 2 komentarze
- On 26 lis | '2009
Niestety stało się. Poprzedni weekend żona spędziła z naszymi dziećmi u swojej siostry w Rzeszowie. Wieczorem przed ich wyjazdem rozchorował się chłopiec siostry. W ciągu krótkiego czasu dostał bardzo wysokiej gorączki. Rodzice wylądowali z nim w szpitalu na doraźnej interwencji. Wrócili około północy, ale po paru godzinach nad ranem gorącza wróciła.
Gdy witałem się w poniedziałek z moimi ukochanymi, nic ne wskazywało, że będziemy mieli podobny stan rzeczy. Odbrałem ich w Krakowie, wspólnie wróciliśmy do Andrychowa. Już w czasie podróży Kacper wydawał się coś nie bardzo. Wieczorem w domu zmierzyliśmy mu temperaturę – 39,2. Zaczęło się.
Naprzemiennie dostawał jakieś dwa syropki przeciwgorączkowe plus na noc czopki. Do tego oczywiście należało wybrać się do pediatry. Jednak siedzenie w kolejce wśród chorych to rodzaj extreme channel, więc zarezerowaliśmy wizytę, a w kolejce została posadzona Paulinka, którą żona wyciągnęła we wtorek z zajęć lekcyjnych. Efekt siedzenia w kolejce zakażających był łatwy do przewidzenia – we wtorek wieczorem Paulinka też miała gorączkę. Zrobił się lazaret. Najbardziej obawialiśmy się, że infekcja (?), która doopadła Kacpa zajmie jego krtań, co skończyło się już kiedyś pobytami w szpitalu.
Mieliśmy odrobinę szczęścia, bo Paulina pod dwóch dniach była już na chodzie. Kacper niestety walczył z gorączką i narastającym kaszlem. Jak na razie kratń pozostała bez problemu. Od czwartku zaczął dostawać antybiotyk. Dopiero piątek był pierwszym dniem bez większej lub bez żadnej gorączki. Ale zmieniło się to w niedzielę. Od poniedziałku gorączki nie ma, ale jest dość uporczywy kaszel i brak apetytu.
Kacper po dziesięciu dniach zmagania się z chorobą przywiezioną z Rzeszowa jest aktualnie bladym chudziaczkiem, dość wyraźnie osłabionym i łatwo się męczącym.
Tak, czy siak – walka trwa, choć mamy cichą nadzieję, iż wychodzimy już na prostą. Oby.
p.s.
Nie wiem, jak powyższe ma się do mojego wcześniejszego wpisu o paranoi wokół świńskiej grypy. Fakt jest prosty – dzieciaki mi się pochorowały. U mnie w firmie szeregi też są mocno przerzedzone. A w Andrychowie bywały dni, kiedy rejestracja do trzech pediatrów przestawała przyjmować zapisy i kierowała rodziców z dziećmi do lekarzy pierwszego kontaktu dla dorosłych, bo pediatrzy już nie mogli przyjmować więcej – byli zbyt obłożeni. Wielu z nich mówiło, że z wytęsknieniem oczekują na przyjście zimy, która może skutecznie wyhamować skuteczność wirusów.
CoSTa
30 listopada 2009 at 11:53 |
Grypa to grypa – jak co roku o tej porze wirusy się panoszą i tyle. Majka też przeszła solidne zapalenie i trzy tygodnie siedzenia w domu bo co się jej polepszyło, to zaraz i dopadało na powrót. Norma. Grypa była, jest i będzie – tu nie ma w co wierzyć tylko trza o odporność zadbać.
Mrozu nam trzeba by nieco ograniczył namnażanie się wirusów. Lekarze dobrze prawią.
empiryk
30 listopada 2009 at 13:25 |
Co do mrozu – w zasadzie może już się zacząć, bo właśnie zmieniłem opony w jeździdełku na zimowe! ;)