head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Romowie w Andrychowie: jaka afera?

Jakież było moje zdziwienie, kiedy parę dni temu przeczytałem o rzekomej aferze w Andrychowie związanej z tamtejszymi (lub: tutejszymi) Romami. Jednak szczęka mi opadła do ziemi, gdy okazało się, iż krakowski dodatek Wyborczej piórem Bartłomieja Kurasia (główna strona wydania, wielkie czcionki) autorytatywnie ogłosił jakoby w moim mieście nawoływano do czystki i stworzenia getta dla Romów (artykuł).

Ponieważ mam bujną wyobraźnię, niemal jej oczyma zobaczyłem sceny linczów, płonące zabudowania i tabor cygański opuszczający po pogromie nasze małe miasteczko.

Na szczęście całość wydaje mi się wyłącznie produktem złej woli dziennikarza Wyborczej (lub jego niedoinformowania), który zwyczajnie wziął idiotyczne i anonimowe wypowiedzi internautów za jakiś miarodajny barometr ulicy andrychowskiej. Kuraś wykonał zwykłe propagandowe – tu: poprawne politycznie – zafałszowanie rzeczywistości. Zatem czuję się sprowokowany do mojego komentarza.

Najpierw fakty.

Fakty są dość prozaiczne i raczej mało spektakularne. Przedstawia je swoimi – średnio wprawnymi – słowami ich ofiara:3 października około godziny 10.00, na Placu Mickiewicza, a dokładnie na środku deptaka , przy wejściu do jednego ze sklepów ,kilka kobiet narodowości romskiej urządziło sobie "jarmark" tarasując przejście i głośno się kłócąc.
Nie można było swobodnie przejść chodnikiem lub wejść do sklepu . Nikt oprócz mnie nie odważył się jednak zwrócić im uwagi.
Ze względu na brak jakichkolwiek uprzedzeń i dobre relacje z niektórymi z Romów postanowiłem zareagować, licząc na to, że awantura ucichnie.
Mimo wszystko, znając "możliwości" tych pań , a zwłaszcza "liderki" tej grupy , brałem pod uwagę ewentualność zwyzywania i obrażenia mnie przez te osoby.
Po tym ,jak zwróciłem im uwagę, usłyszałem, że chodnik nie jest mój , żebym się odp……ił , a na końcu naszej "rozmowy" dostałem ostrzeżenie ,że mam uważać na siebie, gdyż mąż pani (tej zachowującej się najgłośniej ) " mnie znajdzie…"
dalszy ciąg sprawy był łatwy do przewidzenia:11 października w sobotę , około godziny 18-tej, gdy skończyłem rozwieszać ulotki reklamowe , wracałem przez Plac Mickiewicza do swojego sklepu .właśnie wtedy zostałem zaatakowany i znieważony przez męża kobiety , której odważyłem się wtedy zwrócić uwagę . W celu odstraszenia napastnika rozłożyłem pałkę teleskopową , zakupioną legalnie w Bielsku-Białej ze względu na prowadzoną przeze mnie działalność gospodarczą i kontakt z gotówką .Wybrałem ją zamiast miotacza gazu , a wybór mój spowodowany był jednym istotnym faktem. Gazu nie można używać w pomieszczeniach zamkniętych , bo może to zaszkodzić nie tylko napastnikowi. Oprócz męża Romki, podbiegło do mnie kilku jego "przyjaciół", których znam z widzenia . W pewnym momencie zobaczyłem pędzącego w moją stronę znanego mi młodego mężczyznę, trzymającego w uniesionej ręce kamień wielkości kostki brukowej . Nie zastanawiając się , zacząłem uciekać . W pogoń za mną puściło się jeszcze kilku z nich krzycząc ty biała k…o ,ty biała szmato,zaje….my cię itp. U drugiego z napastników również zobaczyłem kamień, podobny do tego jaki widziałem wcześniej u jego kolegi.W trakcie desperackiej ucieczki, przebiegając na skróty przez ulicę krakowską między jadącymi samochodami, o mało się nie przewróciłem, gdyż nogi ze strachu odmówiły mi posłuszeństwa. Na szczęście wypadł mi tylko "taker" do zszywek , którym przybijałem ulotki. Wbiegłem na komisariat ,
gdzie po krótkim i chaotycznym wyjaśnieniu przeze mnie zaistniałej sytuacji sporządzono notatkę .Wraz z dwoma policjantami udaliśmy się radiowozem w okolice ich zamieszkania. Policjanci ,widząc "gorącą atmosferę" , poprosili mnie bym nie wysiadał z samochodu.Zostałem w środku , by nie prowokować ich niepotrzebnie swoją obecnością .Miałem wrażenie jakby chciano mnie zlinczować . Obecność funkcjonariuszy wcale nie przeszkodziła im w stosowaniu wobec mnie gróźb i obrażaniu mnie na wszystkie możliwe sposoby.

Źródło, zachowałem oryginalne formatowanie.

Ta autorska relacja jest zbieżna z newsem TVP Kraków o całym zajściu.

W mojej ocenie incydent jest mało spektakularny i nie dowodzi niczego wielkiego. Problem realny to anonimowe, siejące zamęt komentarze internautów pod tekstem, który wyżej cytowałem z bloga www.andrychow.org.

Celowo mówię o incydencie. Na zdrowy rozsądek sprawa wyglądał mniej więcej tak: Teodor Cibor zwrócił uwagę grupce Romek, te się odgryzły i nasłały na niego swoich. Nieszczęsna ofiara incydentu – Cibor – postanowił się bronić używając metod obywatelskich (petycja do władz). I jak zwykle w takich sytuacjach obie strony postanowiły donieść na siebie nawzajem.
Tymczasem dziennikarz krakowskiej wyborczej uczynił z tego jakąś aferę na skalę niemal międzynarodową.
Zastanawiam się generalnie, czy Kuraś w ogóle był w Andrychowie w tej sprawie i czy na żywo rozmawiał ze stronami konfliktu?
Wydaje mi się, że nie. Jego tekst zawiera przede wszystkim cytaty z innych dostępnych w internecie doniesień: TVP Kraków oraz www.andrychow.org; co więcej – wprost w jego tekście jest jasne, iż bierze anonimowych internautów za andrychowian, którym chodzi po durnych głowach jakieś zamieszanie przeciw Romom. Cytuje chyba tylko jedno oryginalne źródło: romskiego (sic!) kickboksera Gerarda Lindera, który zresztą o przedmiotowym incydencie nic nie mówi! Dziennikarz jest w ten sposób tendencyjny, nierzetelny i to jego tekst przyczynia się siania ewentualnego niepokoju.

Owszem – jest jeszcze inny mało pochlebny wobec Romów tekst w andrychowskim internecie – anonimowy blog z Onet.pl. Jednak co innego jakieś prywatne i anonimowe głosy z internetu, a co innego szara i mało efektowna rzeczywistość ulicy – tej ostatniej nie zna Kuraś, który patrzy na zaściankowy Andrychów zza swoich ideologicznych i fałszywych okularów poprawności politycznej.

Wypada mi zatem ku oświeceniu Kurasia napisać tyle: Romowie w Andrychowie mają się świetnie i nic im nie grozi ze strony współmieszkańców. Przeciwnie – odkąd pamiętam – byli dopieszczani przez władze samorządowe, które dbały o to, aby prasa lokalna zawierała wyłącznie pozytywny obraz tej mniejszości, a działania władz w żadnym razie nie stworzyły nawet pozorów stawiania wobec tych ludzi jakichś wymagań, które można by odczytać jako – w świetle fałszywej politycznej poprawności – jako skierowane przeciw mniejszości. Pamiętam, że tak było za poprzedniego burmistrza Andrychowa Tadeusza Woźniaka, jak i za obecnego Jana Pietrasa. Dodam dla mniej zorientowanych w naszej małomiasteczkowej rzeczywistości, iż obaj panowie to byli i obecni działacze Zjednoczenia Chrześcijańsko Narodowego, Porozumienia Centrum oraz Prawa i Sprawiedliwości. Ba – nawet w tym roku po raz pierwszy w historii miasta gmina zorganizowała tzw. Piknik Romski – plenerową imprezę promującą tę mniejszość.

Dalej – Romowie w Andrychowie mieszkają w ścisłym centrum: w bloku obok Placu Mickiewicza, w kamienicy przy tym samym placu, w domu wielorodzinnym na ul.27 stycznia (obok byłego pogotowia ratunkowego). Od mniej więcej roku część rodzin z kamienicy w centrum została przeniesiona na obrzeża miasta do świeżo wyremontowanego i zasiedlonego budynku po hotelu robotniczym (ul.Krakowska, przy wylocie na Kęty). Kamienica w rynku już była na tyle zdewastowana, iż po latach starań udało się jej mieszkańców przenieść do nowego budynku. Pamiętam, że kwestia wysiedlenia notorycznie dewastowanego budynku za burmistrza Woźniaka (pierwsza połowa lat 90tych XX w.) już była punktem napięć między gminą a Romami, bo ci nie chcieli jej opuścić.

Wtedy jeszcze – lata burmistrzowania Woźniaka – brałem udział w wielu sesjach rady miasta i mogłem usłyszeć oficjalne statystyki dotyczące skarg na drobne rozboje, kradzieże i inne wykroczenia, które policja przypisywała Romom z centrum Andrychowa. Nie znam bieżących statystyk.

Dość regularnie miałem u siebie odwiedziny jednej z kobiet romskich, która wraz z dziećmi chodziła po domach i mieszkaniach prosząc o jedzenie lub ubranie. U mnie zawsze otrzymywała wsparcie. Zdarzyło mi się widzieć kilku Romów, którzy pracowali sezonowo przy budowie dróg w gminie. Nie spotkałem się w szkole ponadpodstawowej z dzieckiem romskim. Wiem, że wypełniają obowiązek szkolny na poziomie podstawowym i też chętnie poznałbym prawdziwe i realistyczne opinie pedagogów o ich postępach i tym, co ewentualnie wnoszą w życie szkoły.

Reasumując: dziennikarz Wyborczej sieje zamęt swoim nierzetelnym dziennikarstwem i szuka sensacji tam, gdzie sytuacja jest normalna – w sensie: nie odbiega od przeciętnej normy w Polsce. Andrychów nie jest tu wyjątkiem: tym bardziej nie jest wyjątkiem niechlubnym. Zapewne podobne rzeczy dzieją się w wielu miejscach, gdzie mieszkają Romowie.
Wszystko to ma miejsce w perspektywie braku rzetelnej informacji – nie mamy pełnych danych o sytuacji ani od Policji, ani od opieki społecznej, ani od władz samorządowych. Petycja, jaką podpisuje się w Andrychowie jest rozsądnym głosem domagającym się właśnie informacji – nie widzę tu żadnych powodów do niepokoju. Jeśli jacyś anonimowi ludzie w swoich internetowych komentarzach wypisują bzdety, to należy je potraktować jako bzdety, a nie głos opinii publicznej! Tę opinię poznaje się w żmudnym procesie pytania ludzi w Andrychowie. Ale to jest już zadanie ponad siły redaktora Wyborczej i jak się spodziewam nie uzyska się w ten sposób krzykliwego i politycznie poprawnego artykułu. To zapewne jest właśnie problem dla dziennikarstwa o którym mowa.
Autor tekstu z Wyborczej nie rozumie, iż każde miejsce na swój – niech mi wolno będzie użyć tego określenia – genius loci, którego dostrzega się tylko tu, na miejscu. Innymi słowy: na andrychowskim osiedlu w okolicach supersamu Savia można zostać zaczepionym przez podpitych żuli, a w centrum można mieć problem z Romami. Różnica jest taka, że żule z osiedla nie mają osobnego programu asymilacji, ani społecznego stowarzyszenia.

Skracając: mieszkam w Andrychowie i nie życzę sobie, aby dziennikarz nie znający realiów miejsca przyprawiał mi gębę ksenofoba i zadymiarza.

P.S.
Na koniec parę plików do pobrania z materiałem źródłowym, bo zawartość stron internetowych jest bardzo ulotna – dlatego podaję zainteresowanym ich faktyczny stan. Pliki w formacie PDF: tekst z krakowskiej Wyborczej, wpis z bloga andrychow.org, wpis z OnetBloga, news z TVP Kraków.

mgła, jak u Carpentera arrow-right
Next post

arrow-left Crime story po mojemu
Previous post

  • Jacek

    4 grudnia 2008 at 16:09 | Odpowiedz

    Jeśli chodzi o rzetelność dziennikarską redaktorów Wyborczej, to już niejednokrotnie przekonałem się, że w ogóle nie przywiązują do niej wagi. Fakty mają pasować do założonej z góry tezy, a jeśli nie pasują to tym gorzej dla faktów.

  • CoSTa

    5 grudnia 2008 at 10:44 | Odpowiedz

    Z tymi faktami i tezami to niestety dotyczy znakomitej większości prasy. Tabloizacja postępuje :/

  • TEPI

    18 grudnia 2008 at 16:16 | Odpowiedz

    Skierowane do EMPIRYKA !!!

    Przy całym szacunku do autora rozprawki o Romach,
    jak i do samego wysiłku , który niewątpliwie musiał włożyć w powstanie tak wartościowego tekstu ,
    o niebanalnej z resztą formie i treści merytorycznej , chciałem zwrócić uwagę na jedno zdanie umieszczone niepotrzebnie na samym początku artykułu.
    Nie zawiera ono istotnych dla problemu informacji , a jednak jego obecność skłania do smutnej refleksji.
    cyt. „[…] Przedstawia je swoimi -średnio wprawnymi – słowami ich ofiara[…]”
    Z pominięciem kilku błędów rzeczowych, co jest niewątpliwą domeną pana Kurasia z Gazety Wyborczej , zgadzam się niemal w 100 % z autorem tekstu .
    Jednakże rutyna, nawet u osób z takim dorobkiem
    jak pański , niejednego już zgubiła. Mocno wyczuwalny
    w Pana tekście brak skromności i zarozumiałość ,
    nie są zbyt dobrze odbierane nie tylko przez osobę operującą „średnio-wprawnymi słowami”, ale także
    przez innych czytelników, którzy niejednokrotnie dokonali większych osiągnięć od Pana.
    Życzę dalszych sukcesów literackich, ale przede wszystkim życzę Panu w nadchodzącym Nowym Roku 2009- nabycia takiej jednej bardzo istotnej cechy- pokory.

  • duch

    18 grudnia 2008 at 16:32 | Odpowiedz

    Pan Kuraś albo jest leniwy do tego stopnia że nie zapoznał się ze sprawą, albo (co gorsze) napisał artykuł na zlecenie UM w Andrychowie, a jeśli tak się stało to lepiej żeby się pakował i pojechał sprawdzić czy go nie ma na Kamczatce.

  • empiryk

    19 grudnia 2008 at 8:34 | Odpowiedz

    @Tepi
    Tepi – nic nie rozumiem z tego, co napisałeś. Nie rozumem ani do kogo się odnosisz, ani z kim się zgadzasz lub nie zgadzasz.
    Czyżby pseudonim Tepi ukrywał Teodora Cibora? :)
    Jeśli tak, to muszę przyznać, że pięknie się pan przedstawił przed milionami słuchaczy (jak mawiali klasycy).
    Współczuję.
    @duch
    Nie mam pojęcia, czy w ogóle sprawa ma jakikolwiek związek z andrychowskim UM. Pozornie wygląda, że gmina chce zachować zwyczajny święty spokój. I ja to poniekąd rozumiem. Tym niemniej chciałbym poznać sporo faktów, którymi właśnie władze miejskie dysponują – pytam o to w mojej notatce.

  • Teodor Cibor-Voilà

    19 grudnia 2008 at 20:24 | Odpowiedz

    Drogi Panie Empiryku !
    Z tego co widzę, to tylko Pana dopadło zdziwienie!!!
    Każdy mieszkaniec naszego miasta przemieszczający się od czasu do
    czasu wzdłuż ulicy Krakowskiej,
    doskonale wie, że „TEPI” to nazwa mojego sklepiku, i to właśnie od niej wywodzi
    się mój pseudonim, który chcąc nie chcąc, do mnie przylgnął.
    To tyle w kwestii etymologii.
    Prawie od samego początku (od kiedy zacząłem "udzielać się" w sieci),
    używam go naprzemiennie z moim imieniem i nazwiskiem .
    To, że Pan źle zrozumiał, lub nie zrozumiał w ogóle moich słów,
    to raczej wynik tego, co Panu uprzednio zarzuciłem, i co mnie jeszcze
    bardziej utwierdza w przekonaniu, że brak Panu pokory.
    Może w Pana oczach ksiądz prowadzący audycję w "Radiu Maryja"
    zasłużył sobie na miano klasyka, ale potraktujmy to jako żart, który
    poprostu Panu się udał, a ja go "niechcący" zrozumiałem.
    Jeżeli i tym razem pojawiły się jakiekolwiek wątpliwości lub jeśli poraz kolejny
    niewłaściwie odczytał Pan moje intencje, to zapraszam na wyczerpującą rozmowę .

    P.S. W sieci roi się od różnego rodzaju translatorów czy też aplikacji radzących sobie z hasłami, więc może także sobie poradzą z moim tekstem, do dzieła człowieku-do dzieła.
    Nie chcę brnąć dalej i wdawać się z tobą w słowne utarczki bo zdaje się , że obaj odbiegliśmy nieco od tematu ,który de facto , to wszystko zapoczątkował.

  • znanywmieście

    19 stycznia 2009 at 18:20 | Odpowiedz

    Podoba mi sie to co tu napisano Jednakże nie zmienia to dalej stanu rzeczy Romowie mają w dupie (!) tak tak w DUPIE cały system prawny edukacyjny i co tam sie jescze znajdzie w kraju .Szkoda tylko że pana redaktor Płaszczyca tak bardzo sie płaszczy przed opcją polityczną Czyli ……chrągiewka na wietrze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *