head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Marek Krajewski jest geniuszem!

Parę tygodni temu wpadła mi w ręce jego książka: Dżuma w Breslau. I tak to się zaczęło. Uruchomiłem ciut nieświadomie prawo serii – teraz czytam Festung Breslau i czaję się na ostatnią jego książkę Aleja samobójców. Pisarstwo tego faceta jest dla mnie odkryciem. Wessało mnie do szczętu.

Nie chodzi tu głównie o sam gatunek pisarstwa, bo kryminały jakoś mnie nie pociągają – choć przyznam, że miałem wiele lat temu flirt z Chandlerem i do dziś żywię szacunek dla czarnego kryminału. Fascynuje mnie świat tworzony przez Krajewskiego, precyzja jego narracji, pomysły dramaturgiczne i budowanie postaci. Całość przekłada się na żywy, przekonujący i wciągający świat.

Nie chodzi też wyłącznie o główną postać wiążącą książki Krajewskiego: o Eberhardta Mocka

Zapijaczony outsider. Chodzący własnymi drogami dziwkarz, kierujący się w dodatku własnym, niepisanym chociaż powszechnie akceptowalnym przez odbiorców kodeksem honorowym

Za Magazynswiat.
Głównie chodzi o charakter tego bohatera – do bólu klasycznego i stylowego jak w czarnym kryminale przystało. Otaczają go figury tyleż charakterystyczne, co unikalne i żyjące własnym życiem. Krajewski pokazuje swoich bohaterów – ze szczególnym uwzględnieniem (chciałoby się powiedzieć: antybohatera) Mocka – w różnych etapach ich życia, na różnych etapach ich rozwoju. Jednak w całości widać żelazną konsekwencję planu pisarza, który stopniowo ujawnia czytelnikom swój misterny plan, swoją intrygę. Krajewski znalazł skuteczna metodę układania zróżnicowanych postaci i charakterów w jednej, spójnej całości.
Świat Breslau jest z jednej strony niezwykle bogaty w detale, a z drugiej nie ma w tym przypadku lub dowolności. Każdy szczegół ma swoją rolę, którą wypełnia doskonale. Krajewski wykonał olbrzymią pracę przebijając się przez archiwa – jego odtworzenie realiów międzywojennych w kotle kulturowym Breslau jest niezwykłe i przekonujące. Towarzyszy temu świetny język – spójrzcie tylko na opisy zwyczajów kulinarnych jego bohaterów.

Książki Krajewskiego mają jeszcze inną niezwykle mocną stronę: strukturę, niezwykłą dramaturgię. Widać to choćby w położeniu puntów kulminacyjnych – szczególnie mam na myśli samo rozwiązanie zagadki danej książki. Otóż zawsze rozwiązanie jest znacznie oddalone od końca książki – zanim ona się skończy, czytelnik już zna rozwiązanie, ale Krajewski tak prowadzi wątki, aby nawet te trzydzieści stron przed końcem (kiedy już znamy finał) utrzymać wysokie skupienie uwagi czytelnika. I to działa! Niby znasz już mordercę(ców), ale w książce nadal coś się dzieje i czytasz dalej!
To uwielbiam w prozie Krajewskiego.

Zgoda, że Krajewskiemu można postawić zarzuty monotematyczności lub pewnego manieryzmu (np. notoryczne epatowanie klasycznym wykształceniem bohaterów – czytaj: erudycją samego Krajewskiego). Jednak dlaczego ma to być wadą? Przecież taki był zamysł autora! Krajewski napisał cykl powieści połączonych głównymi postaciami, a poszczególne zdarzenia między różnymi tomami w rozsądny sposób zazębiają się. To należy przyjąć. Owszem: takie podejście produkuje zagorzałych fanów (jak piszący te słowa), albo zniechęconych i rozczarowanych, którzy po pierwszej lekturze już nie sięgną po kolejną. To samo dotyczy samej struktury powieści – schematyczny podział na rozdziały opisane miejscem i czasem często z naprawdę dużą ziarnistością.

Cykl z komisarzem Mockiem wyróżnia się jeszcze jedną cechą: stanowi niemal gotowy scenariusz na produkcję filmową. Plastyka opisów, struktura narracji wręcz predestynuje książki Krajewskiego do adaptacji kinowej lub telewizyjnej. Tym bardziej, iż ich przekaz jest uniwersalny. Pisarz nie bawi się w jakieś uwikłania we współczesność, nie stawia się np. we froncie walki o polityczną poprawność (jak to czyni np. Glina Pasikowskiego). Ogranicza się do poziomu zdrowego rozsądku i moralnych odruchów.

Jeśli będziecie mieli wolny czas, to warto sięgnąć po książki o Eberhardzie Mocku. Zacna lektura. Spożywa się ją łatwo, bo wciąga i daje w zamian bardzo dobrą rozrywkę. Bez problemu możecie czytać ten cykl począwszy od dowolnej książki, chociaż ja sugeruję na początek ten sam tytuł, od którego ja sam rozpocząłem przygodę z prozą Marka Krajewskiego.

sport, pupa i ideologiczne majty arrow-right
Next post

arrow-left Pierwszy komputer Kacperka
Previous post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *