head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Grażyna Auguścik w Alchemii

I znów miałem okazję obejrzeć bardzo dobry koncert w krakowskim klubie Alchemia. Teraz była to Grażyna Auguścik w kwartecie z Paulinho Garcia (wokal, gitara), Mattem Ulery (sympatyczny młodzieniec na kontrabasie) oraz Heitorem Garcia (instr. perkusyjne). Ten niezwykły polsko-brazylijski kwartet promował swoją najnowszą płytę ANDANÇA. Zatem były rytmy z Brazylii wykonane z dużym wyczuciem i niesamowitym przekazem emocji. Całość podana niezwykle gustownie w akustycznym, wyciszonym, subtelnym szablonie.

Pierwszy raz widziałem Auguścik na żywo. Znałem jej dwie lub trzy płyty, widziałem występ w telewizji – koncert z inną damą wokalistyki światowej Urszulą Dudziak, kiedy śpiewały jazzowe wersje ludowych przyśpiewek.

Jednak teraz uczestniczyłem w żywym koncercie. Był wspaniały. Nie sądziłem, że ta raczej drobna blondynka, skromnie zasiadając na wysokim stołku ma tak niezwykłą emisję głosu. Jej harmonia z Paulinho jest faktycznie unikalna. W czasie koncertu Auguścik nawiązuje specyficzny dialog z publicznością i Paulinho – niemal każdy utwór jest zapowiadany bądź przez wokalistkę, bądź przez brazylijczyka, a często robią to razem. Nad tym dialogiem polsko-angielskim góruje sama muzyka: bogata rytmicznie, pełna subtelnych pulsacji samby, bossanovy i odwołań do klasyki (nie tylko bossanovy, ale także muzyki klasycznej – Chopin) i współczesności (Miecz Szcześniak).
Auguścik wykonuje nie tylko materiał z ANDANÇA – sięga chętnie do innych wykonawców i ich repertuaru, kierując się poszukiwaniem klimatu bossanowy.

Mimo, że przyszedłem do klubu dość późno, bo tylko trochę ponad pół godziny przed koncertem, udało mi się zasiąść w pierwszym rzędzie. Koncert rozpoczął się punktualnie – a ponieważ dzień wcześniej był pierwszy występ kwartetu, to wszystko technicznie było przygotowane na występ, który przebiegł gładko. Po pierwszej godzinie był kwadrans przerwy i potem druga część. Koncert rozpoczął się krótko po 20tej, a zakończył o 22:40.

Nie planowałem wyjścia na koncert, więc nie miałem sprzętu fotograficznego. Ale skoro zdecydowałem się na udział, zabrałem ze sobą to, co było pod ręką – znanego już tutaj Olympusa e510 (plus kitowy dłuższy obiektyw). Sam aparat sprawił się wybornie, bo po ustawieniu na ISO 1600 udało się zrobić całkiem zadowalające zdjęcia (patrz galeria koncertów) bez poważniejszych szumów – część z nich ukryłem na etapie obróbki. Jednak ponownie przekonałem się, że Alchemia jest fatalnym miejscem do reportaży z koncertów. Mało białego światła na artystów. A to, które działa jest źle ustawione – np. Auguścik miała za silny snop z białego reflektora na tył głowy (!), więc niemal cały czas jej twarz była w cieniu otoczona mocną aureolą. Trudno było o ciekawą ekspozycję głównej przecież autorki. Zamiast tego Paulinho był doświetlony wybornie. Dziwne to wszystko.

Kończąc – szczerze mogę wam rekomendować koncerty Auguścik z Paulinho. Piękne i wyrafinowane przeżycie. Warto wydać pieniądze na bilet i płytę.

N70 - moja pierwsza Nokia arrow-right
Next post

arrow-left wkręcony przez trójkę
Previous post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *