head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Legutko, jeździec apokalipsy?

Wczoraj skończyłem czytać (z różnych względów) niezwykłą książkę W.Łysiaka Salon. Rzeczpospolita kłamców. Ale tym razem nie o książce, choć znalazłem w niej odbicie wielu, bardzo wielu moich własnych poglądów. Otóż jeden z cześciej cytowanych przez Łysiaka autorów to prof. Ryszard Legutko – wybrany z list PiSu, aktualnie wicemarszałek Senatu.

Łysiak widzi w nim jednego z nielicznych przenikliwych i śmiałych krytyków michnikowszczyny w III Rzeczpospolitej. W pewnym sensie ma rację.

Chodzi o to, że akurat Legutko był jednym z nielicznych, którzy wywarli na mnie największy wpływ. Zapewne był pod tym względem postacią kluczową, najważniejszą.
Pierwszy raz spotkałem Legutkę na ćwiczeniach z historii filozofii starożytnej bodaj w połowie października 1988 r. – spóźniłem się ok. 10 minut i zostałem zaszczycony charakterystycznym zimnym spojrzeniem Profesora. Zasiadłem gdzieś z tyłu i czekałem, uważnie wsłuchując się w głosy dyskutantów. Okazało się, że instynkt mnie nie zawiódł – dyskutanci szybko się wypalili, bo Legutko prosto i trafnie odrzucał proponowane interpretacje bodaj fragmentu z Platona (Państwo?). Po chwili zachęty i pytania od prowadzącego padały już w kłopotliwą ciszę. Dopiero wtedy zabrałem głos. Odtąd każde zajęcia z Legutką były moimi ulubionymi.

Profesor był szalenie wymagający i skrupulatny. Jeśli nie przeczytałeś tekstu, to w zasadzie nie było potrzeby przychodzenia na zajęcia. A jeśli przeczytałeś, to w trakcie rozmowy szybko okazywało się, iż niewiele zrozumiałeś z omawianego materiału. Legutko miał jedną unikalną cechę doskonałego wykładowcy i mentora – umiał sprawić, że czułeś się jak odkrywca. Na nowo odkrywałeś nowe pokłady sensów, interpretacji, niuansów tekstu, który – jak ci się wydawało – znałeś dobrze i nie miał on w sobie niespodzianek. Legutko umiał pokazać, iż taka postawa była błędna.
Był szalenie wymagający – umiał na wylot rozpoznać charakterystycznych gadaczy (aka chłopskich filozofów), którzy przeczytają fragment w tramwaju w drodze na zajęcia i gadają, co im ślina na język przyniesie. tacy u niego nie istnieli. Sami to wyczuwali i zwykle szybko rezygnowali z uczestnictwa.
Legutko doceniał szczerość, wyważenie w sądach i ich uzasadnienie. Doskonale pokazywał nam warsztat pracy filozofa – czyli krytyczną komparatystykę.

Dla mnie filozofia to był drugi kierunek studiów – mieliśmy więc znacznie mniej zajęć niż studenci kierunku podstawowego (zaliczano nam wiele zajęć z poprzednich studiów). jednocześnie byliśmy inaczej traktowani przez kadrę – powszechnie uznawano, iż mamy inne cele i postawy życiowe niż studenci z kierunku podstawowego. I słusznie.

Pamiętam tu charakterystyczną scenkę w której miał swój udział Profesor. Oto studenci kierunku podstawowego w pewnym sensie zbuntowali się, bo uznali, że traktuje się ich jak niedojrzałe dzieci i zmusza do studiowania jakichś infantylnych elementarnych działów, a oni przecież są młodzi, ambitni i szalenie inteligentni – od razu powinni przechodzić do wyższych kursów. Zwołano więc publiczne spotkanie. Szefujący wtedy Wydziałowi profesorowie Suchoń i Lipiec starali się przekonywać buntowników, iż poznawanie podstaw przydaje się właśnie na wyższych kursach, że pomijanie podstaw utrudnia poznawanie bardziej zaawansowanego materiału etc.
W pewnym momencie wszystkich zaskoczył Legutko, który stwierdził mnie więcej, iż studenci kierunku podstawowego w pewnym sensie mają rację, i że on odtąd postara się z nimi pracować na nowym, wyższym poziomie.
Ponieważ byliśmy gdzieś w okolicach Artystotelesa, więc od tamtej debaty Legutko prowadził zajęcia czytając ten sam fragment w co najmniej trzech językach (przekładach) – po grecku, niemiecku i po polsku (tu jeśli istniały alternatywne przekłady, to wszystkie były brane pod uwagę). Jakoś te jego zajęcia zostały niemal całkowicie zignorowane przez młodych, ambitnych oraz inteligentnych studentów kierunku podstawowego.
Dziwne, prawda?

Uczęszczałem do Legutki do końca studiów. A kiedy napisałem pracę dyplomową (czyli magisterską) na pierwszym kierunku, to właśnie jego poprosiłem o jej zrecenzowanie – poniekąd na pamiątkę, bo wtedy nie można było przedstawiać recenzji pochodzącej od profesora z innej uczelni.
Mam jego recenzję do dziś.
Wiele razy zostawałem jeszcze u Legutki po zajęciach, dyskutując o wybranych z zajęć problemach. Dobrze wspominam te czasy.

Właśnie lektura jego prac – w szczególności 'Sporów o kapitalizm’ mocno zorientowały mnie na neokonserwatyzm. Ukoronowaniem tego nurtu jego rozważań była 'Tolerancja. Rzecz o surowym państwie, prawie natury, miłości i sumieniu’. Obok tych, ściśle akademickich pozycji Legutko ma ostre pióro publicysty – 'Bez gniewu i uprzedzenia’, 'I kto tu jest ciemniakiem’ – są szczególnie godne polecenia do popularnej lektury.

Kończąc jeszcze jeden akcent. Otóżw mojej ocenie Łysiak myli się ustawiając własne postawy i poglądy u boku Profesora. Różni ich nie tylko optyka – Legutko jest neokonserwatystą, a Łysiak (uwaga: polskim!) – prawicowym publicystą, ale także – a może przede wszystkim – pewien kulturowy sznyt. Legutko reprezentuje wysoka kulturę myśli – jest chłodnym i przenikliwym analitykiem. Legutko wykazuje, iż ktoś się myli i nie ma racji. Łysiak jest natomiast zapalczywym publicystą, który przede wszystkim chce pognębić lewaków i różowych liberałów. Łysiaka interesuje wyłącznie zwycięstwo w polemice.

I na koniec uwaga o ww. wątku osobistym. Pierwsze spotkanie z Legutką pamiętam, bo wtedy pierwszy raz spotkałem także moją (późniejszą, obecną) żonę. I jeszcze: moja druga praca magisterska – właśnie z filozofii – nie miała nic merytorycznie wspólnego z dziedzinami, którymi zajmował się Legutko (tu: historia idei liberalnych i konserwatywnych), więc on już tej drugiej pracy nie czytał i nie recenzował. Wspominam tu Profesora i piszę to z dużej litery, bo mój światopogląd był w kluczowych punktach układany przez interakcję z tym człowiekiem. Stąd uznałem, że należy mu się tu wzmianka.

Żakowski i Najsztub kontra politycy PiS arrow-right
Next post

arrow-left zamknięte telewizje - nieudolnść Korzeniowskiego
Previous post

  • btd

    1 lutego 2007 at 22:11 | Odpowiedz

    Zaciekawiles mnie. Bo do tej pory, nie znajac dorobku wkladalem do szufladki 'plujemy na wyborcza’. Pewnie dlatego ze przewijalo sie jego nazwisko u ziemkiewicza czy łysiaka

  • empiryk

    2 lutego 2007 at 10:05 | Odpowiedz

    Do prac Legutki spokojnie możesz sięgnąć – to będzie idylla w zestawieniu np. z Łysiakiem. Choć nie umiem powiedzieć, jak jest z dostępnością jego książek – szczególnie tych z lat 90tych ub. wieku.
    Aha – chyba powinienem dodać, iż w ostatnich wyborach głosowałem także na Legutkę.

  • Mikołaj

    2 lutego 2007 at 14:13 | Odpowiedz

    Pogłębić czy pognębić? Pytam, bo różnica w literkach niewielka, a znaczenie jakże odmienne ;)

  • empiryk

    2 lutego 2007 at 14:55 | Odpowiedz

    Racja. Dziękuję za zwrócenie mi uwag. Literówka poprawiona. :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *