head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Żółty tydzień

Jak w temacie … trwa właśnie żółty tydzień – dedykowany „chorobie społecznej”: żółtaczce. Nawet nie wiedziałem, że jest takowa akcja. I choć ma ona raczej wymiar ogólnospołeczny, to ww. witryna WWW jest „komercyjna” – czyli jest reklamą firmy farmaceutycznej w zasadzie.

Zwracam uwagę na żółty tydzień, bo sam mam bogatą przeszłość żółtaczkową właśnie – czyli 16 tygodni leżenia najpierw na oddziale chorób zakaźnych szpitala w Wadowicach, potem na oddziale chorób tropikalnych, zakaźnych i pasożytniczych (niesamowita nazwa, prawda?) w Krakowie na ul.Kopernika. Oczywiście owe 112 dni ścisłego leżakowania było oddzielona dwoma okresami bodaj dwutygodniowych przerw na życie rodzinne. No cóż … do szpitala (ale tylko do Wadowic) trafiło nas czworo – wszyscy z jednej (i po) imprezie rocznicowej: osiemnastce. Ja miałem pecha, bo mnie to złapało czterokrotnie mocniej niż pozostałych (mowa o leżakowaniu). Już okresu właściwej rekonwalescencji – ponad dwa lata – już nie liczę.

Pobyt w Wadowicach wspominam raczej źle. Przyczyna: był to oddział ściśle zamknięty: nie mogłem z nikim (poza personelem i innym chorymi naturalnie) się stykać – rodzina, czy znajomi, którzy mnie odwiedzali mogli rozmawiać ze mną bądź przez szybkę, bądź zza płotu. To było dla 18-letniego chłopaka niemal więzienie.

Żółtaczka, to rzeczywiście groźna choroba – ja z niej wychodziłem około trzech lat. Teraz jestem w zupełności zdrów – nie mam żadnych ograniczeń typowych dla żółtaczki: w szczególności dietowych, czy „używkowych” ;-). Ale na moich oczach (ba, niemal na „moich rękach”) jedna osoba zmarła, a inna nabawiała się martwicy wątroby (już nie pamiętam, ile procent, ale raczej chyba ponad 80). A martwica wątroby to naprawdę nic śmiesznego.

Trójka bez kukułki...? arrow-right
Next post

arrow-left Paranoja
Previous post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *