head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

bob dylan

Wczoraj i przedwczoraj TV4 puściła późną nocą – czyli po 22:30 – wyśmienity film dokumentalny Martina Scorsese zatytułowany No Direction Home: Bob Dylan (2005).
Film niezwykły. Wspaniały wręcz.

Film w którym nie ma w zasadzie ani jednego utworu muzycznego w całości, film przegadany – ale oglądając go masz wrażenie napięcia jak w niezłym thrillerze …

Dla jasności (uprzedzając): od zawsze słuchałem Dylana, zdecydowanie bardziej wolę jego niż Leonarda Cohena.

Bob Dylan - No direction home
Bob Dylan - No direction home

No Direction Home: Bob Dylan to swoista biografia muzyczna Boba Dylana od początków do (mniej więcej) 1966 roku – do wydania Highway 61 Revisited, czyli do okresu tuż przed wypadkiem motocyklowym.
Zaczyna się od trudnego dzieciństwa, a kończy na etapie, gdy Dylan jest bożyszczem – kontrowersyjnym bożyszczem.
Scorsese stworzył zrównoważony film: jego podstawowy wątek budowany jest przez reżysera, ilustrowany bogato współczesnymi wypowiedziami osób z którymi Dylan się zetknął w 1-szej połowie lat 60-tych (Joan Baez, Mike Bloomfield, Allen Ginsberg, Tony Glover, Maria Muldaur i in.), a udział i wypowiedzi samego Dylana są tylko swoistym uzupełnieniem. Wychodzi z tego bardzo przekonujący obraz młodego piosenkarza, który najpierw poszukuje swojego miejsca, a potem staje się mimowolnym idolem całego pokolenia.

Dylan okazuje się poszukującym i dość niespokojnym duchem. Uwaga – nie jest kreatorem mód, trendów, stylów. Przeciwnie – widzimy go jako tego, który chce grać jak inni, poniekąd jest epigonem: np. Woodiego Guthrie, czy Johnniego Casha. Dylan najpierw jest wielbicielem Joan Baez, a potem ona staje się zaledwie jego cieniem.

Co wyniosło Roberta Allena Zimmermana na szczyty kariery?
Odpowiedź jest złożona. Najpierw – jego własna siła i chęć bycia sobą. Potem – udane (literacko i muzycznie) wejście w nurt folka – folka prawdziwego: takiego, który opowiada o zyciu zwykłych ludzi, o ich problemach, nadziejach i namiętnościach. Dalej: zbieg okoliczności – tu: wyjazd do Greenwich Village – stolicy ówczesnej amerykańskiej bohemy. Ponownie – zbieg okoliczności – czyli wstrzelenie się w klimat Ameryki po zamachu na J.F.Kennedyiego i M.Lutera-Kinga – tu: np. udział w marszu na Waszyngton.

Dylan jest mocno zdystansowany do własnej twórczości i bycia idolem. Zdecydowanie się odcina: wspaniała jest scena z konferencji prasowych 1966/67 r. kiedy poeta z zdziwieniem i rozbawieniem odpowiada na wydumane pytania dziennikarzy o rzekome głębsze, ideologiczne, światopoglądowe przesłanie swoich utworów. Oczywiście rodzi to cały wachlarz konsekwencji: włącznie z żywiołowymi oskarżeniami o zdradę (domniemanych) ideałów lewackich / folkowych / obywatelskich / równościowych etc.
Wyśmienite są relacje uczestników koncertów, kiedy Dylan zaczął swój elektryczny etap – pierwsza część koncertu akustyczna: publiczność zachwycona, potem przerwa i wychodzi elektryczny band (najpierw z Bloomfieldem, potem już z The Band), a publiczność milczy – nie ma braw, w przerwach tylko buczenie wyrażające niezadowolenie.

Kończąc: bardzo polecam ten dokument – pewnie się gdzieś przewinie w powtórkach jakiegoś tiwi. Warto go obejrzeć. To uczciwy obraz twórcy, który będąc sobą, w pełni wykorzystał swoje 5 minut …

pis atakuje strajkujących arrow-right
Next post

arrow-left mój mundial
Previous post

  • makowski

    24 maja 2006 at 11:23 | Odpowiedz

    tak, ja też Dylana od zawsze.
    ale nie o tym.
    zauważyleś może, jak REKLAMY "wcinane" w tę emisję — brzmialy WYJĄTKOWO sztucznie? płasko?
    głupio…
    w zestawieniu z Tamtymi latami, ich estetyką, celami, ideałami…

  • empiryk

    24 maja 2006 at 11:38 | Odpowiedz

    Zgadza się. Ale wiesz – poniekąd to był dla pop-kultury złoty czas, taki illud tempus i cokolwiek zestawisz z tamtymi klimatami, to wypadnie blado :)
    Ale mnie to zupełnie nie przeszkadza… ostatnio mam kompletny odpał na gruncie klasycznego (w szerokim rozumieniu) rocka

  • Michał M

    12 maja 2007 at 13:29 | Odpowiedz

    Bob Dylan moich oczach jest kimś niesamowitym, wiąże się to z jego mądrością życiową i niezwykłym inteligentem. Jego skromność, zamiłowanie do muzyki, poszukiwania sprawiły że jego muzyka niesie sobą tyle energii, siły pobudzającej mnie do życia. Sprawia że spektrum mojego umysłu wychodzi poza ramy odbioru fizycznego, otwiera, nadaje kształtów, zarysowuje nowe ścieżki, światy. Dzięki niemu zrozumiałem czym jest piękno zawarte w pasji, miłości innych ludzi, przez to jestem bardziej człowieczy. Pozdrawiam każdego miłośnika jego muzyki jak i innych osób ukazujących nam dogłębne, wykrystalizowane, najprostsze w swej prostocie piękno. To mój numer gg4452928 zapraszam do dyskusji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *