wypadek i 27
- By Krzysztof Kudłacik
- In varia
- With 10 komentarzy
- On 2 kwi | '2006
Wczoraj ojciec miał wypadek. Obcinał w ogrodzie tuje używając wysokoobrotowej ręcznej piły tarczowej – tzw. gumówki. Niestety, trzymał narzędzie jedną ręką. Przy trzecim, ostatnim drzewku, piła odbiła i trafiła na lewą rękę – na dłoń (dzięki Bogu, że na dłoń, a nie na przedramię). W efekcie stracił kawałek palca wskazującego i poważnie uszkodził palec środkowy lewej dłoni.
I tu zaczęła się jazda.
Jazda zaczęła się, ponieważ po zaopatrzeniu w domu, natychmiast wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy na pogotowie.
Dla wyjaśnienia: w Andrychowie (który jest siedzibą 42 tysięcznej gminy) nie ma stacji pogotowia od blisko dwóch lat.
Tak oto zrealizowano część reformy służby zdrowia plus uzdrowiono(inaczej) finanse samorządowe – teraz pogotowie jest w szpitalu powiatowym w Wadowicach – czyli 12 km dalej. (dodajmy: poniekąd mieszkańcy gminy mogą czuć się szczęśliwcami, bo w Andrychowie mamy stację karetek pogotowia – więc w nagłych wypadkach karetka – chyba nawet dwie – jest na miejscu – dodaję te komentarz jako swoistą ilustrację tzw. łże-liberalizmu)
Mimo obfitego krwawienia i narastającego bólu dojechaliśmy szybko do Wadowic. Niestety – nigdzie nie było oznaczonej stacji pogotowia, więc intuicyjnie wpadłem do głównego wejścia szpitala. Wyszło na to, że trafiłem dobrze. Oprócz nas w kolejce do zabiegówki była starsza kobieta ze zwichniętą nogą (upadła i zwichnęła), młody mężczyzna, który wetknął palec do maszynki do mielenia mięsa w czasie świniobicia oraz ofiara rozboju z pobiciem. Na stacji pogotowia byliśmy punktualnie o 14:15. Musieliśmy czekać sporo ponad kwadrans zanim pielęgniarka wpuściła troje poszkodowanych do rentgena (!). Na razie nikogo nie przyjmowano w zabiegówce, ponieważ – jak dowiedzieliśmy się z ust pielęgniarki (a w zasadzie salowej) – na stole operacyjnym trwał skomplikowany zabieg szycia mężczyzny przywiezionego z wypadku drogowego. Potem to udało się naocznie potwierdzić – ojciec zobaczył poszkodowanego w trakcie zabiegu.
Po prześwietleniu wypuszczono pacjentów z powrotem do poczekalni bez dalszych wyjaśnień.
Gdzieś po pół godzinie oczekiwania (w tym czasie przybywają nowi pacjenci) wezwano ojca do ambulatorium, ponieważ spośród oczekujących był w najpoważniejszym stanie (rana obficie krwawiła – gruba pielucha owijająca oba palce zaczynała przesiąkać). Tam właśnie zapatrzono go tymczasowo – złożono obcięty palec oraz (?) wypalono/zamknięto żyłę z której płynęła krew zmianiając jendocześnie opatrunek.
Ponieważ od wypdaku mijała właśnie godzina i ojciec zaczął wychodzić z szoku, zaczął też mocniej odczuwać ból – poprosił o coś przeciwbólowego: och … wytrzyma pan … – i nic nie dostał.
Następne (bodaj) 20 minut oczekiwania w kolejce pacjentów. W międzyczasie zakończono operację ofiary wypadku i drugi raz zawezwano ojca.
Szybko okazało się, iż w gabinecie zabiegowym nie ma wystarczającego sprzętu, aby przeprowadzić amputację palca i szycie palca środkowego. Więc rozpoczęto procedurę przyjmowania pacjenta na oddział chirurgii urazowej szpitala powiatowego w Wadowicach.
I to była właściwa jazda.
Okazało się, że (teraz prawdziwa) pielęgniarka przyjmując ojca musiała wypełnić całe hektary dokumentacji! Ja to poniekąd rozumiem. Taka jest konieczna procedura – w końcu trzeba wiedzieć, czy aby pacjent nie jest na coś uczulony i czy ostatnio nie miał jakichś poważniejszych schorzeń. Nie można mu przypadkowo zaszkodzić. To jasne.
Ale cała procedura biurokratyczna zajmuje wprawnej pielęgniarce ponad 20 minut, w czasie których musi – jak sama nam wyznała – 27 (słownie: dwadzieściasiedem) wpisać to samo! czyli imię, nazwisko i nr ubezpieczenia pacjenta (o adresie nie wspominając).
Tragedia.
A na biurku stał komputer.
Jednak te celulozę wypełnia się długopisem. Staroświecko. Nie ma oprogramowania, które ułatwiłoby pracę przy tak standardowej operacji.
Tragedia.
Ja oczywiście nie wiem, czy wcale nie ma takiego softu, ale w wadowickim, powiatowym pogotowiu go nie ma.
W czasie przyjęcia ojca salowa chętnie i uprzejmie na pomagała – nie mam uwag. W trakcie rozmowy wyszło, że lepiej będzie, gdy wrócę do Andrychowa i przyjadę do szpitala przywożąc pidżamę, bo szpitalana wygląda mocno nie-twarzowo, a jutro – czyli dziś w niedzielę – ma być w szpitalu telewizja i może będzie lepiej, gdyby filmowała ładnie ubranych pacjentów. To wyszło całkiem ubocznie i nie był to nacisk, ani sugestia – dodam dla jasności.
To zresztą zrobiłbym i tak, ponieważ zjawiłem się z ojcem tak, jak stał – czyli w brudnym robotczym ubraniu, a po całym wypadku nikt nie myślał, aby zabierać ze sobą cały szpitalny ekwipunek, prawda?
Kończąc: sama operacja amputacji trwała dwie godziny, a ojciec był pełen uznania dla chirurga i dwóch pielęgniarek – starali się zrobić to, co do nich należało starannie i dla dobra pacjenta.
Teraz ojciec jest w szpitalu. Pewnie pozostanie tam do wtorku.
byte
2 kwietnia 2006 at 22:56 |
Paskudna sprawa. Z naszą służbą zdrowia jest mniej więcej tak, jak w klasycznym zawołaniu:
"Kto przeżyje, wolnym będzie, kto umiera, wolnym już!"
Zdrowia życzę.
Bellois
2 kwietnia 2006 at 22:45 |
Szczerze współczuję Twojemu ojcu. I wypadku i wizyty w szpitalu.
eNJey
3 kwietnia 2006 at 21:58 |
Współczucia dla Twojego ojca.
Ja przez pięć lat studiowałem w Collegiu Medicum poznająć tajniki naszego systemu opieki zdrowotnej. Dostałem dyplom pielęgniarza i… zacząłem pracować w BOKI. ;) Cześć osób z którymi pracuję uważa że to najlepszy dowód na nie zadobra kondycję naszej opieki zdrowotnej. Wypalanie/zamykanie krwawiących naczyń to elktrokoagulacja ;). Pozdrawiam i zdrowia życzę
CoSTa
4 kwietnia 2006 at 0:14 |
trzymam kciuki za tatę, niechaj szybko wraca do zdrowia! pakudna sprawa :/
a co do służby zdrowia… a nie chce mi się pisać. klawiatury szkoda.
empiryk
4 kwietnia 2006 at 9:32 |
elktrokoagulacja — aha. Wiesz, to ja napisałem znam z ustnej relacji samego ojca: ja przy tym nie byłem i nie jestem naocznym świadkiem. Ale dzięki za trudne słowo :)
Tatanek
4 kwietnia 2006 at 22:47 |
Z opisu widzę, że nasza służba zdrowia jest niereformowalna. Mój dziadek (jest stolarzem) z całych palców u prawej dłoni zachował tylko kciuk. Z jego opowiadań oraz swoich obserwacji uświadamiam sobie, że nic się nie zmieniło. Ostatni raz zaszywano dziadkowi palec jakieś 10 lat temu. Różnica jest tylko taka, że koło pielęgniarki wypełniającej dokumenty nie wtedy stał komputer.
Przyłączam się do życzeń szybkiego powrotu do zdrowia dla ojca.
empiryk
5 kwietnia 2006 at 8:43 |
Dziękuję wszystkim za życzenia, jakie kierujecie do mojego ojca. Przekażę mu. Wrócił do domu szybko, bo już w poniedziałek. Rzecz jasna łyka trochę prochów przeciwbólowych i ma skierowanie do andrychowskiej przychodni chirurgicznej na zmianę opoatrunków i kontrole. Myślę, że teraz już może być tylko lepiej.
Kuba
6 kwietnia 2006 at 16:43 |
No to u nas jest nieco lepiej. W Chodzieży (Wielkopolska) szpital powiatowy nie dość, że nie zadłużony, to jeszcze się rozbudowuje .. Gdy trafiłem tam z poważnym stłuczeniem, zostałem szybko opatrzony. Sprawa z papierami była minimalna – musiałem później tylko zadzwonić i podać numer ubezpieczenia. Tyle… ale widać dużo od szpitala zależy.
Pozdrowienia dla Twojego ojca…
WG
11 kwietnia 2006 at 12:48 |
o kurcze… skąd ja to znam… (tę mizerię polskiej slużby zdrowia)… minęły 3 lata od mojej ostatniej wizyty na tzw. "izbie przyjęć" (swoją drogą widziałem kiedyś na takiej izbie prawdziwe przyjęcie. Imieninowe… ;) Minęły więc 3 lata i nic się nie zmieniło… No ale widocznie działają oni w myśl: "Po co zmieniać, skoro działa…" Pozdrów tatę i niech szybko zdrowieje.
wypadek ojca | varia
18 maja 2010 at 11:18 |
[…] Ojciec znów miał wypadek. Wydziałem to na własne oczy. Wyglądało naprawdę źle. […]