elektroniczne wersje podręczników – opór wydawców
- By Krzysztof Kudłacik
- In publiczne
- With 5 komentarzy
- On 30 sie | '2011
Niedawno opisałem moje obawy odnośnie jaśnie oświeconego pomysłu MEN dotyczącego wymuszania na wydawcach i uczniach (czytaj: rodzicach) elektronicznych wersji podręczników: http://born66.net/?p=4322.
Dziś widzę ciąg dalszy tematu: http://42.pl/u/2Ep6 (Wyborcza). W tym artykule przykuły moją uwagę dwie sprawy. Pierwsza to przyznanie, że pomysł MEN budzi opór wydawców. Przyczyny ich sprzeciwu są zbieżne z tym, co pisałem w powyższej notatce (koszty i możliwość piracenia książek). Druga to wspaniały przykład nowomowy urzędniczo-prasowej:
Cyfrowe podręczniki to marzenie minister edukacji Katarzyny Hall. Cele: mniejsze wydatki rodziców na książki, lżejsze tornistry, szkoła bliżej nowoczesności. Jak minister chce to osiągnąć? Nie planuje kupowania uczniom sprzętu za pieniądze z budżetu. Liczy na to, że po wprowadzeniu nowych zasad rynek sam zaproponuje rodzicom korzystne oferty.
Źródło jak wyżej.
Jak w jednym krótkim wprowadzeniu tekstu można łączyć dwie tak jawnie sprzeczne rzeczy? Być może zwyczajnie nikt już nie wierzy w zdrowy rozsądek czytelnika i rodzica? Najpierw dowiadujemy się, iż celem jaśnie oświeconej minister są mniejsze wydatki rodziców na książki. Ale przecież chodzi o to, aby zamiast jednej książki rodzic musiał kupić dwie (cyfrową i celulozową) lub cyfrową plus komputer/czytnik/laptop. Ktoś z rodziców tu widzi szanse na mniejsze wydatki? Ja nie widzę. Chyba, że – zgodnie z literą tekstu – przyjąć, iż chodzi o mniejsze wydatki budżetu. Jeśli budżet nie planuje tu wydatków, więc rozsądek karze rozumieć, że koszty poniosą rodzice. To tak, jakby budżet nie brał się z przymusowego poboru pieniędzy z kieszeni rodziców.
Ostatnie zdanie cytatu może budzić tylko śmiech zażenowania.
zorro
31 sierpnia 2011 at 7:43 |
Błagam Krzychu, usuń to zdjęcie, bo budzą się we mnie pierwotne instynkty.
empiryk
31 sierpnia 2011 at 8:40 |
hahaha! we mnie też, ale to dobrze! ;P
wik
5 września 2011 at 19:33 |
skoro zbędne jest wg Pani minister czytanie książek, to może zlikwidujmy też zeszyty, tablice w szkołach, dzienniki… zastąpmy to wszystko klawiaturą i będzie elegancko :-) jak w przyszłości będzie się miał ktoś gdzieś podpisać na jakimś dokumencie – też mu podadzą klawiaturę :-) Zresztą, po co się będzie miał podpisywać, skoro nikt tego nie będzie umiał przeczytać :-)
empiryk
6 września 2011 at 6:39 |
Wiki – jesteś zacofanym kołtunem! ministrowi nie podadzą klawiatury, ale jakiś czytnik podpisu cyfrowego lub biometryczny! ;) on nie musi umieć pisać! on będzie umiał kliknąć!
Jaskiniowiec
6 września 2011 at 20:41 |
To może od razu ustalmy, że za książki dla dzieciaków w formie elektronicznej płaci MEN i niech MEN wystawi je 1 września dla świętego spokoju na jakimś torrencie i od początku dla dzieciaków będzie jasne co i jak. Rozumiem, że niejako przy okazji producenci wszelkiego rodzaju urzadzeń ipadopodobnych (tabletów) będą za ten gest odpalać MENowi jakoś prowizję :)
Zły pomysł ?