reprezentacja siatkarzy: ostrożny optymizm
- By Krzysztof Kudłacik
- In varia
- With One Comment
- On 9 cze | '2011
Sporadycznie piszę tutaj o siatkówce, choć moje telewizyjne weekendy to w zasadzie wyłącznie transmisje ze spotkań siatkarskich. Teraz parę przemyśleń odnośnie nowej polskiej męskiej reprezentacji. Czekałem z napisaniem tego materiału do meczów przeciwko Brazylii w Lidze Światowej. Wcześniejsze spotkania z USA w Polsce nie były miarodajne w ocenie sytuacji. To były pierwsze mecze o punkty – mecze w których nie można było zobaczyć jak realizuje się cele i jak funkcjonuje zupełnie nowa polska reprezentacja. Same wyniki potwierdzały ten stan rzeczy: forma falująca, bez stałych punktów. Co najwyżej można było sprawdzić stan zaangażowania zawodników. Zaangażowanie było faktycznie spore. Co ponadto? Niewiele lub nic nie można było wysnuć z obrazu spotkań.
Dopiero mecze przeciw Brazylii dały pierwsze odpowiedzi. I tu jestem dość miło zaskoczony. Są powody do ostrożnego optymizmu.
Pierwsza sprawa, która ucieszyła mnie bardzo, to brak tremy. Nie zobaczyłem ani śladu spięcia u zawodników. Wyszli do gry skupieni, po przegranych akcjach nie było paniki, nawet spore straty punktowe na najlepszej drużyny świata nie powodowały spadku motywacji – oni grali nadal i nie odpuszczali. Być może to najważniejsza charakterystyka reprezentacji pod wodzą Anastasiego. Nie było tak, że na parkiet wchodzi sześciu nabuzowanych zawodników, którzy rzucają się do gardeł Giby i innych, a po wymianie kilku ciosów i zaliczeniu nokautu już uchodzi z nich powietrze i tylko patrzą, jak canarinhos wbijają siatkarskie gwoździe w ich parkiet. Polacy robili wrażenie świadomych długodystansowego celu: sprawdzenia swoich aktualnych umiejętności i dyspozycji przeciw najlepszym na świecie. Nasi zawodnicy byli jakby ciekawi tego, co się uda ugrać z Brazylią. Chcieli się sprawdzić. Nie było presji.
Ponieważ w przedmeczowych wypowiedziach Brazylijczycy wprost mówili, iż obawiają się najbardziej Bartka Kurka, spodziewałem się, że to on od początku będzie ich celem i jednocześnie naszą główną bronią. Wtedy schemat byłby prosty: silne serwisy Brazylii (np. w Kurka), potem nasze wysokie piłki na skrzydło do Kurka, który odbija się od dobrze ustawionego bloku przeciwników. Udało się tego scenariusza uniknąć. Wystarczyło, że rozgrywający – przeważnie Żygadło – wystawiali piłki do innych poza Kurkiem. Atak rozkładał się względnie w urozmaicony sposób i to wystarczyło. Czarny scenariusz się nie spełnił i zarazem Kurek miał wysoką skuteczność.
Druga rzecz na którą chcę zwrócić uwagę, to prowadzenie kadry przez Andre Anastasiego.
Z jednej strony szalenie podoba mi się empatia tego człowieka. Wychodzi to wyraźnie, gdy porównamy go z zupełnie drewnianym Lozano i sztucznie wesołkowatym Castellanim. Anastasi ma żywy, normalny przekaz emocji, widać u niego szalone skupienie, doskonale utrzymuje kontakt z konkretnymi zawodnikami: na czasach mówi do konkretnego gracza, a nie do całej grupy. Z drugiej klarownie prezentuje się jego wizja rozwoju i budowy tej drużyny: ta sama szóstka na początek meczu, aby na jasnej podstawie budować składy na później. Nie ma w tym pochopnych zwrotów i drastycznych zmian. Z trzeciej strony mam przekonanie, iż Anastasi stawia sobie dość realistyczne i konkretne cele – teraz chodzi o przygotowanie do finału Ligi Światowej w Polsce na początku lipca. To etap pierwszy – zależnie od jego wyników przyjdzie pora na kolejne ruchy. Może się przecież okazać, że powrót Plińskiego, czy Winiarskiego do kadry będzie zbędny! Tak naprawdę liczę na to. Kadra musi się odnowić. Gra w finale LŚ byłaby po temu dobrym prognostykiem.
Po dwóch weekendach Ligi Światowej mam mieszane uczucia względem jednego elementu: rozegrania. Nie mam zaufania do Łukasza Żygadły. Owszem – jest zawodnikiem najlepszej klubowej drużyny świata, ale jest w niej tylko zmiennikiem, który gra sporadycznie. Coś jak Jerzy Dudek w Realu Madryt (z tą różnicą, że Real nie jest najlepszą drużyną świata). Jego rozegranie wydaje mi się dość przewidywalne i mało urozmaicone. Żygadły nie stać na szaleństwo. Nie wiemy rzecz jasna, jakie dyspozycje dostaje nasz rozgrywający od trenera. Nie wiemy, czy ma wolną rękę, czy też może ma się trzymać kurczowo ustalonej taktyki. Być może jednak Anastasi daje Żygadle tylko ogólne dyspozycje i nie wymusza określonego rozegrania. Sprzed telewizora w czasie tych czterech meczów LŚ nie widziałem, aby trener jakoś osobno instruował Żygadłę. Moje zaufanie do pierwszego rozgrywającego podkopuje dodatkowo różnica w rozegraniu, jaka była po naszej stronie w pierwszym i drugim meczu z Canarinhos. W pierwszym meczu niemal nie graliśmy środkiem! Wyglądało to tak, jakby ktoś po pierwszym meczu dopiero odkrył przed Żygadłą ten elementarny fakt, że przecież oprócz skrzydeł można skutecznie grać środkowymi. Nie wierzę, iż brak gry środkiem to była taktyka narzucona przez Anastsiego. Żygadło podoba mi się w jednym: on angażuje się w obronę. Umie rzucić się do piłek, do których wielu innych rozgrywających nawet by się nie pochyliło.
To ostatnie – walka o każdą piłkę – bardzo mi się podoba. To efekt stylu siatkówki narzuconego przez nowego trenera. I to się sprawdza. Nie ma znaczenia, czy jesteś środkowym, czy rozgrywającym, czy może przyjmującym z atakiem: masz walczyć do końca o każdą piłkę. Tak robią najlepsi, tak robi Brazylia. Ba! Tak gra od roku Rosja! Rękę Anastasiego widać także w coraz lepszej organizacji gry i współpracy blok-obrona. Jak sobie przypominam, ani razu do obrony jednej piłki nie ruszyło dwóch lub więcej naszych siatkarzy. Nie przeszkadzamy sobie na boisku. Broni ten, który jest najbliżej, a reszta mu tylko w tym pomaga.
Na koniec o Bartku Kurku parę zdań. Mam takie marzenie: żeby Kurek stał się tym dla polskiej reprezentacji, czym Ivan Miljkovic dla serbskiej. Liderem i motorem.
Warunki fizyczne obydwu są zbliżone. Pozostaje kwestia mentalności i akceptacji swojej roli w zespole. Pora najwyższa, żeby pod okiem Anastasiego Kurek wszedł w tę rolę do końca. Ma po temu wszelkie dane. Mimo młodego wieku jest siatkarsko dojrzałym zawodnikiem. Ma fart, bo nie trapią go poważniejsze kontuzje. Musi teraz uwierzyć w siebie, musi konsekwentnie zbudować motywację zwycięzcy. To klucz. Na szczęście po wywiadach tego zawodnika wychodzi, że nie ma on tendencji do użalania się nad sobą i szukania przyczyn klęsk poza sobą. Dlatego żałuję, iż związał się długoletnim kontraktem ze Skrą Bełchatów, gdzie biadolenie i użalanie się na rąbek u spódnicy jest standardem. Szkoda, że Kurek nie gra we Włoszech lub w Rosji. Dopiero codzienna, mozolna konkurencja z najlepszymi stałaby się skutecznym motorem przemiany tego zawodnika.
Liczę, że tegoroczna gra Kurka pod wodzą Anastasiego zmieni Kurka w lidera.
takiego Kurka nam nie zakręcicie | head.log
10 lipca 2011 at 9:24 |
[…] i władz umysłowych. W fazie grupowej LŚ pisałem, że mamy powody do umiarkowanego optymizmu. Teraz, po przegramy meczu z reprezentacją Rosji uznaję nasz występ za sukces. […]