lektury szkolne
- By Krzysztof Kudłacik
- In dusza
- With 10 komentarzy
- On 8 lut | '2006
Wczoraj zabrałem się za ponową lekturę esejów Michaela Oakeshotta – mojej dawnej lektury bodaj na zajęciach z historii doktryn politycznych. I wtedy przyszło mi na myślę, że do diaska niewiele pamiętam z lektur szkolnych.
Ja wiem – co innego lektury ze studiów, a co innego szkoła podstawowa/średnia :) Ale właśnie lektury szkolne – przynajmniej teoretycznie – powinny lepiej się wbić w pamięć.A u mnie z tym jest bardzo marnie.
Trochę cholerka mnie to zastanowiło. Głównie dlatego, że w zasadzie pamiętam wyłącznie trzy tytuły. Najpierw Nad Niemnem – książka, której nigdy nie przeczytałem a mimo to napisałem o niej bodaj trzy wypracowania i byłem obszernie dwukrotnie odpytywany przez polonistkę. Pewnie w tym etepie mojego rozwoju humanistycznego znienawidziłem polonistów. Ale żeby była jasność – te wypracownia i odpowiedzi były ocenione pozytywnie – jedna z nich na piątkę. Znałem książkę Orzeszkowej względnie dobrze, bo moja koleżanka ją przeczytała i ustnie – bardzo detalicznie – mi ją streściła.
Więc 'Nad Niemnem’ pamiętałem dlatego, iż była to bodaj pierwsza lektura szkolna, którą świdomie i celowo zignorowałem i nie przeczytałem. Czyli było to poniekąd wspomnienie przykre i dość mało komfortowe. W końcu byłem zdolnym, ale leniwym uczniakiem
Potem bardzo sympatyczne wspomnienia Trylogii Sienkiewicza – sympatyczne dlatego, że czytałem te książki leżakując w szpitalu: więc bez stresu i presji czasu. Pełny komfort. A przy tym to są świetne przygodówki.
I koniec końców – ostatnie dzieło, które zechciałem byłem zapamiętać: Wesele. Dzieło Wyspiańskiego było – chyba jedynym – moim odkryciem w świecie literatury szkolnej. Serio.
Biorąc ten dramat do ręki myślałem, że oto kolejny koszmar uczniowski nadchodzi: poezyja… wieszcze narodowe etc.
Ale pomyliłem się. Wyspiański zaskoczył mnie tym, że umiał w niezwykle inteligentny sposób wziąć swoje codzienne doświadczenie – knajpiano-krytyczno-plastyczne i przekuć w żywy, poruszający obraz w którym co chwilę znajdywałem jakieś nowe sensy i odniesienia. To było cholernie pouczające na nastolatka jakim wtedy byłem.
byte
8 lutego 2006 at 11:52 |
Miałem podobnie. Z premedytacją nie czytałem lektur szkolnych, "Nad Niemnem" miałem (i mam nadal) z wyjątkową szmirę. Maturę z polskiego napisałem opierając się na "Smętarzu dla zwierzaków" Kinga. Dziś już King mnie nie kręci, ale uprzedzenie do lektur pozostało.
Sebastian Murawski
8 lutego 2006 at 12:23 |
No to ja też jakiś "typowy" jestem. Lektur nie czytałem. Znaczy niektóre owszem, ale ogólnie nie lubiłem. Pamiętam dobrze, że "Dżuma" to było to czego w innych nie znalazłem i zdecydowanie najciekawszą się wydawała. "Nad Niemnem" zaliczyłem poprzez przeczytanie tylko i wyłacznie dialogów – wystarczyło ;) Dość dobrze wspominam także "Folwark zwierzęcy", ale to chyba ze względu na dość dobre odzwierciedlenie rzeczywistości – oczywiście nie wprost, ale właśnie to mi się podobało.
empiryk
8 lutego 2006 at 13:13 |
Qrde – panowie: ja czytalem te lektury, ale mnie to zawsze bolało… I efekt jest takie, jak opisałem: mało co mi z tego zostało.
Rzecz jasna za moich czasów Orwella nie było wśród lektur :)
CoSTa
8 lutego 2006 at 16:54 |
a ja i owszem, lekturki wciągałem. przynajmniej niektóre :). moim odkryciem był pan tadeusz. mówta co chceta ale koleś jedzie tam róóóóówno po bandzie z opisami przyrody. wciągałem je maniami. grafomania, i owszem ale jaka ładna :)
maturę pisałem w oparciu o diunę herberta. po trzech godzinach wylazłem z sali bo naklepałem co miałem do naklepania. to było kilka dobrze napisanych zdań… taaak, dobrze wspominam szkółkę :)
opi
8 lutego 2006 at 17:01 |
Z lektur została mi tylko nostalgia do okresu pozytywizmu. "Lalka" — to jest to. :-)
Jestem też jedynym człekiem, który w swoim wypracowaniu o Konradzie W. oblał go wiadrem gnoju. Dostałem dwa plus, bo Pani profesor się kartki posklejały i nie przeczytała dwu stron. :-)
Piotr [PMD]
8 lutego 2006 at 22:01 |
"Dżuma" – świetna, szczególnie pamiętne ostatnie zdanie. Lalka, Trylogia, Krzyżacy… wiadomo ;O)
Natomiast gdybym z lektur szkolnych pamiętał mało, to bym się cieszył – akurat trafiło mi się zbyt dużo literatury "obozowej".
Ciekawym epizodem były "Rozmowy z katem"
– moją uwagę nt. podobieństwa walk w Gettcie i w Groznym (wykorzystanie działek przeciwlotniczych ) przyjęto dość…e.. e… nietypowo.
I myśl aktualna do dziś "Amerykanie wolą przelewać benzynę niż krew". Jakże prawdziwe i aktualne …
W w czasach SP czytałem zdecydowanie najwięcej (1 i 3 miejsce w czytelnictwie). W Liceum głównie lektury i uzupełnianie ciekawszych pozycji z podstawówki… na studiach czytuję głównie manuale ;) oraz "klasykę" przedmiotu. Trochę uzupełniam bardziej dotkliwe zaległości, w rodzaju dzieł Verne’a.
Czasami trochę żałuję, że za dużo czytałem, zamiast uprawiać sport lub bawić się matematyką. Jednak czas poświęcony na przedmiot "język polski" nie był totalnie stracony – ostatecznie, z tego literaturowego "rozpędu" znalazłem pierwszą prawdziwą pracę.
( tak konkretnie – to Krzysztof mnie znalazł :O) )
empiryk
9 lutego 2006 at 9:05 |
@opi
'Lalka’ – faktycznie: miło się to czytało – porządne romansidło z tłem społecznym. Zawsze stawiam to obok 'Ziemi obiecanej’.
@PMD
Nooo … rajt: 'Dżuma’ to je ono! Czytałem tę książkę z wypiekami na twarzy – właśnie dzięki niej dość gładko wszedłem w resztę Camusa i potem w Sartre’a – głównie dlatego, że po przeczytaniu 'Dżumy’ nie bardzo załapałem na czym polegał jej egzystencjalizm. To jednak działo się już po szkole średniej – czyli na innym mentalnym poziomie.
btd
9 lutego 2006 at 10:46 |
A mi zostało porównanie zrywów z okresu romantyzmu z "samobójczym frontem wyzwolenia palestyny" z żywota briana.
Parę osób zrozumiało i składali się, a reszta wraz z polonistką była obrażona.
Lalka była moją ulubioną chyba lekturą.
KubaWinter
9 lutego 2006 at 16:33 |
Już się bałem, że ja sam nie czytam lektur. Kamień spadł mi z serca :) Podczas gdy inni ślęczą nad McBetami itd. ja sobie czytam inne książki IMHO ciekawsze i lepsze. Taki np. "Lot nad kukułczym gniazdem" albo "Tato"…
WG
21 lutego 2006 at 15:25 |
Tak… Ja też nie czytałem "Nad Niemnem". Z założenia i z premedytacją. Skapitulowałem po 3 podejściu.. Napisałem potem z tego 1 obszerne zadanie domowe (zadania domowe w mojej klasie humanistycznej to były kilkunastostronnicowe wypracowania..). Na studiach tez z założenia i z premedytacją unikałem tej książki… ;) Pozostałe – spokojnie.. ;) Wesele to super dramat – tak uważam ;) Lalka to z kolei bardzo wciągająca książka… Romantycy też byli "w porzo" goście ;)