head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

lektury szkolne

Wczoraj zabrałem się za ponową lekturę esejów Michaela Oakeshotta – mojej dawnej lektury bodaj na zajęciach z historii doktryn politycznych. I wtedy przyszło mi na myślę, że do diaska niewiele pamiętam z lektur szkolnych.

Ja wiem – co innego lektury ze studiów, a co innego szkoła podstawowa/średnia :) Ale właśnie lektury szkolne – przynajmniej teoretycznie – powinny lepiej się wbić w pamięć.A u mnie z tym jest bardzo marnie.

Trochę cholerka mnie to zastanowiło. Głównie dlatego, że w zasadzie pamiętam wyłącznie trzy tytuły. Najpierw Nad Niemnemksiążka, której nigdy nie przeczytałem a mimo to napisałem o niej bodaj trzy wypracowania i byłem obszernie dwukrotnie odpytywany przez polonistkę. Pewnie w tym etepie mojego rozwoju humanistycznego znienawidziłem polonistów. Ale żeby była jasność – te wypracownia i odpowiedzi były ocenione pozytywnie – jedna z nich na piątkę. Znałem książkę Orzeszkowej względnie dobrze, bo moja koleżanka ją przeczytała i ustnie – bardzo detalicznie – mi ją streściła.
Więc 'Nad Niemnem’ pamiętałem dlatego, iż była to bodaj pierwsza lektura szkolna, którą świdomie i celowo zignorowałem i nie przeczytałem. Czyli było to poniekąd wspomnienie przykre i dość mało komfortowe. W końcu byłem zdolnym, ale leniwym uczniakiem

Potem bardzo sympatyczne wspomnienia Trylogii Sienkiewicza – sympatyczne dlatego, że czytałem te książki leżakując w szpitalu: więc bez stresu i presji czasu. Pełny komfort. A przy tym to są świetne przygodówki.

I koniec końców – ostatnie dzieło, które zechciałem byłem zapamiętać: Wesele. Dzieło Wyspiańskiego było – chyba jedynym – moim odkryciem w świecie literatury szkolnej. Serio.
Biorąc ten dramat do ręki myślałem, że oto kolejny koszmar uczniowski nadchodzi: poezyja… wieszcze narodowe etc.
Ale pomyliłem się. Wyspiański zaskoczył mnie tym, że umiał w niezwykle inteligentny sposób wziąć swoje codzienne doświadczenie – knajpiano-krytyczno-plastyczne i przekuć w żywy, poruszający obraz w którym co chwilę znajdywałem jakieś nowe sensy i odniesienia. To było cholernie pouczające na nastolatka jakim wtedy byłem.

niemal przerżnąłem maturę arrow-right
Next post

arrow-left najwięksi kłamcy
Previous post

  • byte

    8 lutego 2006 at 11:52 | Odpowiedz

    Miałem podobnie. Z premedytacją nie czytałem lektur szkolnych, "Nad Niemnem" miałem (i mam nadal) z wyjątkową szmirę. Maturę z polskiego napisałem opierając się na "Smętarzu dla zwierzaków" Kinga. Dziś już King mnie nie kręci, ale uprzedzenie do lektur pozostało.

  • Sebastian Murawski

    8 lutego 2006 at 12:23 | Odpowiedz

    No to ja też jakiś "typowy" jestem. Lektur nie czytałem. Znaczy niektóre owszem, ale ogólnie nie lubiłem. Pamiętam dobrze, że "Dżuma" to było to czego w innych nie znalazłem i zdecydowanie najciekawszą się wydawała. "Nad Niemnem" zaliczyłem poprzez przeczytanie tylko i wyłacznie dialogów – wystarczyło ;) Dość dobrze wspominam także "Folwark zwierzęcy", ale to chyba ze względu na dość dobre odzwierciedlenie rzeczywistości – oczywiście nie wprost, ale właśnie to mi się podobało.

  • empiryk

    8 lutego 2006 at 13:13 | Odpowiedz

    Qrde – panowie: ja czytalem te lektury, ale mnie to zawsze bolało… I efekt jest takie, jak opisałem: mało co mi z tego zostało.
    Rzecz jasna za moich czasów Orwella nie było wśród lektur :)

  • CoSTa

    8 lutego 2006 at 16:54 | Odpowiedz

    a ja i owszem, lekturki wciągałem. przynajmniej niektóre :). moim odkryciem był pan tadeusz. mówta co chceta ale koleś jedzie tam róóóóówno po bandzie z opisami przyrody. wciągałem je maniami. grafomania, i owszem ale jaka ładna :)

    maturę pisałem w oparciu o diunę herberta. po trzech godzinach wylazłem z sali bo naklepałem co miałem do naklepania. to było kilka dobrze napisanych zdań… taaak, dobrze wspominam szkółkę :)

  • opi

    8 lutego 2006 at 17:01 | Odpowiedz

    Z lektur została mi tylko nostalgia do okresu pozytywizmu. "Lalka" — to jest to. :-)

    Jestem też jedynym człekiem, który w swoim wypracowaniu o Konradzie W. oblał go wiadrem gnoju. Dostałem dwa plus, bo Pani profesor się kartki posklejały i nie przeczytała dwu stron. :-)

  • Piotr [PMD]

    8 lutego 2006 at 22:01 | Odpowiedz

    "Dżuma" – świetna, szczególnie pamiętne ostatnie zdanie. Lalka, Trylogia, Krzyżacy… wiadomo ;O)

    Natomiast gdybym z lektur szkolnych pamiętał mało, to bym się cieszył – akurat trafiło mi się zbyt dużo literatury "obozowej".

    Ciekawym epizodem były "Rozmowy z katem"
    – moją uwagę nt. podobieństwa walk w Gettcie i w Groznym (wykorzystanie działek przeciwlotniczych ) przyjęto dość…e.. e… nietypowo.
    I myśl aktualna do dziś "Amerykanie wolą przelewać benzynę niż krew". Jakże prawdziwe i aktualne …

    W w czasach SP czytałem zdecydowanie najwięcej (1 i 3 miejsce w czytelnictwie). W Liceum głównie lektury i uzupełnianie ciekawszych pozycji z podstawówki… na studiach czytuję głównie manuale ;) oraz "klasykę" przedmiotu. Trochę uzupełniam bardziej dotkliwe zaległości, w rodzaju dzieł Verne’a.

    Czasami trochę żałuję, że za dużo czytałem, zamiast uprawiać sport lub bawić się matematyką. Jednak czas poświęcony na przedmiot "język polski" nie był totalnie stracony – ostatecznie, z tego literaturowego "rozpędu" znalazłem pierwszą prawdziwą pracę.
    ( tak konkretnie – to Krzysztof mnie znalazł :O) )

  • empiryk

    9 lutego 2006 at 9:05 | Odpowiedz

    @opi
    'Lalka’ – faktycznie: miło się to czytało – porządne romansidło z tłem społecznym. Zawsze stawiam to obok 'Ziemi obiecanej’.
    @PMD
    Nooo … rajt: 'Dżuma’ to je ono! Czytałem tę książkę z wypiekami na twarzy – właśnie dzięki niej dość gładko wszedłem w resztę Camusa i potem w Sartre’a – głównie dlatego, że po przeczytaniu 'Dżumy’ nie bardzo załapałem na czym polegał jej egzystencjalizm. To jednak działo się już po szkole średniej – czyli na innym mentalnym poziomie.

  • btd

    9 lutego 2006 at 10:46 | Odpowiedz

    A mi zostało porównanie zrywów z okresu romantyzmu z "samobójczym frontem wyzwolenia palestyny" z żywota briana.
    Parę osób zrozumiało i składali się, a reszta wraz z polonistką była obrażona.

    Lalka była moją ulubioną chyba lekturą.

  • KubaWinter

    9 lutego 2006 at 16:33 | Odpowiedz

    Już się bałem, że ja sam nie czytam lektur. Kamień spadł mi z serca :) Podczas gdy inni ślęczą nad McBetami itd. ja sobie czytam inne książki IMHO ciekawsze i lepsze. Taki np. "Lot nad kukułczym gniazdem" albo "Tato"…

  • WG

    21 lutego 2006 at 15:25 | Odpowiedz

    Tak… Ja też nie czytałem "Nad Niemnem". Z założenia i z premedytacją. Skapitulowałem po 3 podejściu.. Napisałem potem z tego 1 obszerne zadanie domowe (zadania domowe w mojej klasie humanistycznej to były kilkunastostronnicowe wypracowania..). Na studiach tez z założenia i z premedytacją unikałem tej książki… ;) Pozostałe – spokojnie.. ;) Wesele to super dramat – tak uważam ;) Lalka to z kolei bardzo wciągająca książka… Romantycy też byli "w porzo" goście ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *