piętnuję dziurwy
- By Krzysztof Kudłacik
- In szosa
- With 3 komentarze
- On 3 lut | '2011
Wkrótce po zmianie opon na zimowe zacząłem odczuwać coraz silniejsze bicie kierownicy w moim jeździdełku. Źródło tego bicia lokalizowałem jakoś po prawej stronie – od prawego koła. Tłumaczyłem to sobie tym, że koło wisi tylko na trzech śrubach – czwartą szpilkę urwał mi wulkanizator. Bicie w kierownicy było większe przy małej prędkości, a malało, gdy samochód jechał szybko. Wiktor trochę mnie przestraszył historią swojej znajomej, która przy takich samych objawach urwała koło.
Kłopot w tym, że kupione na allegro nowe dwie szpilki z nakrętkami okazały się już na miejscu u mechanika za grube. Musiały zostać przetoczone z 16 mm do 12. I po założeniu tych dwóch nowych śrub bicie jeszcze bardziej dawało się we znaki.
Zatelefonowałem więc do mechanika opisując sytuację. Próbna diagnoza telefoniczna: ma pan zwichrowane tarcze hamulcowe. No pięknie. Jednak do końca nie dałem wiary tej próbnej diagnozie, bo pokrzywione tarcze przypuszczalnie jakoś zmieniłyby charakterystykę hamowania. A tu żadnych zmian nie odnotowałem. Nic to. Odprowadziłem samochód do warsztatu. Po godzinie dostaję telefon: tarcze są dobre, natomiast obydwie opony są pęknięte i wybrzuszają się na bokach – od wewnątrz nadkola. Dlatego nie widziałem żadnych zmian na zewnętrznym brzegu opon, gdy zaniepokojony biciem oglądałem je wielokrotnie. Sytuacja typu zamienił stryjek siekierkę na kijek. Musiałem kupić dwie nowe zimówki, gdy konto świeci pustkami! Gdyby to były tarcze hamulcowe, to koszt i tak byłby podobny, co przy kupnie dwóch nowych opon Frigo – musiałem wyłożyć 500 zł bez paru groszy. Owszem, można było zejść z kosztów kupując bieżnikowane opony – cena ok. 160 zł/szt, ale jakoś nie mam zaufania do regenerowanego zestawu.
Opony rozwaliłem sobie oczywiście na pięknych naszych polskich drogach, a w zasadzie na dziurach, jakie tej zimy w masakryczny sposób wylazły na wierzch. Co najmniej cztery-pięć razy wpadłem bardzo mocno oboma kołami w takie jamy na drogach. I efekt jest taki, jak państwo przeczytało powyżej.
Czego i państwo serdecznie nie życzę!
zetzero
12 lutego 2011 at 18:16 |
dziurawość jest cechą naszego krajobrazu mentalnego; taka ponadsezonowa przypisana nam bylejakość i prowizoryczność…
joe
13 lutego 2011 at 12:25 |
no cóz, nie pozostaje nic innego jak walczyc. Sfotografować dziurę, zgłosić do administratora drogi, domagać się odszkodowania. Mozolne, ale możliwe
empiryk
13 lutego 2011 at 13:25 |
@joe
to jest wyjście, gdy walisz jeden, konkretny raz i natychmiast masz szkodę. U mnie to było kilka uderzeń, więc trudno mi byłoby wyłapać tego 'winnego’. Oczywiście, można iść w taki scenariusz, iż żądamy odszkodowania od administratora „ostatniej” dziury …