head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Podsumowanie 2005 – cz.3

Muzyka
To ostatnie i krótkie podsumowanie minionego roku. I nie chcę być tu źle zrozumiany – ja nie napiszę tu o muzyce wydanej przez interesujących mnie artystów w ostatnich 12 miesiącach. Ja raczej średnio znam to, co się dzieje na bieżąco. Gazet muzycznych niemal nie czytam – może raz, a w porywach dwa w roku kupię np. Teraz rock… podobnie z czytelnictwem CMG … ja tylko czasami dowiaduję się, że jakiś artysta wydał/wydaje płytę. Wtedy staram się odszukać tego spośród znajomych, który ma wersję audio danego wydawnictwa…

Zatem poniżej będzie parę słów o tym, czego miałem okazję słuchać w 2005 i co z różnych powodów utkwiło w mojej pamięci.

Od razu powiem, kto ma u mnie tytuł płyty roku 2005, choć album ten ukaże się dopiero za tydzień. Dla mnie płytę roku nagrał stary dziadek Eric Burdon – mianowicie chodzi o Soul of a man. Linki nie podam, bo zwyczajnie nie ma takiego zasobu. Płytę otrzymałem całkiem przypadkiem i powaliła mnie od pierwszego odsłuchania. Gość ma niemal siódmy krzyżk na karku, ale pokazał absolutne mistrzowstwo w gatunku białego bluesa. Czternaście utworów, które wyrywają z fotela. Pełna pulsacja i motoryka elektrycznego, miejskiego bluesa. Wyśmienite aranżacje dęciaków i czarnych, murzyńskich chórków. Tam, gdzie trzeba – elektryczne gitary, często przesterowane, a gdzie trzeba zagrać jak w dusznym, zadymionym klubie z Chicago, tam jest klimat i dusza. Jazda przez bitą godzinę.
A kiedy wybrzmiewa ostatni utwór, to zwyczajnie naciskasz ponownie klawisz 'play’! Uwaga: odradzam słuchanie tej płyty w samochodzie – te rytmy mogą ponieść :)

Najlepszą polską płytą wydaje mi się album Pati Yang Silent Treatment. Bezapelacyjnie artystka panuje nad materiałem – oferuje przemyślane, zaawansowane, klubowe brzmienia downbeatowe i trip hopowe.
Zaraz za Pati umieszczę dziwuszki z Sistars z ich AEIOU. Przyczyny już opisywałem.

Największym rozczarowaniem jest – już o tym wspominałem – ostatni album Kate Bush. Porażka. A miało być tak pięknie.
I kończąc: największe pozytywne zaskoczenie. Czyli wydawnictwo Miasto Mania autorstwa Marii Peszek wspomaganej przez Wojtka Waglewskiego i juniora F.I.S.Z..

Skąd ta nominacja i zaskoczenie? Bo to naprawdę bardzo udana płyta. Oto jest artystka estradowa pozbawiona głosu piosenkarskiego i większych zdolności wokalnych – ale ma dobry warsztat emisji głosu. I na tych wątłych podstawach zbudowano spójną, przekonującą, klimatyczną całość. Tego zwyczajnie dobrze się słucha – szczególnie nocną porą. Słowa i muzyka współgrają razem tworząc pewną uniklną całość. Polecam.

Lost - zagubieni. Ale kto się zagubił? arrow-right
Next post

arrow-left plany 2006
Previous post

  • CoSTa

    2 stycznia 2006 at 1:20 | Odpowiedz

    no ja w tym roku kilka zaskoczeń muzycznych takoż miałem. przede wszystkim spyweirdos z fenomanalnym imo albumem "for children to play". rzecz, którą słucham wciąż i wciąż. muzyka pozornie łatwa ale po głębszym przesłuchaniu po prostu mnie poraziła. doskonała i głęboka elektronika wyrażona prostymi sposobami. mój private album roku.

    blues to oczywiście baba blues i ich "deep down in the mirror". kilka kawałków z tej płyty przypomniało mi co to takiego właściwie ten cały blues. wspomnianej przez ciebie płytki jeszcze nie słyszałem. w kajeciku zapisane :)

    z muzyki klubowej i ogólnie tanecznej na wyróżnienie zasługuje timo maas i jego "pictures". nie wiem co jest w tym krążku ale to oldschoolowe brzmienie chwyciło mnie za serducho. rozwaliły mnie też dwa kawałki z badzo dobrego drum’n’bassowego krążka future prophecies "warlords rising". damn, dwa utwory z tej płyty to imo ideał d’n’b.

    dobrych rzeczy znalazło by się o wiele, wiele więcej ale to przecież nie moje podsumowanie :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *