head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Karol – film o papieżu

Skorzystałem bardzo chętnie z okazji jaką stworzył TVN i obejrzałem film o papieżu Karol – człowiek, który został Papieżem.
I mocno się rozczarowałem. Nie spodziewałem się zwykłej obrazkowej hagiografii na poziomie opowieści odpustowej.

Całe to moje rozczarowanie utrzymuje się pomimo tego, że widzę, iż w film Giacomo Battiato włożono naprawdę sporo staranności, przemyślenia i zaanagażowania bardzo dobrych aktorów. Nie chodzi mi także o to, że jest to film skierowany głównie do widzów poza Polską. To nie to.
Obawiam się zwyczajnie, iż moje wrażenie ma źródło w tym, że taka metoda opowiadania o świętości jest daje mierne efekty.

Najpierw – przyznajmy: film jest dość konsekwentnie przemyślany. Opowiada o Karolu Wojtyle głównie przez pryzmat ludzi, którzy go otaczają kosztem perspektywy podmiotowej głównego bohatera – ta ostatnia jest tylko uzupełnieniem.
Więcej – film o którym mowa bardzo dobrze pokazuje źródło kluczowej postawy późniejszego papieża – czyli nieszczęścia wojny, traumatyczne doświadczenie holocaustu i następnie wyniszczenia narodu polskiego. Stąd właśnie bierze się jedno z podstawowych przesłań Jana Pawła – przesłanie przewagi miłości nad kłamstwem i przemocą.

Następnie – przyznaję, że zaangażowanie bardzo dobrych aktorów dało zadowalające efekty: starali się jako mogli i pokazali spory kunszt. Robota wykonana przez Łukaszewicza i Adamczyka jest wysokiej próby.

Trzeba wspomnieć także, że mimo raczej niewielkiego budżetu realizatorzy jako tako mogli pokazać nawet spore inscenizacje z scenami masowymi. Celowo piszę jako tako, bo mimo umiejętego filmowania np. sceny ataku lotniczego na uchodźców września 1939r. zdradzają swoją 'prowizoryczność’, a komputerowo dorabiane samoloty są jednak rozpoznawalne. Podobnie jest także w scenie ataku bombowego dwojga partyzantów na samochód z żołnierzami niemieckimi.

Co zatem mi nie pasuje?
To, co skrótowo napisałem wyżej – film jest zaledwie mizerną hagiografią. Przedstawia głównego bohatera w sposób rażąco sztuczny i zupełnie pozbawiony wiarygodności. Po obejrzeniu takiego filmu nikt nie zrozumie dlaczego ten człowiek nosi nimb świętości … I to jest skutek świadomego działania scenarzysty: to on wkłada w usta bohaterów dialogi jak z brewiarza, dialogi kompletnie pozbawione wyczucia i rysu potocznego człowieczeństwa. Czerstwa postać kamieniarza Nowaka niczego tu nie zmienia, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej kontrastuje przerysowane główne postacie.

Tych postaci nie ratują bardzo dobre kreacje aktorskie Adamczyka i Łukaszewicza. Z tych dwóch szczególnie postać ojca – Karola Wojtyły seniora – wydaje się szczególnie zmarnowana. Łukaszewiczowi polecno grać umierającego staruszka – zrobił to z maestrią, która nic nie wniosła w efekcie do filmu.
Przypuszczam, że film Battiato miał pokazać Jana Pawła jako człowieka właśnie – ale o ile taki był zamiar autorów, to nie powiódł się on kompletnie.
Powtórzę – głównie z powodu skrajnej sztuczności dialogów i sytuacji w jakich pokazywano nie tylko głównego bohatera, ale także jego otoczenie. Nikt rozsądny – ani w Polsce, ani tym bardziej na mocno laickim Zachodzie – nie da wiary temu obrazowi Karola – człowieka, który został papieżem, człowieka o którym tłumy w momencie jego zgonu wołały santo subito. Ten film nie otwiera żadnych możliwości apostolskich. To podręcznikowa hagiografia. I zupełnie nie mam tu na myśli tego, czy po wyjściu z kina wątpiący lub nie wierzący widzowie doznają nawrócenia…

Szkoda zatem, iż zmarnowano dobrą okazję do odbrązowienia obrazu Wielkiego Człowieka jakim był papież Jan Paweł II. Tak nie powinno się robić filmów o dziele ludzi uchodzących za świętych.
Filmy o świętych powinny najpierw pokazywać tych ludzi jako ludzi właśnie, a następnie starać się ujawnić działanie Ducha Świętego w potocznych, trywialnych i mało efektownych chwilach dnia powszedniego. A w tych względach film o którym mowa zawodzi.
A przecież można było iść dość dobrze przygotowanym tropem takich świetnych filmów jak Francesco (1989) pokazującym naiwny naturalizm i witalność św.Fanciszka w wykonaniu (sic!) Mickeya Rourke. Albo też Mother Teresa: In the Name of God’s Poor z robiącą niezwykłe wrażenie Geraldine Chaplin. I choć to całkiem inna natura przekazu, to muszę wskazać także na Joanna dArc w reż. Christiana Duguay – recenzję tego filmu napisałem w innym miejscu.

Koniec końców – Giacomo Battiato zaprzepaścił szansę na interesujący, poruszający obraz Karola Wojtyły, człowieka.

Mamy zatem Lechistan arrow-right
Next post

arrow-left na koniec o dzieciach
Previous post

  • karolina

    4 kwietnia 2006 at 20:57 | Odpowiedz

    Super strona . Gratuluję

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *