rekonesans w Kozubniku (Giszowiec)
- By Krzysztof Kudłacik
- In Andrychow w obiektywie
- With 6 komentarzy
- Tagged with Kozubnik Sony
- On 24 lip | '2010
Od zawsze chciałem zrobić sesję w jakimś post-industrialnym plenerze. Nadal chcę. Problem jednak jest prosty: trzeba takowy znaleźć i musi się on nadawać. Nadawanie się zrujnowanego pleneru do zdjęć daje się łatwo wyjaśnić – musi być względnie łatwo dostępny oraz musi być bezpieczny.
Jak dla mnie najbliższym takim plenerem jest Kozubnik, czyli miejsce tuż obok Porąbki na trasie Porąbka-Żywiec. W sumie łatwo tam trafić. W sieci można bez kłopotu odszukać kilka świetnych opisów tego miejsca. Skrótowo na już: w Kozubniku w czasach PRL mieścił się elitarny ośrodek leczniczo-wypoczynkowy dla liderów partii komunistycznych z Polski i nie tylko. Teraz jest to ruina. Ale jaka!
Mój zachwyt w wyrażeniu ale jaka jest natury czysto fotograficznej. Wreszcie zebrałem się i w piątkowy wieczór wraz z Najlepszą Z Moich Żon wybrałem się do Kozubnika. Plan był prosty – ocenić plener. Jeśli się nadaje, to dziś miałem w zamiarze dokończyć tam jedną z moich sesji.
Poniżej moje uwagi dla chętnych na sesję zdjęciową w ruinach ośrodka w Kozubniku.
Jak możecie się przekonać z poniżej zamieszczonych próbek – miejsce wspaniale rokuje na fotografowanie. Jak wiecie, patrzyłem na to miejsce wyłącznie pod kątem realizacji fotografii pozowanej, kiedy trzeba przyjechać z modelką i ze sprzętem, np. światłem. Z tego punktu widzenia doradzam amatorom fotografowania najdalej posuniętą ostrożność. Zanim się tam wybierzecie, starannie się przygotujcie i przemyślcie sprawę. Owszem, zdjęcia wyjdą zapewne rewelacyjnie, ale nie będą łatwe.
Miejsce jest dość łatwo dostępne, bez kłopotu traficie na miejsce. Nawet jeśli nie jesteście z niedalekich okolic, jak piszący te słowa. Wyjeżdżając z Porąbki w kierunku na Żywiec trzeba skręcić zgodnie z drogowskazem w lewo. Potem można już pytać miejscowych lub zwyczajnie jechać prosto, jak prowadzi szosa. Jedna uwaga – dojazdu do ruin zabrania znak drogowy postawiony ponoć na żądanie mieszkańców, którzy na wąskiej dróżce mieszczącej na szerokość jeden samochód mieli dość gęstego ruchu turystycznego do ruin. Zatem trzeba się zatrzymać na końcu, przy złączeniu dwóch górskich strumieni przy moście, obok lokalnej restauracji/baru/sklepu. Potem spacer – chyba mniej niż kilometr. I już jesteście.
Tak naprawdę ruiny są otoczone, a wręcz przeplecione normalnymi mieszkalnymi budynkami. Mieszkają tam w wynajętych kwaterach i budynkach turyści oraz tubylcy. Ba, nawet jeden z budynków ośrodka jest zamieszkany – wygląda to dziwnie, bo całość jest w stanie zniszczenia za wyjątkiem jednego mieszkania na piętrze, gdzie faktycznie ktoś mieszka. Wchodząc na teren, widać tablicę z ostrzeżeniem, że budynki grożą zawaleniem, więc należy zachować ostrożność. Tablica nie jest podpisana. Niektóre budynki mają żółte tablice z zakazem wstępu na teren prywatny. Nie wiem, czy zakaz jest egzekwowany, jednak pamiętajmy, że jesteśmy 5 min jazdy od centrum Porąbki i posterunku Policji.
Owszem, teren jest pod względem budowlanym niebezpieczny. Trzeba bardzo uważnie patrzeć pod nogi i obserwować na co się wchodzi. Zdarzają się drewniane podłogi. Niemal wszędzie jest rozbite szkło. Pokoje są często zasłane zniszczonymi meblami i ubraniami. Być może kiedyś pomieszczenia były zamieszkiwane przez dzikich lokatorów. Jak się domyślacie niemal co krok znajdziecie ślady biesiadowania. Nie odważyłem się zejść do podziemi i wielu budynków schodzących pod ziemię – a jest ich trochę.
Jednak bez kłopotu znajdziecie doskonałą i pewną miejscówkę na sesję. Jednak rekomenduję grube obuwie i otwarte oczy – zanim wyślesz modelkę na jakąś platformę, wejdź tam sam z kimś jeszcze i mocno tupcie, aby upewnić się co do podłoża.
Ruiny w Kozubniku Giszowcu wymagają jeszcze więcej ostrożności. Nie chodzi o sprawy dość oczywiste, czyli o elementarne zasady bezpieczeństwa w ruinach. Mam na myśli lokalnych lub przyjezdnych meneli, którzy nie podzielają naszych pasji do fotografii. Pod tym względem może tam być źle. Ostrzegam!
Byłem tam w piątkowy wieczór około 19:30. Zastałem tam około ośmioro zwiedzających (wliczając mnie z żoną), do tego ekipa bodaj dziesięciorga strażaków z psami, którzy akurat kończyli ćwiczenia z poszukiwania zaginionych pod gruzami. A jednak byliśmy świadkami ostrej pyskówki – niemal bijatyki – między człowiekiem sprzątającym z liści teren, a piątką nastolatków. Jeden z młodocianych uznał, iż sprzątacz za długo mu się przyglądał i wystartował do bijatyki. Przez jakiś dziesięć minut trwała ordynarna walka na słowa, która w każdej chwili mogła się przerodzić w mordobicie. Nie czułem się tam bezpiecznie. A to przecież wszystko w zasadzie prawie przy świetle dziennym! Niemal pod oknami normalnych mieszkańców. W efekcie do naparzanki nie doszło i nikt nie wezwał Policji. Młodociane bandziory koniec końców zeszły do podziemi jednego z budynków.
Reasumując – jeśli wybieracie się do ruin w Kozubniku na sesję, to sugeruję zdjęcia o poranku i w dzień powszedni, kiedy szansa na spotkanie agresywnego i niebezpiecznego towarzystwa jest raczej niska. Za diabła nie wybrałbym się tam w weekend z modelką, ze sprzętem za wiele tysięcy złotych. Dla bezpieczeństwa modelki i własnego. Serio. Jeśli jedziecie tam na zdjęcia, to z ekipą – cztery, pięć osób z przynajmniej jednym mężczyzną o mocnej posturze. Delikatnie ujmując. Jak mi się wydaje, lżej mają amatorzy landszafcików, którzy potrzebują plecaka i statywu. Tu jest większa mobilność i swoboda ruchu.
ps.
Proszę o wyrozumiałość odnośnie niskiej jakości wyżej prezentowanych zdjęć. Ale to tylko próbki mające pokazać potencjał miejscówki – a jest on ogromny! Zdjęcia są nikczemnej jakości, bo nie chciałem obciążać się prawdziwym sprzętem i miałem ze sobą tylko Sigmę SP1s, której jeszcze do końca nie opanowałem …
ps.2
Ponieważ tydzień później miałem okazję być w Kozubniku ponownie, tym razem w większej kompanii, wziąłem aparat i p0myślałem, że malowane HDRy jeszcze lepiej pokażą klimat miejsca.
zorro
26 lipca 2010 at 8:32 |
Przypomina mi to Czarnobyl. Koszmarne zjawisko.
Czy naprawdę nikt z włodarzy nie ma pomysłu co z tym fantem uczynić ?
empiryk
26 lipca 2010 at 12:10 |
z racji estetycznych – fotografia – miejsce jest wspaniałe ;)
ale oczywiście generalnie masz rację: tu aż prosi się o zajęcie się sprawą. Jednak realia są proste jak ogon węża – żeby zapanować nad sytuacją trzeba (przynajmniej) dziesiątków milionów złotych. I nawet nie wchodzę w detale, czyli dylemat jeden inwestor na wszystkie obiekty, czy sprzedawać po jednym. Jak napisałem wyżej, niektóre budynki miały tablice teren prywatny, zakaz wstępu, co można rozumieć, jako wskazówkę, iż konkretny obiekt jest już sprzedany. Ale równie dobrze można przyjąć, że to nieprawda – a tablice są na szczególnie niebezpiecznych miejscach, aby odstraszyć ewentualnych turystów i zdjąć z kogoś (kogo?) możliwą odpowiedzialność za wypadek.
Sam nie wiem.
Jaskiniowiec
31 lipca 2010 at 10:56 |
Pozwolę sobie tylko na małe sprostowanie, bo napisałeś:
w Kozubniku w czasach PRL mieścił się elitarny ośrodek leczniczo-wypoczynkowy dla liderów partii komunistycznych z Polski i nie tylko
Z tą elitarnością to chyba nie do końca tak jak napisałeś, bo Kozubnik był zwykłym zakładowym ośrodkiem wypoczynkowym, gdzie bez najmniejszego problemu można było przyjechać na wczasy pracownicze/urlop będąc pracownikiem Huty Katowice, lub którejś z otaczających ją „hucianych” firm jak HPR (Hutnicze Przedsiębiorstwo Remontowe), Budostal, Instal i hektar innych ze stalą w nazwie :). Było to również miejsce, w których regularnie odbywały się zarówno kolonie letnie jak i zimowe dla dzieci pracowników tych firm, oraz wszelkiego rodzaju szkolenia wyjazdowe, wycieczki na grzyby itp itd.
Krótko mówiąc żadną elitą partyjną nie byłem (ani moja rodzicielka), nikt z nas do partii nie należał a w Kozubniku bywałem kilka razy do roku.
To jednak o czym chciałem tu napisać, to kosmiczna przepaść między zapamiętanym obrazem Kozubnika z lat jego świetności i a tym co widać na twoich zdjęciach. Zastanawiam się jak np. teraz wygląda basen mieszczący się w poniżej hotelu, w podziemiach deptaka, bo na powyższych zdjęciach nie jestem w stanie go rozpoznać.
Podejrzewam, że Kozubnik w obecnej postaci mógłby swobodnie służyć do realizacji jakiegoś filmu w klimatach post-apokaliptycznych, czy jako doskonałe miejsce do ćwiczeń survivalowych
Jeśli uda mi się odkopać stare zdjęcia z Kozubnika, to postaram się je zeskanować i podrzucić tu link tak dla porównania.
Pozdrawiam
J.
empiryk
31 lipca 2010 at 22:38 |
O elitarności bywalców tego ośrodka przeczytałem w sieci. W czasach, które jednak pamiętam w mojej okolicy (tj. Andrychów, czyli naście km od Kozubnika) miejsce miało szeptaną opinię zamkniętego. Być może ty i ja byliśmy na różnych poziomach elitarności lub zwyczajnie moja opinia o Giszowcu była błędna, a tym masz rację. To prawdopodobne.
W internecie jest parę podobnych zestawień zdjęć Kozubnika z czasów prosperity i dzisiejszych, ale jestem bardzo ciekaw twojego materiału. Czekam zatem na lineczkę!
beatka
25 września 2010 at 3:43 |
oj……macie chyba mało informacji na temat dzisiejszego Kozubnika! J. ja również czekam na linkę od Ciebie!
ziemr
31 października 2011 at 21:34 |
Małe co nie co – 41 miejsc Kozub