Apokryf i nie tylko dla Kołakowskiego
- By Krzysztof Kudłacik
- In dusza
- With No Comments
- On 16 lis | '2003
Najpierw dotarła do mnie informacja o „humanistycznym noblu” dla Leszka Kołakowskiego. A zaraz potem przeczytałem wspomnienia Jana Andrzeja Kłoczowskiego OP http://tygodnik.onet.pl/1550,5475,1129631,tematy.html o Kołakowskim. Właśnie artykuł prof. Kłoczowskiego sprawił, że coś mnie chwyciło za gradło. Wspomnienia. Żywe. Jakby z wczoraj. Całkiem nie przedawnione i nie wyblakłe. Dotyczące Kołakowskiego i samego Kłoczowskiego. I wielu innych. Tyle im zawdzięczam. Trudno mi to nawet ogarnąć. Ale spróbuję. Choć trochę. Drobny szkic. Ledwo zarys. Może uda się choć w najmniejszym fragmencie oddać sprawiedliwość tym ludziom. Chciałbym to zrobić.
Te parę lat studiowania myśli Kołakowskiego zaowocowało pierwszą pracą magisterską „Koncepcja języka religijnego według Leszka Kołakowskiego” (druga choć też pozostała na gruncie epistemologii, dotyczyła już Bertranda Russella). Wyjściem dla mnie była praca Profesora „Jeśli Boga nie ma…”, ale nie mogła się ograniczyć tylko do tej pracy. W efekcie wyszedł przekrojowy materiał łączący analizę treści z tezami genetycznymi. Nie dało się wyjaśnić tez Kołakowskiego z „Jeśli Boga nie ma…” bez odwołania do jego poglądów z połowy lat 60tych, a w szczególności do „Obecności mitu” (jedna z najważniejszych prac Filozofa) i wielu innych. Krótko rzecz ujmując – stawiałem tezę, iż Kołakowski odmawiając jezykowi religijnemu wartości poznawczych w tradycyjnym sensie, oddaje mu sprawiedliwość nadając mu rolę uczestnictwa świadomości człowieka w mitologicznym porządku świata. Mitologicznemu porządkowi przypisuje zaś rolę wiodącą i organizującą całość doświadczenia. Posunąłem się o krok dalej i ostrożnie sugerowałem, że autor „Głównych nurtów marksizmu” (ach, z rozrzewnieniem wspominam jak kupowałem tę książkę pokątnie w tajnym punkcie dystrybucyjnym wydawnictw drugiego obiegu) swoje analizy prowadzi z oryginalnego punktu widzenia pewnego swoistego „solipsyzmu gatunkowego” o charakterze historycznym. To ostatnie było raczej pokłosiem jego doświadczeń z przełomu lat 50tych i 60tych i uczestnictwa w tzw. polskiej szkole historyków idei. Ale to pozostawmy.
Kołakowskim zainteresowałem się dzięki dwóm osobom, moim ówczesnym wykładowcom i nauczycielom. Dr Marii Ball-Nowak i dr Jarosławowi Gowinowi (obecnie naczelny „Znaku„). To godziny rozmów i dyskusji z nimi oraz ich życzliwa pomoc skierowały mnie w tę stronę. I to był dobry wybór. Teraz już nie pamiętam, którą książkę Kołakowskiego przeczytałem jako pierwszą. Bodajże właśnie „Jeśli Boga nie ma …”, a wkrótce potem „Obecność Mitu” i sporą porcję różnych pism rozproszonych. Kiedy wiedziałem już, czym zajmę się spośród twórczości Filozofa, „wkroczył na scenę” Ojciec prof. J.A.Kłoczowski OP. Pierwszy mój z nim kontakt to był udział w wykładach monograficznych o micie w filozofii z szczególnym uwzględnieniem M.Eliadego. Wtedy dzięki poparciu J.Gowina i M.Ball mogłem nawiązać z tym wykładowcą Papieskiej Akademii Teologicznej (obok Kłoczowskiego uczęszczałem na seminarium Ks. – wkrótce potem: biskupa tarnowskiego – prof. Józefa Życińskiego) bliższy kontakt. I to były kluczowe zdarzenia. Udostępnił mi autorski egzemplarz swojej rozprawy habilitacyjnej o Kołakowskim właśnie: „Obecność mitu” (wydanej później w formie książkowej w Znaku). Rozmowy z nim i lektura jego pracy habilitacyjnej zdecydowanie skierowały mnie na odpowiednie tory.
Bez wątpienia okres pisania tej pracy magisterskiej był jednym z najbardziej twórczych okresów mojego dojrzewania. Szczególną satysfakcję przynosiło mi to, iż poruszałem się w obszarze dziewiczym. Tu nie było prekursorów, ani prac na które można się było powołać. Większość istniejących opracowań dotyczyło raczej Kołakowskiego jako burzyciela mitów marksizmu-leninizmu, aniżeli epistemologa wierzeń religijnych. Nawet fundamentalna praca prof.Kłoczowskiego OP nie była tu materiałem źródłowym – Kłoczowski stawiał sobie inne cele. A moje zadanie było dość szczegółowe, choć wymagało sporej erudycji na poziomie dzieł Kołakowskiego. Aby zamknąć jakąś klamrą cały etap Kołakowskiego – i przejść ze spokojną głową do B.Rusella, który w wieku lat 16tu podaje dowód na nie istnienie Boga ;-) – poprosiłem prof. Ryszarda Legutkę o napisanie na mój wyłączny użytek recenzji mojej pracy dyplomowej. Po zapoznaniu się z oceną Legutki byłem usatysfakcjonowany i spokojny: zrobiłem, co do mnie należało i zrobiłem to bardzo dobrze.
I teraz, czytając „Apokryf” na 75 rocznicę prof. Kołakowskiego mam w tym wszystkim swój malutki, ale pewny udział. Wybaczcie mi ten dość osobisty ton w tej notce.