head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Pierwsze mocne dźwięki

Ta notka Michała nasunęła mi dwie refleksje. Pierwsza to niezatarte wspomnienie pierwszego w życiu koncertu rockowego (ba – koncertu muzycznego w ogóle), który obejrzałem. Był to hard-core’owy Abbadon w Jarocinie 1984.

Nocą dotarliśmy z kolegą na pole namiotowe. Po przebudzeniu i jakimś posiłku – mniej więcej po godz.14 wybraliśmy się do amfiteatru. Na dużej scenie były pierwsze próby, a na małej scenie – „leśnej” – trwał regularny koncert. Słyszeliśmy go dobrze, gdy spcerkiem weszliśmy w niewielki park, gdzie była muszlowa, amfiteatralna scena. Szliśmy od strony miejsc dla publiczności, więc nie widzieliśmy, co się dzieje w pobliżu sceny. Widzieliśmy tylko odróconych do nas plecami ludzi. Sporo ludzi. Parę setek. Zbliżaliśmy się do tłumu publiczności. I nagle … pewnie ze dwieście osób odwróciło się na pięcie i zaczęło bieg w naszym kierunku – jakby na nas! Niepewnie i nerwowo zerknęliśmy na siebie: niespodziewany ruch dotyczył głównie łysoli w glanach i z szerokimi szelkami. Owszem, ja byłem w zasadzie łysy, ale reszty stroju organizacyjnego nie miałem. Przez krótką chwilę pomyśleliśmy, że wplątano nas w coś, czego nie do końca chcemy. Ale tak nagle, jak tłum ruszył w naszym kierunku, tak dość szybko jego pęd się wytracił i okazało się, że to może cztery-pięć osób spośród punków i/lub skinów (nie pamiętam dokładnie) wyjaśnia sobie pięściami i kopniakami różnice estetyczne w ocenach muzyki dochodzącej ze sceny. Sam koncert Abbadonu był świetny i naprawdę wtedy (tj. na koncercie, a nie w jego otoczeniu) łyknąłem bakcyla słuchania ciężkiej muzyki – niekoniecznie punka. Druga dotyczy tego o czym wprost pisze Michał: „nigdy nie usłyszałem muzyki, która zmusiłaby mnie do opuszczenia lokalu, do panicznego wyłączenia sprzętu, do jakiegokolwiek fizycznego przejawu negatywnej reakcji.. dziewięćdziesiąt parę procent muzyki spływa po mnie bez wrażenia i tylko czasem coś mnie poruszy, pozytywnie raczej..„. Krótko: mam podobnie ;-)) Czyli – nie istnieje chyba muzyka, która prowadziłaby wprost, czy pośrednio do nagatywnych, agresywnych reakcji. To zabobon, że ciężkie granie wzbudza agresję. Tak nie jest. Jeśli już, to co najwyżej wzmaga aktywność i energię. Ale nie agresję. Dlatego parę miesięcy temu wypaliłem Paulince jej własną pierwszą płytę audio na której bez wahania zamiaściłem między innymi chyba trzy utwory Metallici. Ponadto – tak, jak MiMas, ale całkiem inaczej ;-P widzę wokół siebie całe morze muzyki, która spływa po mnie. Ale jest chyba jedna różnica: w zasadzie nie ma tu muzyki, która nie robiłaby na mnie wrażenia. Ale to bierze się z faktu, że nauczyłem się starannie dobierać dźwięk do okoliczności jego odsłuchiwania. Jeśli coś mi nie odpowiada, to jest niechybny znak, że to nie jest czas ani miejsce na tą muzykę. Więc ją zmieniam. Na szczęście mam naprawdę spory wybór, więc coś odpowiedniego zawsze znajdę. Więc na razie moje diagnoza jest prosta: to kwestia wyboru

Apokryf i nie tylko dla Kołakowskiego arrow-right
Next post

arrow-left 3+1
Previous post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *