kryterium kryzysu
- By Krzysztof Kudłacik
- In obyczaje
- With 7 komentarzy
- On 29 mar | '2009
Jak poznać, czy nasze społeczeństwo jest już w stanie kryzysu?
Pytanie pozornie proste. Jednak, jak już zapewne zauważyliście – odpowiedź na nie wcale do prostych nie należy. Spierają się o tę odpowiedź politycy, spierają się ekonomiści. Może za wyjątkiem banków, które zwietrzyły okazję do dodatkowego złupienia nas, swoich klientów, nas – czyli społeczeństwa.
Więc od pewnego czasu zastanawiam się nad kryterium zdroworozsądkowym, potocznym i raczej łatwym do użycia. Oto moje kryterium:
długość kolejek do kas w supersamach lub centrach handlowych oraz zajętość parkingów tychże firm.
I na chwilę obecną wychodzi mi, że kryzysu nie ma – lub: że jeszcze u nas się nie pojawił w pełnej postaci.
Mam dwa proste przykłady. Ostatnio musiałem odwiedzić jeden z najbardziej byle jakich sklepów – Ikeę (Kraków). Zaglądnąłem tam w dni powszednie – jeden raz przed południem, innym razem popołudniem, kiedy moi współobywatele w większości już przestali świadczyć usługi swoim pracodawcom. Okazało się, iż przed południem parking Ikei był tylko o jakieś 20% mniej zapchany niż w pełnym popołudniu. Dodatkowo mam świadectwo mojego znajomego – Wiktora – on ma okazję obserwować to miejsce w weekendy. Cóż widzi? Parking zapełniony w maksymalnym stopniu, ani szpilki tam nie wciśniesz.
Drugi przykład. Centrum handlowe Sfera w Bielsku-Białej. Wizyta dziś popołudniem. Parking zajęty w 100%, parkowałem na sąsiedniej ulicy. Wewnątrz dzikie tłumy zarówno w części rozrywkowej (kino Kinoplex) jak i w handlowej.
I koniec końców trochę mnie to uspokaja. A jak jest u was?
zorro
30 marca 2009 at 8:35 |
Wszyscy wokół trąbią o kryzysie, ale chyba nie pamiętają lub nie wiedzą jak wygląda prawdziwy kryzys.
My, Polacy, wiemy co to jest kryzys. Było to ćwierć wieku temu, gdy w sklepie spożywczym jedynym towarem niedeficytowym był ocet, reszta półek była często absolutnie pusta. Kryzys to także (a może przede wszystkim) system kartkowy, gdzie na łeb przypadało 2 kg cukru miesięcznie, które notabene trzeba było wystać w kilometrowych, wielogodzinnych kolejkach.
Na razie może gdzieś ten kryzys jest, ale napewno nie w Polsce i oby nigdy już nie doszło do powtórki sprzed 25 lat.
empiryk
30 marca 2009 at 9:17 |
Znam takich, którzy dużo mówią o tym, jak to ich kryzys przyciska. Po bliższym spojrzeniu okazuje się, na czym polega to przyciskanie przez kryzys. Otóż np. będą zmuszeni do rezygnacji z kupna najnowszego modelu butów Adidasa, aby wymienić zeszłoroczny model, albo wyślą dzieciaka na obóz nie w południowej Hiszpanii, ale na Węgry itd.
jarek
30 marca 2009 at 21:41 |
Bo to jest tak, że jak już jest kryzys to pewnikiem u „Kowalskiego”, a ja „Nowak” mogę jeszcze skorzystać i zrobić zakupy bo są okazje jak nigdy. Ale jakby „Kowalski” pytał to nie mam na chleb, ale plazmę, lcd HD i tv sat kupiłem…
To są chyba oblicza naszego kryzysu. Polecam spacer po sklepie RTV AGD, jedynym dowodem kryzysu jest wstrzymanie dostaw nowego towaru, nie zaś brak chęci kupowania. Miesiąc temu chciałem kupić ściśle określony radiomagnetofon i pomimo katalogowej dostępności, okazał się niedostępny we wszystkich hurtowniach, bo wytwórca czeka na lepszy czas.
Tatanek
31 marca 2009 at 19:46 |
Ekonomicznie nie poczułem jeszcze kryzysu i mam nadzieję, że tak zostanie. Czasami mam wrażenie, że jest to taki samograj, ale w ciągu kończącego się miesiąca przekonałem się też jak silnym może być argumentem. Zwłaszcza jeżeli chodzi o przepchnięcie tak mało popularnych decyzji jak zwolnienia pracowników czy obcięcie jakiegoś projektu. Bleee brzydkie słowo „zwolnienia”… jak to się u nas ładnie nazywa? Optymalizacja zatrudnienia! Mam wrażenie, że nie było w marcu tygodnia, w którym nie poleciałaby jakaś znana mi głowa. Co mnie osobiście dziwi zwalniano doświadczonych pracowników. Tia… nasz-kryzys w pl ?
wik
1 kwietnia 2009 at 0:15 |
Tia… Lubimy ostatnio te wszelkiego rodzaju „kryzysowe” wyrażenia… A samo słowo z lubością, by nie powiedzieć – lubieżnością, odmieniane przez wszystkie przypadki i do znudzenia wytarte we wszelkichh możliwych programach inf. Oglądałem niedawno jakieś wiadomości… od pierwszej doostatniej informacji, w każdym materiale padło to słowo, łącznie z informacjami o pogodzie i sporcie (piłkarzom kopanym się zmniejszą wpływy do budżetu…)… strach otworzyć butelkę, bo z butelki zamiast Dżina lub ginu – wyskoczy kryzys… Przyyjmując „kryzysowe” kryteria podane powyżej, z którymi się zgadzam z resztą – to nic się na razie nie dzieje… Starsi nieco wiekiem znają krzys ;-) Wiec na razie – to pikuś jest a nie żaden kryzys ;-) Dołączę jeszcze jedno kryterium – jak wódka będzie na kartki, w sklepach wiadra i denaturat – to wtedy jest naprawde powazna i kryzysowa sprawa… ;-)
pajeczaki
3 kwietnia 2009 at 10:03 |
dla mnie kryzys to nagle „znikniecie” kilku firm, dosyc masowe zwolnienia… to mnie nie dotyka bezposrednio, ale jest zauwazalne. inna rzecz, ze ostatnie lata byly jakims totalnym rozpasaniem. moze potrzebny jest taki wyrazny znak 'stop’, bo paradoksalnie to jedyny ratunek przed katastrofa.
i rozczulaja mnie narzekania, ze np „z powodu kryzysu tegoroczne ferie nie w alpach, a w tylko tatrach”…
doprawdy! straszna nedza.
btd
3 kwietnia 2009 at 13:41 |
” “z powodu kryzysu tegoroczne ferie nie w alpach, a w tylko tatrach”…
doprawdy! straszna nedza.”
No, musieć jechać do zakopanego to dla mnie nędza :-D Jełop na jełopie dojony za wszystko przez górali którym nic się nie chce, drogi porządnej żeby dojechać można było dalej nie ma i nie będzie itd..