Osiedle prawie jak – dla mnie – obóz koncentracyjny. Bezduszne, zimne, geometryczne, stal, szkło, beton, otoczone kamerami telewizji przemysłowej. Cały czas czułem się śledzony przez czujne oczy ochrony.
Fotografowanie muzyki, żywego koncertu jest wyzwaniem, bo trzeba pokazać pasję, namiętność, pulsację. Zdjęcie wykonał Todd Heisler (NYT), http://www.toddheisler.com
Teraz popełnię wpis dotyczący fotografii. Uprzedzam o tym solennie, bo mój head.log nie jest ani zdjęciowym fotoblogiem, ani nie służy opisywaniu moich poglądów estetycznych w zakresie fotografii. Teraz jednak dam się skusić. I wpis będzie dotyczył fotografii.
Ponieważ publiczność fotograficzna raczej tu nie zagląda, więc będę się trochę obszerniej opisywał, aby nie przygotowany czytelnik jasno rozumiał materię.
Sprowokowały mnie dwie notki, jakie napisała Beata Łyżwa-Sokół (Gazeta Wyborcza) oraz Piotrek Biegaj. Krótko streszczę: chodzi tu o granice przetworzenia fotogramu – czyli, jak wiele można zmienić na etapie obróbki zdjęcia? Innymi słowy: jak bardzo mogą się różnić fotograficzny negatyw cyfrowy (plik RAW) od wynikowego zdjęcia, które pokazuje się publicznie?
Jeden z celów, jakie mieliśmy na bieżący rok, to był remont hall oraz przylegających do niego korytarzy. Konkretnie chodziło o gipsowanie i malowanie ścian w największym pomieszczeniu naszego domu. Tuż przed tym remontem nastąpiła też wymiana kaloryferów na nowe i bardziej wydajne.
W minioną sobotę ok. 15tej popołudniem ekipa dwóch fachowców zakończyła robotę, zainkasowała zarobek i udała się na swoją sobotnią sjestę. Jedno muszę wam jasno powiedzieć: takie gipsowanie z malowaniem to jeden z najgorszych remontów, jakie miałem okazję widzieć. Chodzi o masakryczne zakurzenie/zabrudzenie, jakie dotyka nie tylko remontowanego pomieszczenia, ale całego domu – ten pylący gips wciska się wszędzie oraz na obuwiu roznosi się jeszcze dalej. Remontujesz jedno pomieszczenie, ale 80% powierzchni domu jest zawalone pyłem.
Filipińczycy ratujący z powodzi figurę Matki Boskiej w Malbon, północna Manila. Tropikalny sztorm Mangka odciął północne Filipiny zabijając co najmniej 8 osób, a 11 dalszych zaginęło bez wieści.
Zdjęcie pochodzi z LENS: http://lens.blogs.nytimes.com
Jakieś dwa tygodnie temu obaj z Wiktorem zauważyliśmy dziwną rzecz: na parkingu pod blokiem sąsiadującym z naszą firmą pojawiła się wanna. Po paru godzinach wanna zniknęła. Pojawiła się następnego dnia. Ponownie zniknęła.
W pierwszym odruchu zaśmialiśmy się, że ktoś przyjechał wanną i zaparkował. Ale jak to zwykle bywa, rzeczywistość jest bogatsza niż nasze śmiałe przypuszczenia i domysły. Kilka dni temu zauważyliśmy, jak na parking podjechał Volkswagen Transporter i dwóch ludzi wyciągnęło z niego naszą wannę, postawiło ją na pustym miejscu do zaparkowania i odjechali.
Potem mieliśmy okazję zobaczyć, jak w ciągu dnia podjechał ten sam samochód, wysiedli ludzie, wannę włożyli do Transportera, wyciągnęli z niego jakieś narzędzia do remontu mieszkania i weszli do bloku.
Tak oto wyszło, iż wanna służy skutecznie do rezerwowania miejsca parkingowego jakiejś ekipy remontowej, która akurat pracuje w bloku.