Muzyczka do pamiętania
- By Krzysztof Kudłacik
- In bitrate
- With No Comments
- On 31 lip | '2002
Tak zupełnie przypadkiem zacząłem się zastanawiać, jakie utwory muzyczne zyskały sobie trwałe miejsce w mojej pamięci. Z różnych powodów: bo kojarzą się z pierwszą miłością, bo kojarzą się z drugą miłością, bo kojarzą się z wzruszającym wierszem lub momentem w czasie i przestrzeni. A ponieważ stary człowiek jestem, więc tak wspominkowo i wyrywkowo. Oto J.Junkle śpiewał kiedyś wspaniałą balladę „Boy on the bridge” – bez wątpienia przeżywałem wtedy jakieś intensywne uczucie do V.. Podobnie było z klasycznym już utworem supergrupy Toto – „Africa” (bodaj płyta nr IV). Jednak pierwsza miłość przychodzi mi na myśl, kiedy słucham Cata Stevansa „Lady D’Arbenville” lub (też supergrupa) – U.K. „Randez Vous at 6:02”. Ja i moja żona będziemy długo pamiętać całą płytę Roberta Palmera „Havy Nova”.
Z różnych innych przyczyn chyba nigdy nie zapomnę perełek: „Baker Street” Gerry Raferty’ego (saksofonowe solo wszechczasów); „In the court of crimson king” – King Crimson (nic dodać, nic ująć); mniej zachwycałem się Led Zeppelin „Stairway to heaven” – wbijał mnie w fotel innym utwór z tej samej płyty – „When The Levee Breaks”; podobne wrażania mam przy słuchaniu „Parents” w wykonaniu Budgie; nigdy nie zapomnę Hendrixa „Hey Joe”.
Czemu wzięło mnie na dziwne wspominki? To proste – Wojtek (koleżka z pracy) ma spory zbiorek empeczy i chętnie się dzieli. Zatem wspominam i odsłuchuję. Jest świetnie.