euro, kryzys, politycy
- By Krzysztof Kudłacik
- In varia
- With 3 komentarze
- On 13 mar | '2009
Wpadł mi w oczy doskonały wywiad z Andrzejem Sadowskim, założycielem i wiceprezydentem Centrum im. Adama Smitha. Pierwotnie materiał ukazał się w Miesięczniku Bank, a następnie przedrukowany w Gazecie (bandazowanie rzeczywistosci PDF).
Przeczytałem go w całości z paru powodów. Najpierw, że to jest głos ekonomisty skierowany do ekonomistów i bankowców w pierwszym rzędzie. Nie jest to mowa kierowana do polityków, ani na użytek środowiska politycznego. Nie jest to również materiał do popularnej prasy czytanej w komunikacji miejskiej między dwoma sąsiadującymi przystankami. Ponadto A.Sadowski jest w zasadzie konserwatywnym liberałem, zatem poniekąd powinni go uważnie wysłuchać ludzie Tuska. Ale chyba na to nie należy liczyć. Głównie dlatego, iż autor krytycznie odnosi się do wielu – obecnie – sztandarowych idei obozu rządzącego.
Przeczytajcie w spokoju w domowym zaciszu ten obszerny wywiad z Sadowskim!
Poniżej krótko i pobieżnie zbiorę główne punkty wywiadu.
Kryzys złotego spowodowały świadome działania zagranicznych instytucji finansowych. Te instytucje są wielokrotnie silniejsze niż możliwości polskiego rządu.
Jeżeli doszło do gwałtownego spadku złotego, mógłby być to efekt nawet tylko jednego działania dużej instytucji finansowej. Trzeba pamiętać, że dowolny fundusz spekulacyjny na świecie ma większe rezerwy środków niż NBP. Jeżeli kiedykolwiek dojdzie do próby obrony złotego (bo taka będzie wola polityków i coraz częściej padają takie niebezpieczne deklaracje), to skończy się tym, że pieniądze z rezerwy państwa polskiego znajdą się w rękach funduszu spekulacyjnego. Takie działania mieliśmy w przypadku złotego.
W Polsce jeszcze nie ma realnego kryzysu. Mówi się o kryzysie, ponieważ chodzi o wprowadzenie Polski do strefy euro pod etykietą rzekomej walki z kryzysem.
W Polsce póki co nie ma jakiegokolwiek kryzysu. Jeżeli spojrzymy na dane, to w żaden sposób nie potwierdzają takich sformułowań po stronie polityków czy niektórych ekonomistów. Mamy do czynienia bardziej z zaklinaniem rzeczywistości, niż z próbą jej zrozumienia w oparciu o realne zdarzenia. Mamy do czynienia głównie z sytuacją, w której na potrzeby bieżącej polityki wywołuje się różne zdarzenia, takie jak konieczność pilnego wprowadzenia Polski do strefy euro. Gdy to hasło i propagandowe działanie rządu nie spotkało powszechnego entuzjazmu, nawet w sferach rządowych – znowu rzuca się kolejne hasło do opinii publicznej – będziemy walczyć z kryzysem.
Polskie elity polityczne boją się wziąć na siebie pełną odpowiedzialność za decyzje ekonomiczne. Sadowski widzi taki lęk w latach 90tych, kiedy zamiast walczyć z kryzysem stawiano sobie cel polityczny – wejście do Unii Europejskiej. Teraz podobnie – zamiast proponować scenariusze walki z kryzysem szuka się ucieczki do strefy euro, rzekomo gwarantującej większą stabilność.
Odpowiedzią na tamten czas spowolnienia i dekoniunktury było jak najszybsze wprowadzenie Polski do Unii Europejskiej. Wtedy, jak się analizuje wypowiedzi czołowych polityków wszystkich ugrupowań rządzących Polską czy będących w opozycji, widzimy strach przed odpowiedzialnością za losy własnego kraju, nieumiejętność wzięcia na swoje barki odpowiedzialności za rządzenie krajem. Jedyną ucieczką od tej odpowiedzialności było dla elity politycznej wprowadzenie Polski jak najszybciej do Unii Europejskiej. Dzisiaj, kiedy być może dekoniunktura do Polski w większym lub mniejszym rozmiarze zapuka, ucieczką od rządzenia jest jak najszybsze wprowadzenie Polski do strefy euro czy tworzenie w dzisiejszych warunkach sztucznego planu antykryzysowego
Wprowadzenie euro w Europie nie przyniosło żadnej stabilności ekonomicznej. Po wprowadzeniu euro główne wskaźniki ekonomiczne uległy pogorszeniu. Potwierdzają to oficjalne raporty. Wprowadzenie euro nie zaowocowało nigdzie wzrostem gospodarczym.
Trzeba przeczytać uważnie raport Komisji Europejskiej z początku dwa tysiące ósmego roku, w którym jest ocena przyjęcia euro przez kraje z Unii Europejskiej. Pojawia się tam niezwykle ważna konkluzja – wprowadzenie euro było sukcesem, ale wyłącznie politycznym – a nie ekonomicznym. Większość wskaźników ekonomicznych w krajach, które przyjęły euro, niestety pogorszyła się. Polsce zależy na rozwoju gospodarczym i to jest główny zauważalny czynnik, który nas różnicuje od krajów starej Unii. Zgodnie z wnioskami tego raportu, euro nam w tym nie pomoże.
Zmiana waluty na euro nie ma wpływu na bogactwo narodu i siłę (wzrost) gospodarki.
Wziąwszy pod uwagę przypadki krajów pod różną szerokością geograficzną, wiadomo że o rozwoju decyduje system instytucjonalno-prawny. Dzisiaj w Polsce mamy jeden z najgorszych systemów podatkowych na świecie pod względem wrogości wobec gospodarki (sklasyfikowany na sto czterdziestej ósmej pozycji), niewydolne sądy, które są największą barierą w rozwoju gospodarczym, ale także społecznym, ponieważ nie dają rozstrzygnięć w przewidywalnym czasie czy z zasady niesprawne instytucje rządowe. Tu znajduje się blokada rozwoju gospodarczego (…) problem nie sprowadza się jedynie do pieniędzy, tylko do dobrego lub złego rządzenia.
Małe i średnie przedsiębiorstwa nie opierają swojego rozwoju o kredyty bankowe, lecz o zatrudnianie nowych pracowników. Dlatego kluczowa sprawa z ich punktu widzenia to koszt pracy, który w Polsce jest za wysoki.
W związku z tym takie propozycje, jak zwiększenie gwarancji kredytowych rządu, zresztą za pieniądze tych małych i średnich przedsiębiorstw (tak funkcjonuje mechanizm gwarancji rządowych), tego faktu nie zmieni. Warto przytoczyć wypowiedź premiera Słowacji, który na konferencji w Krynicy powiedział, że rozwój Słowacji zaczął się dopiero od tego momentu, gdy radykalnie obniżono koszty pracy.
Tyle co do głównych tez wywiadu.
Dla kontrastu proponuję rzut oka na plany rządu odnośnie tzw. walki z kryzysem.
Przedstawił je M.Boni – prawa ręka Tuska. Na pierwszym miejscu oczywście jest wprowadzenie euro jako stabilnej waluty. O tyle rzecz dziwna, że w Europie najbardziej stabilną walutą jest frank szwajcarski, a nie euro. Drugie narzędzie to sprawny i zdrowy system bankowy z dostępnością do kredytów przy racjonalnym poziomie ostrożności, płynnością międzybankową oraz zaufaniem do instytucji bankowych.
Sprawa na tyle ogólnikowa, że akurat system bankowy w Polsce ma dość niski poziom złych, niespłacanych kredytów, więc zaufanie do niego jest względnie wysokie. Poza sytuacjami, kiedy mamy banki z zagranicznym kapitałem, które – np. jak AIG lub ING – mogą nagle uznać, iż lepiej ratować zagraniczne centrale kosztem polskich lokalnych filii. Ale tu jednak odpowiednie siły stoją na czujnej straży i wszelkie pogłoski o możliwych problemach skutecznie wycisza się w mediach.
trzeci filar działań antykryzysowych rządu to utrzymanie warunków dla bezpieczeństwa człowieka, rodziny oraz neutralizacja zagrożeń na rynku pracy.
Bardzo mnie to zaciekawiło, bo z jednej strony brzmi jak hasło wyborcze, a z drugiej pięknie pokazuje priorytety: pieniądz (tu: euro) ponad wszystko. Smutne jest jednak co innego. Pamiętam Boniego z czasów jego działalności w rządach Mazowieckiego, Bieleckigo i Suchockiej. Widziałem go kilka razy na żywo oraz uważnie obserwowałem jako polityka. Teraz zasmuciło mnie to, że Boni niemal dokładnie powtarza dziś te same idee i pomysły, jakie głosił kilkanaście lat temu w dobie planu Balcerowicza, kiedy Polska była biedna, zadłużona, z hiperinflacją, z niemal 20% bezrobociem. Wtedy wprowadzono dziki kapitalizm. Ale obecnie Polska jest w innym miejscu swojego dziejowego rozwoju. Tym razem jesteśmy już bardziej zamożni i stać nas na inne myślnie. Ale Boni myśli nadal w kategoriach z tamtej epoki. Nie zająknie się ani słowem o tym, że skoro zaczynają się zwolnienia w zakładach pracy, to warto zrobić coś, aby ludzi pozbawionych pracy jak najszybciej posadzić na własnym biznesie. Boni nie mówi o skracaniu i upraszczaniu drogi rejestracji działalności gospodarczej. Nic nie mówi o małych i średnich przedsiębiorstwach. Nie mówi o kredytach na rozpoczęcie działalności. Nie mówi tym samym o kole zamachowym gospodarki. On mówi – przypuszczalnie – o doraźnych działanaiach urzędu pracy w miejscach, gdzie narastać będzie bezrobocie. Dla mnie osobiście znaczy to tylko tyle: Boni niczego się nie nauczył przez te lata. Obecnie jednak to zły znak dla Polski.
Czwarty filar to sprawne inwestycje, gdzie przy ostrożności przedsiębiorców nabiera znaczenia rola inwestycji publicznych w takich dziedzinach jak: infrastruktura
Padłem pod biurko czytając te słowa. Infrastruktura to np. drogi i autostrady – tymczasem, aby zdążyć z budową dróg na Euro 2012, już teraz należałoby dokonać dziesięciokrotnego przyspieszenia prac! Takie przyspieszenie było hasłem wyborczym PO w ostatnich wyborach. Śmieszne, wiem … Ale jeśli ktoś z czytelników dostrzega w swojej okolicy podobne przyspieszenie, to proszę o informację.
Przy okazji. Ostatnio słyszałem, że aktualne tempo budowy autostrad w Polsce jest parokrotnie mniejsze niż tempo w latach 50tych ubiegłego wieku budowy autostrady w Wielkiej Brytanii (brytyjczycy budowali wtedy po trzy pasy w obydwu kierunkach). Dodajmy do tego drobny fakt, iż przez te pół wieku, które minęło od tamtych czasów dokonał się pewien postęp w technice budowy dróg.
CoSTa
13 marca 2009 at 12:21 |
Propaganda jak każda inna. Warto zamiast czytać wywiady po prostu pojechać do strefy euro i się przekonać samemu i osobiście jak wygląda ten „brak wzrostu” (jasne, wzrost PKB krajów członkowskich po prostu nie istnieje – no litości) i stabilizacji waluty. Warto później zastanowić się nad siłą nabywczą własnej i wyciągnąć wnioski.
To mnie rozbawiło do reszty: „Warto przytoczyć wypowiedź premiera Słowacji, który na konferencji w Krynicy powiedział, że rozwój Słowacji zaczął się dopiero od tego momentu, gdy radykalnie obniżono koszty pracy.” – ojej, czyżby to ta Słowacja, która właśnie wprowadziła euro i której wahania kursowe waluty nie straszne, co pozwala utrzymać konkurencyjność gospodarki przez ciągle jeszcze słabe opłacanie pracowników (to jest owo „obniżenie kosztów pracy” ale to się zmieni i pensje ludzi zaczną iść w kierunku średniej europejskiej właśnie ze względu na wprowadzenie euro). Ja rozumiem, że pan konserwatywny liberał chce utrzymać konkurencyjność gospodarki kosztem siły nabywczej moich zarobionych pieniędzy. Mam też nadzieję, że jak najszybciej ten pomysł zdechnie i gospodarka będzie bazowała na modelu fińskim a nie chińskim (rozwój technologii zamiast taniej siły roboczej).
empiryk
13 marca 2009 at 15:32 |
Wzrost gospodarczy Słowacji zaczął się przed wejście euro waluty CoSta.
Niestety jeden punkt jest prosty: koszty pracy muszą być niższe. Jednak diabeł tkwi w szczegółach, bo koszty pracy to m.in. pensja plus ZUSy, plus ubezpieczenia etc. Ale tu akurat przytaczany Sadowski nie wchodzi w detale. Może i dobrze.
zorro
16 marca 2009 at 11:53 |
Moim skromnym zdaniem koszty pracy mogłyby znacznie być obniżone poprzez nizsze składki ZUS (nawet o 10%), jeśli składki KRUS-owskie zostałyby urealnione. Tylko niskie podatki gwarantują szybszy rozwój gospodarczy. Euro TAK, tylko po jakim kursie wymiany, bo napewno nie po 4,50 – to by nas dokładnie ugotowało.