head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Czytanki

Jakoś w tym roku wzięło mnie na lekturę beletrystyki … qrcze … normalnej książki, a nie manuale, podręczniki, instrukcje obsługi, instalacji itd. Jakoś nagle poczułe, że lektury ściśle techniczne wyjałowiły mnie ;-)

Zaczęło się od tego, że Piotr (nie chlip) – chodzi o kolegę z pracy) wrzucił mi cytat z ostatniej książki Umberto Eco „Baudolino”. Był to wyrywe z początkowych fragmentów, kiedy Baudolino uczył się pisać. Fragment zwyczajnie mnie powalił. Książkę kupiłem w księgarence na rogu Dietla i Starowiślnej. Jak na moje warunki „Baudolino” przeczytałem szybko. Przy okazji natychmias wróciłem do starych nawyków (wiem, wiem, że złych) – czytania przy jedzeniu. Na lektury w środkach masowej komunikacji się nie zdecydowałem. Książka Eco bardzo mi się spodobała – to rzeczywiście wirtuoz. Nie miałem w zasadzie w ręce jego książki od czasów „Imienia róży”. Pamiętam, że aby kupić „Imię” musiałem ze znajomym trochę pobiegać po księgarniach … takie to były czasy. A teraz: proszę – w każdym większym kiosku leży literatura na światowym poziomie.

Po „Baudolino” rzuciłem się na pięcioksiąg Sapkowskiego o Wiedźminie. Dlaczego? Kiedyś, kiedy z zawartością księgarń byłem na bieżąco, to wyszły tylko dwa pierwsze tomy. Następnych już nie kupowałem. A ponieważ zniechęcono mnie do oglądania filu „Wieźmin”, więc postanowiłem poznać do końca prawdziwe, książkowe przygody Wiedźmina. No cóż … w tym przypadku każdy tom wydawał mi się marniejszy i słabszy. W ogólności raczej się rozczarowałem Sapkowskim i jego sztandarowym bohaterem. Szczególnie słabe wydały mi się dwa ostatnie tomy. Autor wpada w nich w narzucającą się manierę: przestaje lubić swoich bahaterów i natarczywie pokazuje swój dystans do nich. Widać to w manierze narracyjnej – „patrzcie – oto Jaskier pisze swoje opus magnum, ale ten rzekomo wieczontrwały dokument za dziesiąt lat stanie się zaledwie pożywką dla moli”. Ja rozumiem pewien zamysł autora, ale taka realatywizacja wyobarzeń jednostki, która jest w trybach machiny dziejowej do całości procesu historycznego stała się u Sapkowskiego (według mnie) uciążliwa. Tchnęła właśnie brakiem sympatii do własnych tworów. Ponadto, sądzę, iż chyba w scenach batalistycznych zabrakło Sapkowskiemu weny – odnosiłem wrażenie, że wszystkie one są zbyt do siebie podobne.

Natomiast chyba w maju wpadł mi w ręce tom Jerzego Giedroyca „Autobiografia na cztery ręce”. Od zawsze chciałem poznać bliżej opinie tego społecznika na sprawy polskie – szczególnie na naszą wschodnią politykę i nasze wewnętrzne dzieje. No i znów zawód – rzecz czytała się miło (świetnie udało się oddać styl monologowania Redaktora „Kultury” – proste zdania, styl raczej wojskowy itd.), ale naprawdę: wiem już teraz co Giedroyc wtedy a wtedy robił, ale naprawdę nie wiem, co myślał. A nie o to mi chodziło!

Żeby dopełnić tę mieszankę firmową, po Giedroycu sięgnąłem po jednego z moich ulubionych pisarzy (np. obok Camusa, Dostojewskiego i Saint-Exupere’go). Mam już za sobą „Nawróconego w Jaffie”. Jestem w trakcie „Sowa, córka piekarza”.

Ale o tem potem …

maszyna ruszyła arrow-right
Next post

arrow-left Persony (i)
Previous post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *