head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Prozę Miłoszewskiego dobrze się czyta. Ma tempo. Ma intrygę. Ma wyraźnie zarysowane postacie. I tutaj mamy problem. Otóż "Gniew" jest literaturą skrajnie uproszczoną i jednostronną. Miłoszewski napisał książkę z postaciami, które są zdeterminowane - dzielą się jedynie na mężczyzn - sprawców przemocny i kobiety - ofiary. Ale - uwaga! - tu nie chodzi o "sprawców": ludzi, którzy realnie i namacalnie - fizycznie lub psychicznie - dokonują aktów przemocy. Tu z przedziwnej "definicji" mężczyzna jest sprawcą - "bo może", bo jest w nim jakiś "gniew", bo jest "silniejszy". I to już Miłoszewskiemu wystarczy. To jak ze słynnym stwierdzeniem byłego premiera Millera "mężczyzna nosi ze sobą narzędzia gwałtu" - wg Miłoszewskiego to już czyni z każdego z Was Panowie - czyni gwałciciela. Realnego. Dosłownie tak. I nie ma znaczenia, że Drodzy Panowie - nigdy wam nie przyszło przez myśl, aby kobietę fizycznie zaatakować, ani psychicznie się znęcać. To czarno biała wizja, prosta - wręcz prostacka wersja manicheizmu. Na tej osi Miłoszewski buduje swoją opowieść. Jego postacie są przez to kompletnie odrealnione, nie przynoszą żadnej zmiany w swoich rolach. One są z góry narzucone. Tak się robi słabą literaturę.
Od książki autora "Ziarna prawdy" odrzuca mnie równierz niezwykła pasja zochydzania Czytelnikowi jakichkolwiek zdrowych i normalnych relacji międzyludzkich. W prozie Miłoszewskiego mamy wyłącznie sprawców i ofiary. Nie mamy normalnych rodzin - każda rodzina to miejsce w ktorym dojdzie niechybnie do przemocy wobec kobiet i/lub dzieci. Koniec. A nawet jak nic takiego się nie dzieje, to dla autora nie ma to znaczenia. Fakty nie mają znaczenia. Zatem relacje międzyludzkie w rodzinie to wyłącznie atak, obrona, trauma. Nic tego nie zmienia, bo taką definicję przyjął autor i do tego usiłuje przekonać Czytelników.
Ma to swoje konsekwencje także w języku i stylu opisu. Od początku do końca jest on mieszanką brutalnego wulgaryzmu, skrajnie prowadzącego do czegoś w rodzaju turpizmu. Moim ulubionym przykładem jest opis narodzin dziecka, który sprowadza się do "wyjścia z macicy".
Miłoszewski nie lubi ani bohaterów - także Szackiego - on nie lubi niczego. Literalnie niczego. Nie lubi miasta Olsztyn, nie lubi krajobrazu Polski, nie lubi architektury - chyba, że to niemiecka architektura, nie lubi dziennikarzy, polityków ... i można tak wymieniać jeszcze długo. Jest jeden wyjątek - wiosna. Miłoszewski zachwyca się wiosną w Polsce. Ta warstwa "przemocy w rodzinie" dominuje nad intrygą tak, że stanowi plan pierwszy bez popychania do przodu intrygi, ani budowania postaci.
Ja rozumiem, iż autor "Uwikłania" bardzo przejął się marginesem, niszą przemocy domowej. I chce jak rycerz w lśniącej zbroi, wiedziony misją poruszyć sumienia Czytelników. Sama w sobie godna pochwały intencja. Jednak w tej konkretnej realizacji - mówimy o literaturze rozrywkowej, o kryminałach, sensacji - przyczyniło się to do powstania dzieła bardzo płaskiego, zupełnie nie przekonującego, takiego w którym nawet mało wprawny Czytelnik łatwo rozpozna ideologię, a nie realny - nawet zbliżony do realnego - opis rzeczywistości w Polsce. W swojej książce Pan Miłoszewski robi proszę państwa politykę społeczną. I nawet się z tym nie kryje. W mojej ocenie wychodzi to na złe literaturze. Stoi w dramatycznym kontraście do innych książek tego autora. Gdyby autor umieścił akcję swojej książki w Danii, Finlandii lub Szwecji czy innym państwie europejskim brylujacym w statystykach przemocy wobec kobiet (dane za  The European Union Agency for Fundamental Rights), to już byłoby lepiej - mielibyśmy pozory realizmu. W "Gniewie" ich nie ma. Ta książka to krok wstecz w dorobku Miłoszewskiego. Autor przypisał się do jednej ideologii i jednej narracji, do skrajnej jej wersji. To źle wróży - jemu źle wróży - bo my, Czytelnicy na szczeście możemy nie kupić kolejnej jego książki i wybrać innego autora.
Pages 1 2

rocketman. co poszło nie tak? recenzja. arrow-right
Next post

arrow-left bieg po serce zbója
Previous post

  • Ania z Dużo nas

    4 marca 2020 at 8:31 | Odpowiedz

    Aaaaa! W końcu! W końcu ktoś to napisał! O ile pierwsza część trylogii mi się podobała (film kompletnie do bani) – postać Szackiego od pierwszej części mnie wkurzała, za co daję Miłoszewskiemu punkt, bo to sztuka stworzyć postać tak realną – tak trzecia część to kompletna porażka. Mam wrażenie, że współpraca Feminoteki przy tej książce wiele autorowi zaszkodziła. No ale ja tę książkę jakieś 5 lat temu czytałam ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *