polegliśmy na przedszkolu
- By Krzysztof Kudłacik
- In dusza
- With 8 komentarzy
- On 9 wrz | '2008
Właśnie, polegliśmy. Kacper pozostanie na razie w domu.
Bardzo chcieliśmy posłać Kacperka do przedszkola. Zapisy były już niemal rok wcześniej. Zapisy i potem eliminacje. Udało nam się – Kacper został przyjęty w konkursie. Potem chyba od marca czekaliśmy i staraliśmy się, żeby nasz chłopak usamodzielnił się: żeby samodzielnie robił siku i kupę. Namowy, prośby, groźby, pokazywanie jak się to robi, pokazywanie kuzyna i kolegi, którzy już to umieją, dwa nocniki (grający i standardowy), małe krzesełko z wyciętą dziurą w siedzeniu … itd. – nic nie zadziałało.
Przełom nastąpił dopiero w połowie sierpnia.
Zaczęło się od tego, że w czasie gorącego lata Kacper zorientował się, że bieganie bez pieluchy (pampers) jest o niebo wygodniejsze niż z pieluchą. Ale to tylko początek, bo kiedy chciało mu się sikać, to nieodmiennie wołał, aby zakładać mu pampersa. Drugi i chyba kluczowy moment to jakieś popołudniowe wyjście nad rzekę, kiedy nagle zachciało mu się sikać, a żona zorientowała się, iż nie ma pieluch – więc nie było innego wyjścia, jak sikanie na trawę. Chyba tydzień później Kacper sam z siebie stwierdził, że chce się wysikać na stojąco. Stanął na podkładce z deski do pływania i wreszcie się udało …!
Potem przyszła reszta: czyli efektywne wykorzystanie podkładki dla dzieci pod deskę klozetową. No i oczywiście wzmocnienie z naszej strony w postaci paru wypasionych samochodzików (metalowe, otwierane drzwi, etc.). Kacper był już samodzielny! Mógł iść 1 września do przedszkola. I poszedł.
Pierwszego dnia było dość dobrze: zapłakał tylko wtedy, kiedy zorientował się, że zostaje sam w sali z innymi dziećmi, a mama rzeczywiście go tam pozostawia i idzie do pracy. Niestety już drugiego dnia był płacz od przebudzenia rano w domu, łkanie i setki razy ponawiane pytanie czy mama mnie odbierze po obiadku? – setki tych samych odpowiedzi nie pomagały. Spał w nocy bardzo niespokojnie, przebudzał się i z płaczem wołał mamę. Zabierał ze sobą do przedszkola swój nowy samochodzik – metalowy, zielony Fiat 126p – niestety bodaj trzeciego dnia odbierał go z przedszkola dziadek, który zwyczajnie zapomniał, iż wnuczek ma w sali swoją zabawkę i nie zabrali samochodziku ze sobą, mimo, że Kacper mówił dziadkowi o pozostawionym autku. To spowodowało nowy stres: iż w przedszkolu gubią się jego zabawki! Nie pomogło to, że następnego dnia cudownie autko się oczywiście odnalazło w sali przedszkolnej. Od tego dnia Kacper odmawiał zabierania do przedszkola zabawki, która mogła odrobinę załagodzić stres. Po powrocie z przedszkola sytuacja nie była zadowalająca: miał kłopot z popołudniowym snem (zwykle sypia 1,5 godz., ale teraz nie mógł dotrwać do 30 minut), wielokrotnie pytał, czy pójdzie do przedszkola i kto go odbierze, chciał zapewnień, że nie zostanie na leżakowanie z dziećmi, stracił apetyt i animusz – trzeba było mocno namawiać go do zabawy, a jeśli już się to udawało, to bawił się krótko i bez entuzjazmu.
W trybie alarmowym wziąłem w piątek urlop, aby odprowadzić Kacpra do przedszkola, bo Anetka nerwowo się rozsypała i codziennie odbierałem od niej telefony z płaczem. Niestety moja obecność nic nie zmieniła – płacz od przebudzenia i stokrotne zapewnienia, że odbiorę go po obiadku. Więcej – kiedy razem siedzieliśmy jeszcze w domu i zobaczył, jak jego mama wychodzi do pracy, zwyczajnie się zmoczył do spodni.
Weekend przetrwaliśmy względnie dobrze, bo Kacper zrozumiał, że to jest czas wolny – że nie idzie się do przedszkola. Dziecko się zmieniło: wrócił znany nam dzieciak – roześmiany, rozbiegany, chętny do zabawy, chętnie jedzący, spał bez kłopotów. Dokładny zwrot o 180 stopni względem minionych pięciu dni.
Postanowiliśmy razem z Anetką, że sprawę trzeba dość szybko rozwiązać. Wedle tego, co mówiła kierowniczka przedszkola, trzylatki średnio przyjmują się do przedszkola przez miesiąc. My, widząc dość niepokojący stan Kacpra postanowiliśmy poczekać jeszcze ten drugi tydzień. Jeśli nie zaobserwujemy oznak dostosowywania się do przedszkola, to zrezygnujemy.
W niedzielę zorientował się, iż jutro pójdzie ponownie do przedszkola. Trochę popłakał, ale we względnie dobrym stanie dotrwał do poniedziałku rano. Stało się tak zapewne dlatego, że obiecałem mu, iż to ja go odprowadzę w poniedziałek do przedszkola. Niestety wkrótce po przebudzeniu w poniedziałek wróciło standardowe łkanie i pytania o odebranie go po obiadku. Do przedszkola pojechaliśmy razem z Anetką – w niczym to nie złagodziło stanu Kacpra.
Tuż po 12tej w południe zatelefonowała do mnie żona z informacją, że Kacper w przedszkolu nie zjadł śniadania, a po zjedzeniu obiadowej zupki zwyczajnie zwymiotował i nie zjadł drugiego dania.
To było już dla nas za wiele. Zrezygnowaliśmy z przedszkola. Szkoda dzieciaka. Próba się nie powiodła. Nie było sensu na siłę go tam trzymać, jeśli dochodziło do tak mocnych reakcji stresowych. Przetrzymywanie go tam dłużej mogłoby się skończyć jakimś uszczerbkiem na psychice.
Owszem – podobnie do Kacpra zachowywała się tam połowa grupy: płacze, stresy etc. Ale poziom wrażliwości Kacpra jest wyższy niż wielu innych jego rówieśników i w jego przypadku sprawa wyglądała naprawdę kiepsko.
Nie zdecydowaliśmy jeszcze, co dalej? Liczyliśmy, że dzieciak się przyjmie do nowego środowiska i regularnie będzie uczęszczał do przedszkola. Pomyliliśmy się. Teraz Kacper będzie pozostawał z dziadkami. Jest na tyle duży i samodzielny, iż nie powinien być dla nich większym ciężarem. Zresztą dziadkowie byli zadeklarowanymi przeciwnikami przedszkola i chcieli, aby wnuczek zamiast do przedszkola, był z nimi. Jeśli w przyszłości dzieciak zacznie być ciężarem dla dziadków, zapewne powrócimy do (częściowej choćby) opieki opiekunki, którą Kacper zna. Być może też podejmiemy nową próbę z przedszkolem – może od półrocza? Kacper będzie starszy. Być może tzw. 4-godzinne przedszkole/oddział okaże się tu jakimś lepszym rozwiązaniem?
No cóż… zobaczymy.
CoSTa
9 września 2008 at 11:34 |
Uuuu… Faktycznie, zestresowało się dziecko bardzo. Niefajnie :/
zezik
9 września 2008 at 14:06 |
hej ho,
u nas bylo tak ze chlopakow wyslalismy do zlobka w ubieglym roku (dlatego w tym roku zmiana u jednego grupy u drugiego zlobek->przedszkole przeszla bezproblemowo), to powiem Ci ze Kuba robil taka zadyme przez caly wrzesien, juz tez bylismy na skraju desperacji i zaczelismy szukac mu opiekunki. W zlobku raz mnie nakryla dyrektorka ze zanim oddam Kube to mu staram sie cos tlumaczyc etc etc a mam zostawic i pojsc … i tak tez zaczalem robic – po dwoch dniach zaczelo mu przechodzic. a gdy juz nastal pazdziernik caly zlobek ucichl bo w koncu nie jeden kuba sie tam darl :). szkoda krzychu ze zabraliscie malego z przedszkola :/
empiryk
9 września 2008 at 14:27 |
Grześku – jak sam się pewnie zorientowałeś: nie mieliśmy innego wyjścia, bo sprawy zaszły za daleko. Gdyby problemy z adaptacją dotyczyły tylko samego zachowania się Kacpra podczas pobytu w przedszkolu, to ciągnęlibyśmy to dalej. Ale tu zwyczajnie dzieciak za bardzo to przeżywał. Jak na jego dziecięcą psychikę to było obecnie za wiele.
Pamiętać też należy, że to był skok na głęboką wodę – z domu, do przedszkola – bez pośrednictwa żłobka.
Posłaliśmy Kacperka do przedszkola głównie z tego powodu, że cena opiekunki zaczęła rosnąć, a dziadkowie nie byli w stanie poradzić sobie z malcem, który – pewnie jak to każdy chłopak – wymagał sporego wysiłku (tym bardziej kiedy jeszcze robił w pieluchę). Paulinka tez miała dwa podejścia do przedszkola i udało się ją w nim umieścić gdy skończyła 4 lata. Przy pierwszym jej podejściu wyeliminowały ją choroby i – w drugiej kolejności – proste problemy aklimatyzacyjne z rówieśnikami. Choć trudno tu o porównanie naszych dwóch pociech, bo dziewczynki są z Wenus, a chłopcy z Marsa, rajt? :)
doropha
9 września 2008 at 20:17 |
A mnie się wydaje, że słusznie zrobiliście. Dzieciaki naprawdę różnie reagują i sami widzicie, kiedy dziecku jest z dnia na dzień coraz gorzej. Pewnie trzeba dać mu jeszcze trochę czasu… My rwaliśmy włosy z głowy jak Majka zmieniła przedszkole. W życiu nie wyobrażałam sobie, że w tak krótkim czasie z roześmianego i wesołego dzieciaka zrobi się zahukana, płacząca i wystraszona istotka kompletnie pozbawiona poczucia własnej wartości, dla świętego spokoju siedząca osiem godzin w kącie bez słowa. Ponieważ panie przedszkolanki nie widziały większego problemu mimo prób i szukania z naszej strony sposobu na pomoc w adaptacji podjęliśmy szybką decyzję i jeździmy do przedszkola pół miasta dalej. Już po pierwszym dniu w "starym" przedszkolu wrócił nasz wyluzowany i wyszczerzony Majek … a z przedszkolakami tak jest czasem bywa za wcześnie. Trzymam kciuki za drugie podejście za czas jakiś. Pozdr.
Tamaris
10 września 2008 at 22:41 |
Ja też myślę, że dobrze, że zabraliście Kacpra z przedszkola. Co innego, jeśli mal00ch popłakuje, kiedy się go zostawia a po południu rozradowany opowiada wrażenia. Kacper za mocno to przeżywa – pewno w końcu albo nasiliły by się objawy psychosomatyczne – na przykład zaczął by gorączkować, albo cóś – albo zamknął by się w sobie. I straciłby zaufanie do Was i do świata.
Kiedy dziecko idzie do szkoły, bada się jego dojrzałość szkolną. Znajomy imiennik naszego Mi właśnie z racji wrażliwości ponad przeciętną poszedł do I klasy rok później. Zapytany o wiek mówił: "Mam sześć lat, a właściwie to siedem, ale mamusia mnie odroczyła" ;)
Dziwne więc, że dojrzałości przedszkolnej nikt nie mierzy na poważnie – poza tym osławionym siusianiem na w nocnik :/
Myślę tylko, że może fajnie by było, gdyby Kacper z Dziadkami, albo z Wami chodził w jakieś miejsce, gdzie są krótkie i w towarzystwie opiekunów zajęcia? Jakieś ognisko muzyczne, albo coś? Uczyłby się bycia w grupie i tego, że nawet jak stoi się do Mamy plecami, to ona i tak jest i kocha :)
eNJey
11 września 2008 at 14:45 |
Dobra decyzja. Ja należę do osób, które do przedszkola "nie przyjęły się". Chociaż po porównaniu z doświadczeniami znajomych którzy do przedszkoli chodzili wyszło na jaw, że przedszkole do którego chodziłem nie było zbyt przyjazne. Do dzisiaj pamiętam przedszkolankę która stoi nade mną i w czasie leżakowania pilnuje czy czasem nie otwieram oczu. Było też wmuszanie jedzenia na siłę itp. aż w końcu zrobiłem to co Kacper. Zwróciłem krupnik na panią przedszkolankę co poskutkowało postawieniem w kącie i prośbą do rodziców o zabranie mnie z przedszkola bo jestem aspołeczny ;)
empiryk
11 września 2008 at 16:19 |
Myślę tylko, że może fajnie by było, gdyby Kacper z Dziadkami, albo z Wami chodził w jakieś miejsce, gdzie są krótkie i w towarzystwie opiekunów zajęcia? Jakieś ognisko muzyczne, albo coś? Uczyłby się bycia w grupie i tego, że nawet jak stoi się do Mamy plecami, to ona i tak jest i kocha
Owszem – jest podobny plan: jego koleżka zza płota chodzi do trzygodzinnego przedszkola i Kacper pytany, czy poszedłby z nim do przedszkola reaguje na to bardzo pozytywnie. Drobny problem polega tu na tym, że Kuba jest dwa lata starszy i obaj raczej nie byliby w tej samej grupie.
Ale zobaczymy jak to będzie…
Kacper w przedszkolu | dusza
20 lipca 2010 at 16:55 |
[…] Od początku maja Kacper uczęszcza do przedszkola. Do swojej grupy. Tak! Do średniaków. Akurat zwolniło się tam jedno miejsce i weszliśmy z listy zapasowej. Jak pamiętacie zeszłoroczna próba wysłania dzieciaka do przedszkola skończyła się totalną klapą. […]