head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Kacper w przedszkolu

Odsuwałem napisanie tej notki, do końca roku szkolnego (tu: przedszkolnego), bo przecież nic nie wiadomo….

Od początku maja Kacper uczęszcza do przedszkola. Do swojej grupy. Tak! Do średniaków. Akurat zwolniło się tam jedno miejsce i weszliśmy z listy zapasowej. Jak pamiętacie zeszłoroczna próba wysłania dzieciaka do przedszkola skończyła się totalną klapą.

W trakcie (minionego) roku szkolnego jednak zwolniło się miejsce w grupie do której w 2009 zapisaliśmy naszego syna. Postanowiliśmy więc skorzystać z okazji i posłać Kacpra do przedszkola – pojawił się tam zaraz po majowym weekendzie.

W powrocie do przedszkole trochę pomogła nam obecność w grupie Wojtka, który jest naszym sąsiadem i jest bardzo dobrze zaaklimatyzowany w przedszkolu. Nawet nie wyobrażacie sobie, jak bardzo stresowaliśmy się wraz z Najlepszą Z  Moich Żon tym wydarzeniem – wysłaniem syna naszego do przedszkola. Baliśmy się powtórki traumy z roku poprzedniego. Gdyby ponownie okazało się, iż Kacper nie jest w stanie poprawnie zaaklimatyzować się w środowisku rówieśników, to bylibyśmy w poważnych opałach. Po pierwsze dlatego, że opiekunka kosztuje sporo i nie daje tego, co przedszkole. Dziadkowie mimo szczerych chęci – racji swojego wieku i kiepskiego stanu zdrowia – nie są w stanie opiekować się małym wulkanem energii, jakim jest Kacper. Po drugie dlatego, iż 5-latek dorastający w zasadzie jako jedynak, koniecznie wymaga socjalizacji. Nie może być jak dzikie dziecko – musi dostosować się do warunków życia w grupie.

A przy tym przecież widzieliśmy, jak bardzo, wręcz ogromnie ciągnie go do innych dzieci – jednocześnie nie umie, nie wie, jak wejść z nimi w interakcję, bo nie ma żadnych wzorców odpowiednich do jego wieku. Taki trening socjalizacyjny ma niebanalne znaczenie także w kontekście szkoły.

No i teraz po niemal dwóch miesiącach chodzenia do przedszkola, wychodzi na to, że jednak nasz syn się zaaklimatyzował. Owszem, nie ma róży bez końca. Bo przecież jedzenie jest inne niż domowe, a Kacper potrafi zwyczajnie odmówić zjedzenia czegoś, na co nie ma ochoty. Więc w przedszkolu często był normalnie karmiony łyżeczką, bo tylko tak był w stanie zjeść niektóre dania, których zwyczajnie nie jada. Karmienie wykonywała przedszkolanka, którą Kacper obdarzył niezwykłym zaufaniem – jak miewał kryzysy płaczowe w oczekiwaniu na swoją mamę odbierającą go z przedszkola, to ukojenie znajdował tylko w bliskości tejże opiekunki. Nie ma też szans na normalne leżakowanie przedszkolne – Kacper tam nie zaśnie i raczej męczy go przymusowe 15 minut leżenia na poduszeczce po posiłku. Owszem, jak wróci do domu, to nadal chętnie kładzie się w ciągu dnia spać, bo tego wymaga jego organizm i nawyk. Mieliśmy także trochę kryzysów przy porannych rozstaniach w przedszkolu, bo nagle zaczął sobie wyobrażać, że mama go nie odbierze z przedszkola – to samo działo się, kiedy kilka razy mama spóźniła się z odbiorem. Rzecz jasna Kacper ma spore opóźnienia względem reszty grupy – np. nie umie rysować, malować. Nie robi tego także w domu. Zatem umiejętność prawidłowego utrzymania ołówka, kredki w dłoni jest na niskim poziomie. Kwestia samodzielnego ubierania się też wymaga pracy – kłopot jest z zakładaniem koszulek oraz skarpet. Jak na razie Kacper też omija szerokim łukiem zajęcia z rytmiki. Jest to zabawne, bo chłopak ma niesamowite czucie rytmu i tańczy do domu chętnie – jeden z jego ulubionych programów obok np. Świnki Pepy i Małej księżniczki (kto ma kanał MiniMini, to wie o czym piszę) to You Can Dance w czasie jego oglądania Kacper tańczy, skacze, podryguje!

Ale chłopak już wie, że we wrześniu, po wakacjach wraca normalnie do przedszkola – teraz już do starszaków. Widać nawet, że ta świadomość go cieszy! Być może też dlatego, iż jest świadom bycia starszym.

Ale sprawa kluczowa, to zmiana, jaką pobyt w przedszkolu wywołał u chłopca. To jest już inne dziecko – widać to wyśmienicie w jego relacjach z rówieśnikami. Na placu zabaw, kiedy spotyka obce dziecko – on już umie nawiązać kontakt. Już ma opanowany spory repertuar gestów, zachowań, zaczepiania. Umie też zwyczajnie podejść do dziecka i powiedzieć pierwszy cześć, pobawimy się?

A to jest już niezwykle dużo. I to nas cieszy.

Poniżej parę kadrów z rodzinnego pikniku zorganizowanego przez przedszkole do którego chodzi Kacper. Widać tu choćby konkurs, zabawę uczestniczącą, gdzie rodzice wraz z dziećmi najpierw przebierają swoje pociechy w różne postacie, role, aby potem wziąć udział w konkursie wykonania tych przebrań i zabawie w odgadywanie jaki świat przedstawia dana grupa przedszkolaków.


 


zdjęcie na dziś, Susan Meiselas arrow-right
Next post

arrow-left faceci w garnkach
Previous post

  • monilia

    21 lipca 2010 at 13:40 | Odpowiedz

    Gratulacje! Trafiliście na odpowiedni moment, by go posłać do przedszkola. Moje dziecko od początku skazane było na socjalizację – i jaki był tego efekt? Na placach zabaw stronił od dzieci, w przedszkolu bawił się sam. Nie było mowy o jakiejkolwiek inicjatywie w nawiązywaniu kontaktów z rówieśnikami. Przełom nastąpił na wiosnę tego roku. Adam trafił na kolegę, z którym świetnie się dogaduje, który odpowiada mu na poziomie intelektualnym – wspólnie obmyślają zabawy, tworzą konstrukcje z klocków. Z tego powodu też zdecydowałam się nie przenosić go do innego przedszkola, po co niszczyć pierwszą chłopięcą przyjaźń…

  • empiryk

    21 lipca 2010 at 14:25 | Odpowiedz

    To świetnie, że masz koleżkę dla synka. U nas potencjalnie jest w sąsiedztwie dwóch takowych – wspomniany Wojtek i (drugi) Kacper. Ale jakoś nasz Kacper nie nadaje na tych samych falach, co tamci. No, z Wojtkiem już najłatwiej łapie kontakt.
    Anegdota: Wojtek chce być policjantem. Tak przynajmniej oficjalnie stwierdza, a jego największe i najfajniejsze autko to samochód policyjny. I tylko on może się tym pojazdem bawić. Kacper po jednej z wizyt u kolegi po powrocie wyznał: ja nie mogę być policjantem, bo Wojtek będzie policjantem.
    Masz babo placek.

  • Wik

    29 lipca 2010 at 9:45 | Odpowiedz

    Pamietam jak w przedszkolu mialem przed oczami 2 drogi życiowe: strażak albo… piłkarz. Cóż… z piłkarza zostało prawie nic, ze strażaka zostało… wodolejstwo ;-)

  • empiryk

    29 lipca 2010 at 10:34 | Odpowiedz

    tiaa…. grunt to mieć ideały życiowe! :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *