head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

debaty, jakie debaty?

Tak – to prawda: nie obejrzałem dotąd żadnej tzw. debaty przedwyborczej. I nie będę ich oglądał o ile jeszcze jakaś będzie mieć miejsce. Po co mam tracić mój czas na takie nie interesujące widowiska. Jest tyle bardziej interesujących sposobów spędzania czasu.

Powodów mojego omijania szerokim łukiem tych tzw. wydarzeń jest kilka. Streszczę je niżej.

Po pierwsze – teraz odbędą się wybory parlamentarne. Zatem zestawianie zestawianie wyłącznie liderów ugrupowań jest dość średnio informatywne. No chyba, że mamy do czynienia z partiami wodzowskimi, gdzie słowo Wodza decyduje o najdrobniejszym detalu polityki. A chyba tak nie jest. Innymi słowy – ja (przykładowo) będę głosował w Andrychowie i oczekiwałbym, iż dotrze do mnie bezpośrednio kandydat z mojego okręgu i będzie chciał opowiedzieć mi o swoich poglądach. To mnie interesuje jak najbardziej. Ale się dotąd nie zdarzyło.
Po drugie – te debaty są nie są kierowane do mnie. Tusk mówi nie do mnie, ale do elektoratu PO. Kaczyński mówi do elektoratu PiSu, Kwach do wyborców SLD… itd. Jak napisałem wcześniej – należę do grona nie zdecydowanych i mam równie daleko do poszczególnych elektoratów. Jeśli odnotowano po debacie Kwach-Kaczyński przyrost notowań PiS, to nie odbyło się to kosztem przepływu elektoratu od SLD od PiS! Podobnie w przypadku debaty Tusk-Kaczyński, gdzie AFAIK notowania PO wzrosły, ale kosztem elektoratu SLD/LiD. No więc po co mi to? Aby obejrzeć jak lider ugrupowania radzi sobie socjotechnicznie lub erystycznie? Jak dla mnie to jest średnia wskazówka wyborcza lub informacja w jakim kierunku będzie dryfować Polska.
Po trzecie – bardzo zdroworozsądkowo nie lubię oglądać ludzi, którzy kłamią – lub jak określa się to w nowomowie: mijają się z prawdą. Tego punktu nawet nie chcę rozwijać. W jakiejś reklamówce widziałem Religę – człowieka, który niszczy polską służbę zdrowia i realizuje w praktyce dziką jej prywatyzację – i dostałem ataku dzikiej furii, bo mówił w niej, jak to zapewnia bezpieczeństwo zdrowotne moje i moich współrodaków.

Na koniec dośc zaskakująca obserwacja sporego grona moich znajomych, którzy obejrzeli debaty. Żaden nie zmienił swoich poglądów. Jakże to wydaje mi się teraz ludzkie i normalne. Jeśli byłeś zwolennikiem PO, to zwycięzcą dla ciebie jest Tusk, a jeśli Kaczyńskiego, to lider PiSu dokopuje Kwachowi i Donaldzikowi.
Naprawdę swojskie.

obowiązkowe wyposażenie biurka arrow-right
Next post

arrow-left mam pytania do polityków
Previous post

  • byte

    16 października 2007 at 21:33 | Odpowiedz

    Wspieramy cię, Krzysztofie. Ja też nie oglądam, z dokładnie tych samych względów, hell yeah.

  • CoSTa

    17 października 2007 at 9:28 | Odpowiedz

    Ja nie oglądam z nieco innych powodów – jeśli już mam głosować przeciwko PiS, to przynajmniej już wiem na kogo. Nawet jeśli niezbyt mi się ten wybór podoba. Debaty kompletnie nic tu nie zmienią więc szkoda mojego na nie czasu.

  • empiryk

    17 października 2007 at 9:38 | Odpowiedz

    Uff… trochę mi ulżyło, bo na pierwszy rzut oka miałem wrażenie, że jakiś dziwny jestem, bo wszyscy wokół oglądają i się pasjonują, a ja tak nie za bardzo :)

  • walth

    17 października 2007 at 11:46 | Odpowiedz

    No ja nie oglądam, bo jakoś nie miałem okazji trafić na to, a i specjalnie się nie starałem. Wiem na kogo zagłosuję, więc podobnie jak CoSTa, szkoda jakoś specjalnie czasu.

  • btd

    17 października 2007 at 17:24 | Odpowiedz

    W chwili gdy najdzie mnie ochota na pasjonowanie się polityką, pobluzguje u siebie i mi przechodzi :) Gorzej, że polityka może zacząć się pasjonować mną.

  • jarek

    17 października 2007 at 20:01 | Odpowiedz

    Debaty są mydleniem oczu, ponieważ nie ma w Polsce okręgów jednomandatowych, to bardziej spłycanie kampanii wyborczej. Jeśli na przykład trzech przywódców partii X, Y, Z przedstawi swoje propozycje, to czy ich wykonawcy w terenie mają te same poglądy?

    Jestem zwolennikiem okręgów jednomandatowych i debat w tych okręgach, bo to dla mnie jako wyborcy jest pomierzalne.

    Obejrzałem jednym okiem dwie ostatnie debaty i poza socjotechniką i umiejętnym (sic!) podawaniem kłamstw, nic z nich nie wyniknęło.

    W zasadzie jedna "filipinka" (cyt. za Gosiewskim) mnie urzekła w kategoriach złośliwości "ja pana nawet nauczę jak się wygrywa wybory prezydenckie", zabrakło mi błyskotliwej odpowiedzi w stylu "wolałbym się nie uczyć od pana picia".

    Tylko jak te złośliwości maj ą się do programów gospodarczych i politycznych?

    A może debaty sprawdzają się tylko w USA gdzie są dwie partie, a nie mnogość?

  • empiryk

    18 października 2007 at 8:20 | Odpowiedz

    No co ty Jarek! Przecież Kwaśniewski nie był pijany! :)
    On cierpiał na zespół filipiński – gdyby/śmy podróżowali po świecie jak on, to pewnie też moglibyśmy się tego nabawić. A skoro nie wojażujemy, to nam zwykła wóda wystarcza :)

  • jarek

    18 października 2007 at 9:25 | Odpowiedz

    hehehhehe tak, to był zespół filipiński z Filipem z konopi ;-)

    Swoją drogą ileż to różnych chorób go dopadło, a pomyśleć że zwykły człowiek tylko się upija i nie ma chorób ;P

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *