head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

przedziwne zjawisko kinowe

Zachęcony zajawką Grindhouse. Death proof – wczoraj odwiedziłem kino w celu konsumpcji przez oczy tegoż dzieła autora pod nazwą Quentin Tarantino. Konkretnie odwiedziłem Krakowskie Centrum Kinowe.

Po pierwsze: od lat, od wielu lat nie stałem w kolejce po bilety! Wczoraj, żeby kupić jeden bilet stałem w długaśnej kolejce około 25 minut! Ostatnią taką kolejkę po bilety do kina pamiętam w początkach lat 80tych ubiegłego wieku w Andrychowie, w kinie Beskid – wtedy był to bodaj King Kong – wersja z Jessica Lange.

Drugie dziwne zjawisko, którego wczoraj byłem świadkiem to skrupulatność biletera w kasie. Otóż tuż przede mną w kolejce do kasy stała para nastolatków. Stali cierpliwie – podobnie jak ja blisko pół godziny. Wreszcie docierają do okienka i chcą kupić bilet na Grindhouse. Ale to jest film dozwolony dla dorosłych – czyli od 18 lat. Pamiętacie czasy, kiedy filmy były w przedziałach wiekowych od 12 lat, 15tu i 18?
I bileter w ARSie poprosił o dowody osobiste! Chłopak miał dowód i go okazał. Ale dziewczyna nie miała. Pan w okienku chciał iść na rękę klientom, więc prosił o jakikolwiek dokument z wpisaną datą urodzin. Niestety panienka niczego nie miała. Sprzedawca zasugerował nawet, że sprzeda im bilety na późniejszy seans – wtedy dziewczyna będzie mogła pójść do domu i wrócić z odpowiednim dokumentem. Ale młodzież nie zdecydowała się na takie wyjście. Być może faktycznie dziewczyna nie była pełnoletnia?
W efekcie pan z przykrością odmówił sprzedaży biletów. Młodzi odeszli z kwitkiem.
Zadziwiające to wszystko.
Ale bardzo mi się to spodobało. Bileter był równie skrupulatny i w innych przypadkach – gdy tylko ktoś chciał kupić bilet ulgowy, to prosił o wylegitymowanie się odpowiednią legitymacją. I tylko na tej podstawie sprzedawał ulgowe. Nieźle.

Swoją ścieżką – o ile mnie pamięć nie myli, w dawnych czasach był regulamin, iż młodociany mógł wejść na seans dla dorosłych w towarzystwie i za zgodą dorosłego. Nie jestem jednak pewien, czy to miał być rodzic dzieciaka, czy ktokolwiek towarzyszący młodej osobie…

Co do samego filmu Tarantino – głęboko rozczarowujący. Ale to temat na inny czas i miejsce.

moje potyczki z Olympusem e510 arrow-right
Next post

arrow-left i po urlopie
Previous post

  • zorro

    25 lipca 2007 at 11:29 | Odpowiedz

    He, he, ta panienka mogła w jakiś inny sposób udowodnić swoją kobiecą pełnoletność. Podejrzewam, że mając nawet 15 lat nie jest jej nic obce.

  • CoSTa

    25 lipca 2007 at 16:12 | Odpowiedz

    sam jestem ciekaw co tam tarantino tym razem wymyślił. programowa sieczka do kwadratu (rodriguez przecież niebawem)? ja bardzo chętnie! skoczymy se z dorką do kina, nie ma bata…

  • empiryk

    25 lipca 2007 at 17:52 | Odpowiedz

    co do Tarantino, to istotę sprawy uchwycił dość dobrze Bartek Fukiet w Activist:
    Ostentacyjnie pusty, radośnie odmóżdżony hołd złożony trashowemu kinu lat 70. i 80., skrzyżowanie slashera z klasycznym "pościgowcem" w stylu "Pojedynku na szosie" i "Znikającego punktu".Cytuję za: http://film.onet.pl/12270,7

  • CoSTa

    26 lipca 2007 at 13:27 | Odpowiedz

    tak, uchwycił wręcz doskonale. no to już wiem prawie wszystko – film zdecydowanie dla mnie :)

    dzięki za linka!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *