i po urlopie
- By Krzysztof Kudłacik
- In varia
- With 6 komentarzy
- On 24 lip | '2007
Właśnie mija drugi dzień pracy po moim pierwszym letnim urlopie. Miałem dwa tygodnie wolnego. Jadąc w poniedziałek rano do pracy czułem żal, że to już koniec i pora na standardowy dzień roboczy. Owo poczucie żalu jest dowodem raczej udanego urlopu. To akurat mnie cieszy, bo mój urlop przebiegał inaczej niż sobie wyobrażam urlop właśnie … Otóż urlop wyobrażam sobie jako oderwanie się od pracy, czyli zostawienie jej w pracy, a nie zabieranie do domu; wyobrażam go sobie jako zupełne zignorowanie codziennych obowiązków domowych. Odsunięcie (na tyle, na ile to możliwe) każdorazowego i szczegółowego doglądania dzieciaków, pilnowania regularnego zaopatrzenia lodówki, znalezienia czasu na spokojne oglądnięcie zaległych filmów, znalezienia czasu na lekturę książki, która się kurzy na półce itd.
Tymczasem ten mój urlop wyglądał jak przeciwieństwo tego docelowego, wymarzonego urlopu.
Najpierw pojawiła się ekipa montująca cztery plastikowe okna z jednoczesnym wyrywaniem starych drewnianych. Dodam dla jasności: właśnie te okna skonsumowały niewielkie wolne środki finansowe – więc zamiast jakiegoś wyjazdu wakacyjnego, była inwestycja w środki trwałe infrastruktury mieszkalnej.
To dość w sumie rozsądne.
Potem większość urlopu, to była wizyta szwagierki wraz z mężem i dwójką dzieci (półtora roczny chłopiec i trzyletnia dziewczynka). Zatem zamiast odpocząć i złapać luz od dzieciarni nastąpiło coś zupełnie przeciwnego – codzienna wzmożona uwaga skierowana na trójką dzieciarni (doliczam tu oczywiście mojego Kacperka). Jak możecie się domyślić dzieciaki wstawały o różnych porach dnia i nocy, kładły się spać o innych porach, jadały o innych porach, śmieciły i brudziły się inaczej etc. Zatem próba wybrania się z nimi gdzieś poza dom i poza miasto to były każdorazowo potężne operacje przypominające lądowanie aliantów w Normandii … Zniszczenia zresztą podobne. Samo sprzątanie chałupy zamiast odbywać się raz w tygodniu (to wystarcza na naszą rodzinę i tylko jednego małego Kacpra) odbywało się w zasadzie codziennie – nie mówiąc o praniach (liczba mnoga jest użyta świadomie), zakupach żywnościowych itp.
Było naprawdę ciężko.
Na szczęście mieszkam w jednorodzinnym domku z ogrodem, a pogoda pozwoliła w większości spędzać czas w ogrodzie, gdzie m.in. ustawiliśmy basenik z wodą, żeby dzieciarnia mogła się pluskać. Tym bardziej się to przydało, iż lampa była/jest momentami niemożebna …
Ale w ogólności się udało – przetrwaliśmy. Głównie przez pogodę pozwalającą opuścić dom. Więcej – pewnego dnia udaliśmy się do Kinoplexu w Bielsku-Białej i szwagrostwo wspomagane przez Paulinkę i jej koleżankę Agę zaopiekowało się całością dzieciarni włącznie z Kacprem przez ponad dwie godziny. Wtedy ja i Najlepsza z Moich Żon udaliśmy się na seans – pierwszy raz od ponad 2 lat razem oglądnęliśmy w kinie film – tu: Szklana pułapka 4.0
Kiedy siostra żony wróciła już do Rzeszowa, miałem do końca urlopu trzy dni. I wtedy wprowadziłem w życie wariant awaryjny: lenistwo do kwadratu. To chyba był dobry wybór. W efekcie wczoraj rano wracałem do firmy zawiedziony, że znów trza iść do fabryki …
W sierpniu już mam klepnięty drugi dwutygodniowy urlop. Podobnie jak poprzedni spędzę go w miejscu zamieszkania – tym razem raczej już aktywnie: będę miał zapewne kuchnię i pokój Paulinki do malowania – podobnie jak jeszcze nie pomalowane szpalety wokół nowych okien.
walth
24 lipca 2007 at 22:45 |
No mi się wydaje, że jak idziesz do pracy po 2 tygodniach urlopu i nie chcesz do niej iść to chyba urlop się nie udał i nie wypocząłeś, albo praca niezbyt satysfakcjonująca jest. A za tydzień ja się będę cieszył pierwszym w swoim życiu urlopem, tygodniowym, po prawie roku pracy :) Nic nie zaplanowałem i mam nadzieję na lenistwo pełną gębą :D
Kompas
25 lipca 2007 at 7:57 |
Ale co ze ślimakami? Atak ślimaków odparty?
zorro
25 lipca 2007 at 8:29 |
Niektórzy mówią, że najwięcej napracowali się na urlopie. Tak jest chyba w Twoim przypadku, więc teraz należy Ci się zasłużony wypoczynek, w pracy, oczywiście. Niekiedy mam wrażenie, że to spostrzeżenie dotyczy także mojej skromnej osoby – po urlopie czuję się bardziej zmęczony niż przed.
Ja też już jestem po letnim urlopie – na szczęście spędziłem go nieco inaczej niż Ty. Powiem szczerze, iż obcując z taką gromadką dzieci w niedługim czasie byłbym jednym z pacjentów pewnego szpitala, zresztą w Andrychowie położonego. Dlatego w pełni Cię podziwiam.
Anetta
31 lipca 2007 at 22:13 |
Och biedaku ty to masz życie, taki koszmarny urlop ci się trafił i druga jego część zapowiada się równie nieciekawie. Spróbuj to zmnienić, może wymyślisz coś wspólnie z najlepszą ze swoich żon.
zorro
1 sierpnia 2007 at 8:05 |
Krzychu, chyba trafisz na dywanik …
empiryk
1 sierpnia 2007 at 9:48 |
Żona zechciała mnie wirtualnie i zdalnie zwizytować ;)