emocje maturalne
- By Krzysztof Kudłacik
- In dusza
- With No Comments
- On 5 cze | '2013
Zawsze uśmiechałem się, gdy media cytowały zestresowanych rodziców, których dzieci właśnie przystępowały do egzaminu maturalnego. Nie łapałem, jak można się tym jakoś przejmować? Rodzic przecież nie idzie pisać egzaminu. Ba, nawet w małej cząstce nie jest w stanie wejść w klimat tego wydarzenia tak, jak jest to udziałem jego dziecka.
Zwyczajnie – to poznawczo inna sytuacja. To dwa różne światy. I one się nie stykają. Tak myślałem. Do czasu matury mojej córki Pauliny.
Tu życie mnie zwyczajnie zaskoczyło. Były emocje, było przejmowanie się, było myślenie jak jej poszło? czy tematy trafiły? i tak dalej. Zgoda – w nocy spałem dobrze, ale w ciągu dnia maturalnego – każdego – było napięcie i oczekiwanie.
Nie przewidywałem, iż tak to mnie trafi. Dwie rzeczy szczególnie mnie zajmowały. Pierwsza to świadomość, że to jest egzamin na którym setki rzeczy może nie pójść jak należy. I to niezależnie od faktu, iż Paulina była bardzo dobrą uczennicą. Pod tym względem była/jest dzieckiem wspaniałym – niemal zupełnie nie wymagała motywacji do nauki. Ona zwyczajnie uczyła się, bo chciała – i wychodziło jej to bardzo dobrze. Jednak obecna matura z tzw. kluczami wymaga czegoś więcej: wymaga trafienia w klucz. A to zupełnie nowa sytuacja.
Druga to wiedza, że wynik tych egzaminów będzie rzutował na przyszłość Pauliny. Będzie rzutował motywacyjnie – podniesie ją lub wręcz przeciwnie. Będzie rzutował pod względem możliwości wyboru studiów: dobrze jest mieć ten wybór szerszy niż węższy, prawda? Tym bardziej, iż pod względem życiowym i finansowym chciałbym, żeby Paulina dostała się na studia w Krakowie – w ostateczności w grę wchodzą Katowice lub Cieszyn, czyli miejsca do których można dojechać w około półtorej godziny z Andrychowa.
Teraz matura jest już przeszłością. Czekamy na wyniki. Wtedy następny etap ważnych życiowych decyzji.