head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Wybory – nie jest źle

Nie jest źle jak na razie. Oczywiście jak jest naprawdę, to się okaże w przyszłym tygodniu. Ale spójrzmy na wyniki tej ankiety:

ankieta przedwyborcza
ankieta przedwyborcza

39% ludzi zachowuje zdrowe odruchy: wybory są lokalne, więc będę głosować na tych, których znam. Może nawet osobistych znajomych. Oznacza to głównie tyle, iż kierujemy się pewnym zaufaniem do tych na których oddamy głos. Taki głos nie będzie zmarnowany.

Sam mam podobne dylematy – skoro w zasadzie u mnie w Andrychowie żaden kandydat (poza aktualnym burmistrzem Pietrasem i jego komitetem) nie pokwapił się, aby powiedź mi, swojemu wyborcy, czemu warto zagłosować na tego, a nie innego człowieka – więc ja najpierw będę się kierował znajomością kandydatów. Wielu znam osobiście. Więc umiem ocenić, czy warto na nich oddać głos.

Jednak jest tu też łyżka dziegciu – bardzo wysoki odsetek, bo aż 28% deklaruje głosowanie na partię polityczną. To zły objaw. Wskazuje on na wchodzenie krajowej polityki z buciorami w lokalne ojczyzny. Powoduje to natychmiast przenoszenie na lokalny grunt klisz i walk znanych z krajowej, brudnej areny. To smuci. Przynajmniej mnie.

Ale jest jeszcze inna strona tego sondażu. Wspominałem o tym u CoSty: że te wybory to wybory wielostopniowe. Czyli poza samą gminą/dzielnicą, wybrać wypada też radę powiatową i sejmik wojewódzki plus burmistrza/prezydenta. Czyli w komisji wyborczej dostaniemy całkiem pokaźny plik arkuszy z długą listą nazwisk – naziwsk, które nic nam nie powiedzą, obcych nazwisk. I tu się zaczyna dylemat i pole dla przypadkowości. Rzecz jasna, iż także tu możemy mieć znajomych, ale coś mi mówi, że w przytoczonej ankiecie respondenci mieli na myśli najniższy stopień w wyborach – gminę. Sam to widzę na moim skromnym przykładzie: widzę znajomych głównie w wyborach do gminy. Do powiatu znalazłem może dwóch następnych. O województwie już nie wspomnę.

Na tej podstawie nasuwa mi się przekonanie, że samorząd trójstopniowy nie jest dobrym wyjściem i być może trzeba sprawę przemyśleć ustrojowo ponownie.
Ma to swoje mało ciekawe konsekwencje – np. trudność w dotarciu do wyborców: dotyczy to kandydatów od powiatu wzwyż. Automatycznie w drugą stronę: wyborcy są mniej zaangażowani w powiat i województwo. Nawet jeśli przyjmiemy – częściowo zasadne założenie – iż samorządowcy mają na celu przechodzenie od gmin, do powiatów, a następnie do województwa. Taka swoista ścieżka kariery. O upolitycznieniu powiatowych i wojewódzkich wyborów już wspomniałem wyżej – ponad gminą coraz większą rolę odbrywają etykiety polityczne, które znamy z poziomu krajowego.
Ale to jest już inna bajka.

PLUSTEK Skaner filmowy OpticFilm 7200i arrow-right
Next post

arrow-left barwy kampanii na podlasiu
Previous post

  • Mikołaj

    10 listopada 2006 at 11:23 | Odpowiedz

    Kilka lat temu miałem styczność "roboczą" z samorządami i mogę powiedzieć jedno – powiaty to poroniony pomysł. Jest to ewidentny wyciągacz kasy i miejsce do upychania lokalnych notabli, z punktu widzenia funkcjonowania państwa powiaty nic nie dają…

    Jeśli zaś mówimy o wyborach, to w tym tygodniu wpisy u mnie dotyczą wyłącznie wyborów samorządowych. Mam nadzieję, że wskazówki tam zawarte pomogą wybrać tych lepszych, znających się na rzeczy, bez "parcia na szkło / parcia na stołek" etc.
    Na ile to zda egzamin… nie mam pojęcia.

  • makowski

    10 listopada 2006 at 11:28 | Odpowiedz

    tak, też mnie to dziś ucieszyło…
    (i żeby to jeszcze MOGŁA BYĆ Prawda…;-)
    JOW-y… ech, pomarzyć…
    …………………………………..
    a poważnie:
    nieco martwi słaba pozycja "lokalny komitet.." — ale to chyba jest jednak wynik z (anonimowych) wielkich miast; bo lokalnie (wiem od Kolegi spod Miasta ;-)
    — jest chyba lepiej…
    gdzieniegdzie — ludzie (już wreszcie) chcą działać, być, udzielać się, decydować…

  • empiryk

    10 listopada 2006 at 12:04 | Odpowiedz

    @Mikołaj
    Cóż – ja postawiłem sugestię ustroju samorządu, ale nie widzę najmniejszych szans, że podobny pomysł się u nas w publicznej debacie pojawi. Przyczyn jest wiele. Jedna z nich jest dość prosta: ludzi to średnio rusza. To za trudne dla hoi polloi. Generalnie jeśli cokolwiek się obecnie mówi, to najwyżej o konstytucyjnych zakazach aborcji lub jakichś preambułach. Głębiej nikt nie sięga, bo taka dyskusja nie daje potrzebnej medialne popularności.
    @makowski
    Informacje, które czytam o przewidywanej frekwencji wskazują na 68%-towe zainteresowanie. Osobiście myślę, że jeżeli faktyczna niedzielna frekwencja dociągnie do 34% to będzie niebywały sukces. Zobaczymy.

  • jarek

    10 listopada 2006 at 23:52 | Odpowiedz

    Osobiście obstawiam okolice 30% czyli podobnie do Ciebie ;-)

    Zastanawiam się nad sondażami dotyczącymi kandydatów na Prezydenta Warszawy, ponieważ nie wierzę aby ktoś badał zdanie Polaków za granicą, a najprawdopodobniej to oni zdecydują o Prezydencie Warszawy i samorządzie warszawskim.

    Być może zobaczymy spojrzenie na polską samorządność z dalekich krajów :-)

  • waltharius

    11 listopada 2006 at 13:46 | Odpowiedz

    A ja się wczoraj dowiedziałem, że w mojej firmie można obstawiać kto zostanie prezydentem kilku dużych miast Polski. Ciekaw jestem jakie będą wygrane :)
    Żałuję troszkę, że nie dam rady na wybory dojechać do domu. Chyba naprawdę czas pomyśleć o zameldowaniu w Wawie…

  • empiryk

    11 listopada 2006 at 17:15 | Odpowiedz

    <cite>bla bla bla</cite>
    dupa blada testujemy

  • Gucio

    12 listopada 2006 at 20:20 | Odpowiedz

    Oczywiście, że w wyborach będę głosował na Kononowicza.
    Jeśli zapewni mi darmowy internet, da mi 50 000 euro za nic i odwiezie mnie na lotnisko, gdzie wsiądę w samolot i przeprowadzę się ze swoją rodziną do australii.

  • jarek

    13 listopada 2006 at 7:58 | Odpowiedz

    Czasem jak palnę głupotę to aż wstyd. Przepraszam za wyborców z zagranicy, jakoś mnie zaćmiło, a oni nie głosują poza parlamentarnymi i prezydenckimi.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *