head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

do czytania w jadłodajni

Maria Janion wydał z siebie ładny wywiad. Nawet bardzo łady. Jarosław Kurski jako wyśmienity dziennikarz ładnie jej w tym pomógł. Ale ja jakoś nie całkiem nadążam za tokiem myśli Janion – nawet tych wyrażonych z trudnymi słowami – jak odnotowuje byte.
Ale po kolei i ostrożnie.
Najpierw sugeruję lekturę wywiadu – Gazeta lub PDF. Następnie idziemy step-baj-step…

Otóż cały czas mam przemożne wrażenie, iż autorka walczy z własnymi wyobrażeniami albo inaczej: obraca się w świecie częściowo fałszywych, niespełnionych, tylko zapowiedzianych, domyślanych idei. A to dla mnie typowe podejście intelektualistyczne – lub w gorszym wydaniu: inteligenckie.
Zresztą poniekąd szczerze do przyznaje:

Ten list stał się jednym z wielu przejawów wychodzenia z letargu tak atakowanego ostatnio społeczeństwa obywatelskiego.
– Szczerze mówiąc, nie sądzę, by odniósł jakikolwiek skutek i miał znaczenie dla integracji środowisk demokratyczno-liberalnej inteligencji. Ta integracja powinna następować na poziomie walki idei.

Pogrubiona czcionka to pytania Kurskiego.

Problem w tym, że walka idei to metoda całkiem jałowa, jeśli ma służyć do odczarowania polskiego społeczeństwa.
Dlaczego?
Ponieważ moim współobywatele sporadycznie i w skrajnie wąskim zakresie mają do czynienia z ideami (nie licząc Orange). Z ideami ma się do czynienia, gdy się coś czyta i rozumie. I to coś nas motywuje. Moi współobywatele chętnie czytają co najwyżej celulozowe płachty reklamowe Media Markt… Ci bardziej zaawansowani są w stanie poznać nagłówki gazet czarno-białych. Ale nie o to przecież idzie naszej pani profesor – to nie nadaj się na broń w walce z LPRem przemalowującym na fałszywe barwy naszą historię i świadomość narodową.

Zatem Janion wydaje się popełniać na wstępie błąd metodologiczny.

Przejdźmy do merituma.

Trudność polega na tym, że nie wszyscy chcą przyjąć do wiadomości, iż naród jest wspólnotą wyobrażoną. Jeśli ktoś uważa, że naród to wspólnota dana przez siły nadprzyrodzone, wspólnota święta, zawierająca w sobie pierwiastek nadziemski, albo wspólnota biologiczna, to wówczas stajemy w obliczu dwóch skonfliktowanych wyobrażeń.

Dobrze, wiem, że tekst jest w dzienniku codziennym publikowany, więc trzeba lecieć prostymi słowami, ale nie piszemy po raz enty wstępu do propedeutyki socjologii! Inaczej mówiąc: sakralizujące teorie pochodzenia narodu to tylko relikt w mauzoleum historii idei. Nadają się dla licealistów wyłącznie jako ilustracja tego, co za siedmioma górami, za siedmioma rzekami … Janion przecież używa mocnego i całkiem nowoczesnego podejścia: naród ma być wspólnotą wyobrażoną.
Wedle autorki obecnie w Polsce rozkwita romantyczne przekonanie o mesjanizmie Polski.

To jest wyobrażenie przejęte po romantyzmie. Mesjanizm zaczyna się kształtować po rozbiorach. Z jednej strony naród bez państwa, który trzeba stworzyć, by utrzymał swą historyczną wspólnotę, a z drugiej strony przekonanie, że Europa powinna nam pomóc, bo jesteśmy narodem wyjątkowym. Dlatego nasz stosunek do Europy staje się coraz bardziej neurotyczny i roszczeniowy.

Podkreślenie moje.
Wiele razy dawałem wyraz mojemu chłodnemu stosunkowi do PiSu, ale dalibóg – nie widzę w ich przekazie ani krzty tego mesjanizmu. Gdybyśmy w negocjacjach z Niemcami lub Francuzami powoływali się na to, że nam się należy, bo oni kiedyś żądali od II RP całego Śląska, albo że mieliśmy u boku Bonapartego nasze legiony … to … śmiech na sali! Dyskredytacja.

Zatem podejrzewam Janion o drastyczne uproszczenie lub wręcz ustawianie sobie przeciwnika – o jego wymyślanie, wyobrażanie go sobie tam, gdzie go nie ma. A to nikogo myślącego nie może zadowolić.

Na tym tle kształtuje się też wrogi stosunek do Rosji. Rosja i Polska to dwie przeciwstawne sobie potęgi, z których jedna jest ostoją despotyzmu, a druga – ostoją wolności. Rosja to Azja, Polska to Europa. Stąd kolejne roszczenie wobec Europy – by wreszcie dostrzegła, że jesteśmy jej przedmurzem i że za nami już tylko Azja.

Przecież jesteśmy przedmurzem. Z pewnością nie przedmurzem chrześcijaństwa, a przynajmniej przedmurzem celnym i gospodarczym. Jako tacy, powinniśmy mieć określone środki i możliwości – choćby pieniężne i polityczne do kontrolowania tej części granic Unii. Nie że to nam się należy bo tak – to zwyczajnie nakazuje rozsądek i dobrze pojęty interes Unii.

A jeśli chodzi o zaplecze ideologiczne – Janion pisze: Autostereotyp Polaka jako cywilizowanego Europejczyka przeciwstawiającego się dzikiemu barbarzyńcy z Azji – to Janion staje w wyraźnej różnicy choćby wobec tez Leszka Kołakowskiego analizującego korzenie asymilacji komunizmu w Rosji (polecam 1-szy tom jego monumentalnej 'Historii Marksizmu’).
Innymi słowy: różnię się oceną sytuacji od Janion. Jestem przekonany, że nawet jeśli określenie cywilizowany Europejczyk nie zawsze do nas przystaje, to nie zmienia faktu, iż dzieli nas od Rosji przepaść ideologiczna taka jak Europę i Azję. Nawet jeżeli za naszą wschodnią granica nie ma barbarzyńców.

W następnej cześci artykułu Janion ubolewa nad tym, że nie doszło wprost do przeproszenia Ukraińców przez Kaczyńskiego podczas uroczystości w Pawłokomie. Zgadzam się z jej myślą, iż takie przepraszam byłoby znaczącym – tu: zauważonym – gestem Prezydenta RP. Ale pytanie, którego Janinon już nie stawia: czy byłby to gest owocny? – jest o wiele ciekawsze. Można przecież sensownie argumentować, że obecnie Ukraina nie jest do końca państwem o stabilnej demokracji, więc daleko posunięte i jednostronne gesty pojednawcze z polskiej strony nie dają gwarancji trwałych owoców. Przecież nasze relacje są co najwyżej poprawne. I nie chodzi o absurdalne zakazu wjazdu na Ukrainę polskiego mięsa. Tylko dzięki silnej woli politycznej Juszczenki trzyma za pysk swoich nacjonalistycznych antypolsko nastawionych ziomków – dość wspomnieć choćby sprawę (jak najbardziej ideową) cmentarza polskich obrońców Lwowa – polskiego Lwowa. Zatem: nie spieszmy się za bardzo.

Ale jeśli chodzi np. o Powstanie Warszawskie, to wszystko znów zostało zatopione w mesjanistycznej pochwale bohaterstwa. W tym nowym Muzeum Powstania Warszawskiego dominuje mesjanistyczna apologia hekatomby krwi. Koło się zamyka, bo widzę, że dzieci się bawią w powstańców warszawskich. Wszystko jest bezproblemowe, jednoznaczne, bohaterskie. Obawiam się, że wzięła w łeb nasza praca po 1989 r. zmierzająca do ukazania całej złożoności tej tragedii.

Zgadzam się z Janion, ale inaczej oceniam sytuację: co w tym wszystkim złego? Muzea mają między innymi służyć motywacji patriotycznej. Na ulicy wśród ziomów jej nie ma. Więc dobra i martyrologia powstania warszawskiego. Złożoności to etap zaawansowany – nie każdy dochodzi do niego.

I jeszcze o wspólnocie wyobrażonej – czyli o narodzie wg pomysłu Marii Janion:

Czytanie gazet, jak twierdzi Anderson, w zasadniczy sposób tworzy ową wspólnotę wyobrażoną. Gazeta i jej czytelnicy, których nie znam, ale ich sobie wyobrażam, składają się na tę wspólnotę.

I tak poniekąd dostajemy kropkę nad 'i’ – obraz Polski i Polaków poprzez zadymioną szybkę mediów drukowanych, rozpraw naukowców, poezji mesjanistycznej 1831-63 r.
Nie czuję żadnego powabu w wezwaniach Janion do poszukiwania intelektualnych wyzwań w tych miejscach. ich związek z powszednimi, codziennymi motywacjami, wyzwaniami, konfliktami jest średni lub co najwyżej – nomen omenwyobrażony właśnie. Janion – jak wielu intelektualistów – żyje w wieży z kości słoniowej i wyczerpuje się w analizach, ideach, które są czasami ciekawe, czasami li tylko negatywne (u Janion – prześladujący ją motyw mesjanizmu Polski).
Jednak te rozważania nie dają treści pozytywnej – rzekłbym: pozytywistycznej. Nie oferują żadnej siły duchowej na której można by wesprzeć tzw. społeczeństwo obywatelskie. Nie dają właśnie pożywki ideologicznej – mimo częstego używania i odmieniania słowa ’idea’. Dlatego też tak łatwo tę pustynię grabią fałszywe idole nacjonalistyczne lub neofaszystowskie, które są tak naprawdę antychrześcijańskie. Być może głosy takie jak Jannion są podskórnie motywowane właśnie zazdrością o nacjonalistyczny revival w Polsce?

Szanowna Pani Profesor – szkoda Pani wysiłku.

kuszczak puszczak arrow-right
Next post

arrow-left zusowe oszczędności - postscriptum (1)
Previous post

  • CoSTa

    31 maja 2006 at 14:25 | Odpowiedz

    "Chyba nie do końca na miejscu. Właśnie tej niepokorności, nieustępliwości tak dziś brak -> mało kto choćby biernie protestuje przeciwko wzorcom i postawom bezkrytycznie przyjmowanym zza granicy."

    sorry ale mówienie tego w kraju rządzonym przez eurosceptyków z ego rozdymającym się coraz bardziej jest trochę chyba pomyłką. nasi chłopcy tak bardzo mówią krytyce "nie", że nasi rolnicy teraz płaczą po dopłatach bo się jednemu z drugim asowi chciało honorem unieść i obcych pieniędzy nie przyjmować. kiedy ktoś ci mówi "stary, ładnie wyglądasz ale z pyska ci jedzie" to albo unosisz się honorem, albo dajesz w mordę albo myjesz zęby… no więc jak widać to mycie zębów nie zawsze okazuje się być rozwiązaniem oczywistym.

    i chyba tylko o to w całym tym ględzeniu chodzi.

  • empiryk

    31 maja 2006 at 14:59 | Odpowiedz

    Piotr
    Jak pewnie widzisz – ja raczej do polityki mam chłodny stosunek i – w odróżnienieu od niektórych – mało o niej piszę. Twój komentarz nie jest aż tak polityczny :)
    I ja nigdy nie moderuję komentarzy. Mogę jej w całości usunąć – ale manipulowaniem się brzydzę.
    CoSta
    Własnie dlatego trzeba takie proste prawdy powtarzać pod rządami eurosceptyków.
    A co do ich eurosceptycyzmu, to intuicja mówi mi dość zdecydowanie, iż za trzy lata będą z nich gorliwi orędownicy Unii Europejskiej :)

  • empiryk

    31 maja 2006 at 15:27 | Odpowiedz

    @byte
    Dobra – przeczytałem Olechowskiego. Podoba mi się ten tekst. Nawet moge mu przyklasnąć: pamiętam walke o dopłaty dla polskiego rolnictwa, ale nie pamiętam, aby ktokolwiek z polskich polityków (np.) PSL powiedział wprost polskim chłopom, że Unia nie będzie płacić forever – kiedyś będzie trzeba zrobić konieczną restrukturyzację i np. pozbyć się drobnych gospodarstw lub grupy chłoporobotników.
    Ale tekst Olechowskiego to także typowy straszak.
    a. to Niemcy z Francją jeszcze przed akcesją Polski dążyły do segmentacji Unii na oś i satelitów: czym kierowały się te państwa, jak nie własnym interesem?
    b.czym kierowały się Francja i Niemcy w kryzysie irackim? Swoim interesem.
    c. czym kierowały się Niemcy i kanclerz Schroeder robiąc nad głową Polski i państw bałtyckich dil z rurą ropy z Rosji? Swoim interesem. A Schroeder nawet nawet bardziej niż interesem, prawda?

    Zatem Olechowski mówi tylko część prawdy: a może więcej – sugeruje, iż Unia to taka super-duper koalicja altruistów. Fakty mówią coś całkiem innego.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *