fatalny koniec roku 2011
- By Krzysztof Kudłacik
- In varia
- With 3 komentarze
- On 31 gru | '2011
Jakoś jesienią często nachodziła mnie refleksja, że jest bardzo dobrze, bo od paru lat zdrowie względnie mi dopisuje – dopada mnie atak korzonków, co najwyżej mam jakiś kłopot z gardłem. W sumie są to sprawy, które załatwia się najwyżej w pięć dni (zastrzyki, antybiotyk). No i okazało się, iż to była jakaś cholernie mroczna zapowiedź końca 2011r.
Bowiem w listopadzie kolejno trzykrotnie wysiadło mi gardło (włącznie z utratą głosu) – więc trzy serie antybiotyków i urlopy L4. Za bardzo chciałem wrócić do normalnej pracy i zamiast doleczyć się na 100%, chodziłem do pracy i starałem się względnie normalnie funkcjonować. Chyba właśnie to mnie zgubiło. Przez parę dni na początku grudnia źle się czułem – chyba załapałem jakąś grypę, którą przechodziłem. Jak się w finale okazało: do czasu. 19tego normalnie pojawiłem się w pracy, ale czułem się już bardzo źle. Z trudem dotrwałem do końca dnia. W nocy mocno gorączkowałem i we wtorek rano przed świętami uznałem się za pokonanego. Wróciłem do Andrychowa i wprost z drogi uderzyłem do lekarza.
Okazało się, że miałem jednocześnie ostry atak korzonków i zapalenie płuc.
To było jak dla mnie za dużo. Wylądowałem na L4 do końca miesiąca, a na mnie czekało siedem zastrzyków z antybiotykiem na korzonki plus dwadzieścia sztuk zastrzyków na zapalenie płuc. Nie przypominam sobie nawet, kiedy ostatnio miałem taką jazdę. Wczoraj zgodnie z zaleceniem lekarki pojawiłem się na kontroli i po odnotowaniu należytej poprawy moja ulubiona pani Maria Kasprzak zamieniła zastrzyki na antybiotyk w tabletkach, nakazała nadal areszt domowy do 5 stycznia i spotkanie z radiologiem w połowie pierwszego tygodnia stycznia, żeby ostatecznie potwierdzić, czy zajęte wcześniej lewe płuco jest już zdrowe.
W tle tego wszystkiego miała miejsce ospa moich dzieciaków – najpierw Kacper przyniósł ospę z przedszkola, aby potem sprzedać ją swojej nastoletniej siostrze. W efekcie przez półtora miesiąca jedyną zdrową osobą w naszej rodzince była Najlepsza Z Moich Żon. Ale jak się okazało – do czasu. Wczoraj ona doznała wątpliwej przyjemności ataku korzonków i teraz ona też bierze zastrzyki; na szczęście nie musi leżeć i może względnie normalnie funkcjonować. Taki oto mamy niespodziewany i nie pożądany koniec 2011 – pod znakiem szwankującego zdrowia.
Dlatego życzę ci Drogi Czytelniku – dobrego zdrowia w nadchodzącym 2012r.!
CoSTa
1 stycznia 2012 at 16:26 |
Uuuu… Się Wam tam niefajnie pod koniec roku porobiło Krzychu. No nic, pozostaje ściskać kciuki i życzyć całych ton zdrowia. A więc – życzymy familijnie!
empiryk
1 stycznia 2012 at 20:32 |
Dziękuję! Najlepsze życzenia także dla was!
zorro
5 stycznia 2012 at 11:07 |
He, he. Można to zinterpretować jako złe dobrego roku początki. No cóż, nie jesteśmy już pierwszej młodości i trzeba się bardziej szanować. Robota nie zając, nie ucieknie, a zdrowie ma się tylko jedno. Jego utrata może doprowadzić nawet najbogatszych do ruiny, a co dopiero nas maluczkich. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, choć wokół nas coraz mniej dobrego się dzieje.