head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

jak to z armią było

Ponieważ mam już swoje lata :) postanowiłem króciutko napisać o moim jakże uregulowanym stosunku … do służby.

Otóż najprawdopodobniej jest to stosunek uregulowany, choć w koszarach byłem jeden raz w życiu – na przysiędze kolegi z klasy, który (wtedy) wiązał swoją przyszłość z wyższą oficerska szkołą wojsk pancernych. Chyba chciał – idąc w ślady starszego brata – zostać piątym pancernym.
Dwa lata później powitaliśmy go z powrotem w domowych pieleszach … na trwałe.

Ja przygody kolegi obserwowałem z daleko posuniętym dystansem :) Owszem – jako student uczelni cywilnych, zostałem skierowany na tzw. studium wojskowe, które miało odbywać się gdzieś w okolicy czwartego roku. Okoliczności jednak sprawiły, że nastąpiło to w roku 1988/89, kiedy krakowska brać studencka zdecydowała o bojkotowaniu studium wojskowego. Włączyłem się do tej akcji bardzo ochoczo. I tak już zostało.
Zero wpisu o studium w indeksie, zero wpisu w książeczce wojskowej…

Potem już wypadki potoczyły się właściwym trybem: Ministerstwo Obrony uznało, iż nie ma dość kasy na utrzymywanie tysięcy studentów na tzw. przeszkoleniach wojskowych – tych sześciomiesięcznych. Zwyczajnie: załapałem się na abolicję od wojska.

Gdzieś w międzyczasie moja książeczka wojskowa zniknęła – tak zwyczajnie: zgubiła się trwale. Ale Wojskowa Komisja Uzupełnień też się tym jakoś głębiej nie przejęła i nawet mnie nie wzywała, żeby w tymże kluczowym dla obronności naszego kraju dokumencie wpisać, że (na przykład) swój obywatelski obowiązek wypełniłem/nie wypełniłem i że stosunek mam uregulowany. Potem (AFAIK) się gdzieś doczytałem, iż po 27 roku życia to MON mnie już nie wezwie na owe 6 miesięcy, a następnie, że bodaj po 32 roku żywota doczesnego z automatu mam stosunek do armi należyty i jestem poza tym bajzlem.

I mnie to generalnie w 100% pasuje.

Nie utożsamiam obowiązku obywatelskiego z patriotyzmem – wręcz przeciwnie: wierzę, że w czasach pokoju europejskiego przymusowy pobór do armi jest drastycznie anachronicznym przeżytkiem: jest wyłącznie przeszkodą zarówno w życiu młodych mężczyzn (świadomie nie wymieniam kobiet – bo to w armii samców wyłącznie wada), jak i samego państwa.
Jedna ważna uwaga: w pewnym sensie jestem militarystą, który nie był w wojsku wyłącznie dlatego, że było/jest ono w Rzeczpospolitej obowiązkowe. Jestem militarystą: uwielbiam szereg spraw związanych z armią, bronią, akacjami bojowymi itd. ale opieram się prostym założeniu: to jest zabawa dla chętnych, dla armii zawodowej, z zaciągu. Koniec. Kropka.

tramwaj i samochód arrow-right
Next post

arrow-left nałóg
Previous post

  • Hadret

    20 kwietnia 2006 at 11:32 | Odpowiedz

    Farciarz. Też tak bym chciał, ale niestety nie mam w tej chwili takiego pola do manewru. Również jestem przeciwny obowiązkowemu poborowi do woja. To jest po prostu chore. Dlaczego chcą brać koniecznie tych, którzy nie chcą, zamiast tych, którzy się do tego palą.

  • Bellois

    20 kwietnia 2006 at 11:39 | Odpowiedz

    Kto czytał "Boga, Cesarza Diuny" ten wie, że armia złożona z kobiet jest najlepszą armią :-)

  • empiryk

    20 kwietnia 2006 at 12:14 | Odpowiedz

    Na Diunie to ona może jest najlepsza :)

  • CoSTa

    20 kwietnia 2006 at 16:26 | Odpowiedz

    "bóg, cesarz diuny"??? kto to przekładał??? ach, już kojarzę… to ten pokopany przekład z piaskalami zamiast czerwi itd. niektóre przekłady nie powinny być nawet ruszane bo śmiech i zgroza ogrania gdy czyta się takie na siłę robione zmiany. jak się ten koleś przekładający nazywał… łoziński? czy on czasem nie przewalał też coś z trylogii tolkiena? człowiek imo do odstrzału…

  • Bellois

    20 kwietnia 2006 at 17:40 | Odpowiedz

    empiryk: ta armia utrzymywała w ryzach pół wszechświata :-)

    CoSTa: Zgadza się, Łoziński. Niestety obecnie inne tłumaczenia można dostać chyba tylko z drugiej ręki. A Tolkiena też niestety ruszał… Choć w tym przypadku dostępne są też inne tłumaczenia.

  • eNJey

    20 kwietnia 2006 at 21:03 | Odpowiedz

    Mnie na komisji wojskowej Pan w mundurze zapytał co chcę robić w życiu. Ja mu powiedziałem że studia, a po studiach to nie wiem. Pan popatrzył na mnie i powiedział lekarzom żeby mi wpisali kategorię D. Nie przedstawiałem żadnych prawdziwych czy podrabianych papierów. Po prostu dostałem kategorię D w prezencie :) To był jeden z najszczęśliwszych dni w moim życiu :)

  • btd

    21 kwietnia 2006 at 8:54 | Odpowiedz

    a ja dostalem kat. A z czego jestem dumny bo nie jestem paralitykiem. No i potem byly studia, a po studiach wojsko stwierdzilo ze ich nie stac na mnie (pewnie dowiedzieli sie ze mam talent do psucia i czolgi by nie wytrzymaly ;-) ) i zostalem przeniesiony do rezerwy.

    a co do diuny: cos takiego nazywa sie tłumoczenie a nie tłumaczenie. Tak jak pani 'tłumoczka’ od Pterrego niszcząca to co zrobił pan Cholewa.

  • empiryk

    21 kwietnia 2006 at 10:29 | Odpowiedz

    Aaaa… z przyznawaniem kategorii to jest osobna jazda. Kiedy jako 18latek odwiedziłem WKU (w Oświęcimiu), to byłem świeżo po 16 tygodniowym pobycie w szpitalu na żółtaczkę zakaźną – panom lekarzom WKU podałem spory plik zaświadczeń, że moje zdrówko jest w marnym stanie. Oczywiście zareagowali. Dostałem kategorię A.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *