pierwszy backstage
- By Krzysztof Kudłacik
- In fotografia
- With 2 komentarze
- On 23 maj | '2011
emWow! Trafił mi się pierwszy prawdziwy backstage z mojej własnej sesji. Backstage popełnił Grzegorz – w sumie nasz gospodarz: na moją prośbę znalazł miejsce i nam asystował wykonując zdjęcia z planu oraz rzucając światło z blendy. Była to druga w mojej historii sesja podczas której zostałem niemal aresztowany przez stróżów prawa.
Sesja wymagała sporego zachodu i uprzejmości kilku ludzi, którym jestem wdzięczny za pomoc. Najpierw skorzystałem z miłego gestu Madzi, która zgodziła się na wypożyczenie jej zabytkowego pojazdu: VW Garbusa z 1969r. – jak widać na żółtych papierach! Potem jej ojciec pan Andrzej na miejscu w Krakowie użyczył mi pojazdu. Przejazd cudzym – takim cudzym pojazdem to było dla mnie spore przeżycie.
Nie chodzi tyle o przebieranie biegami – wrzucanie trzeciego biegu po wykonaniu pełnego ruchu w kształcie litery zet znałem z doświadczenia, gdy prowadziłem (cztery) maluchy 126p. Główne atrakcje przy pierwszym zetknięciu z pojazdem to pedał hamulca, który w zasadzie się nie uginał – na szczęście hamował bardzo przyzwoicie, pod przyłożeniu odpowiedniej – przyznajmy: sporej – siły. Druga atrakcja dała mi niezapomnianą porcję emocji – chodziło o parkowanie tyłem. Niby nic, ale gdy lusterka zasadniczo nie pokazują tego, co za pojazdem – to już sztuka. Tym bardziej, że parkowałem w podziemnym garażu, gdzie bramka boksu była baaaardzo ciasna. Parkowanie przodem się nie powiodło, bo promień skrętu garbiego skutecznie ograniczał pole manewru na niezbyt obszernej alejce pojazdowej. Ale wszystko poszło gładko! Na drugi dzień, już w czasie jazdy na plener – czułem się o wiele pewniej. Niemal jak we własnym samochodzie.
W sumie jazda typu pyr-pyr-pyr takim pojazdem to jakby inny stan świadomości! Jak inny świat. Spokojnie ciągniesz lewym prawym pasem, masz czas na podziwianie okolicy, chłodny łokieć za szybą, warkot motoru przy każdym ruszaniu. Pierwszy raz w życiu zrozumiałem, co to znaczy wspaniały odgłos silnika! Bezcenne. Po chwili już nie dziwiłem się, gdy jakaś wypasiona fura zamiast mnie wyprzedzić w przedbiegach celowo zwalnia, a jej pan kierownik ciekawie zerka na prawy pas drogi … Kiedy wracałem po zdjęciach oddać pojazd, miałem nawet propozycję, aby go odsprzedać!
Miejsce na plener wynalazł Grzegorz, z którym mam co tydzień przyjemność grać w badmintona. Mieszka w Zabierzowie i tzw. górny kamieniołom zna jak własną kieszeń. Ponieważ miejsce jest zlokalizowane w zasadzie w centrum miejscowości, przezornie poprosiłem Grzecha o asystę podczas zdjęć. W końcu dla mnie to obcy teren.
Problem pojawił się przy wjeździe na miejsce. Ku mojemu zaskoczeniu droga wjazdowa była opatrzona znakiem zakazu ruchu wszelkich pojazdów (o ile nie miały właściwego zezwolenia urzędowego). Stanąłem jak wryty i pytam Grzecha, co z tym zrobić? Ten poszedł na całość i jasno nakazał wjazd… W sumie innej opcji nie było. Liczyliśmy, iż w środku tygodnia popołudniem nikt tam poza nami nie zawita.
W zasadzie nie było w tym ostatnim większego błędu. W czasie sesji minęło nas może kilkoro przechodniów – w tym dwoje jeźdźców konno. Kiedy robiłem już ostatnie sceny, niespodziewanie na plac wjechał jakiś Fiat kombi. Jakiś lokals z dziewczyną – przeszło mi przez myśl.
Pech chciał, że niezwłocznie po nim zobaczyłem, jak do dolinki wjeżdża Policja. Strach mnie sparaliżował. Ale co miałem robić? Byłem trochę z boku – za wałem skalnym i nie widziałem, ani garbiego, ani Grzecha, który przy nim pozostał. Nie widziałem też Fiata i Policji. Postanowiłem wbrew najgorszym przypuszczeniom dokończyć zdjęcia zgodnie z planem. Tak zrobiłem. Wtedy zza wału skalnego wyłonił się Grzegorz i powiedział: mamy problem – Policja wjechała za tym Fiatem i właśnie kasuje jego kierowcę – teraz pewnie skasują i nas…
Myślałem, że odpadnę. Mieli mnie jak na widelcu: złamałem wyraźny zakaz i nie było nic na usprawiedliwienie. Fajna sesja do portfolio będzie mnie kosztowała od 300 do 500 zł… Wróciłem z Asią (modelka) i Martą (stylistka) do garbiego.
Cóż – nie ma sensu wdawać się w szczegóły. Skończyło się na upomnieniu i zapisaniu moich danych przez stróża prawa… W sumie: piękne kobiety i piękne zabytkowe samochody, plus kilkanaście minut mizdrzenia się dały oczekiwany efekt. Uszło nam to na sucho. No i dobrze.
ps.
Sesja do obejrzenia tutaj: http://born66.net/fotografie/?tag=hippi
Michał
23 maja 2011 at 21:37 |
Mam nadzieje, że spokojnie ciągnąłeś jednak *prawym* pasem Krzychu.
A co do wspaniałych odgłosów silnika zapraszam do siebie na prawy, opuszczamy szyby i w tunel :-)
empiryk
24 maja 2011 at 7:27 |
Racja Michał: prawym ;)
choć o ile sobie przypominam, to raz, czy dwa przez krótką chwilę musiałem zjechać na lewy …