head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

PolSkra, czyli o bańce mydlanej

Jestem kibicem siatkówki. To fakt znany. Poza filmem i dokumentalistyką w telewizji mogłyby być w zasadzie wyłącznie transmisje meczów siatkarskich. Tyle, jeśli chodzi o moje preferencje. Do tego wpisu zbierałem się od tygodni. Postanowiłem z nim zaczekać do tego momentu – czyli do rozstrzygnięć w turniejach europejskich: Lidze Mistrzów i Pucharze (pocieszenia) CEV. Teraz już wszystko wiemy: Jastrzębski Węgiel awansował do Final Four, a ZAKSA Kędzierzyn-Koźle jest po zwycięstwie w pierwszym meczu finału CEV. Obydwu drużynom należą się szczere gratulacje! Jastrzębski już osiągnął historyczny sukces, a ZAKSA jest od niego o wyciągnięcie ręki.

W Final Four siatkarskiej LM  nie zagra Skra Bełchatów. Konkretnie ten fakt sprowokował mnie do niniejszej notatki. Przyczyna jest prosta: zawodnicy Skry to trzon polskiej reprezentacji narodowej.

Moja pierwsza teza jest następująca: strategia prowadzenia Skry jako drużyny i biznesu doznała porażki. Za ten stan rzeczy odpowiadają decydenci z Bełchatowa, reprezentowani przez prezesa Konrada Piechockiego. Jakaż to była strategia? Dość prosta: kupujmy najlepszych w Polsce, dodajmy im wspomaganie zza granicy i zawojujemy Europę (Liga Mistrzów) i świat (Klubowe Mistrzostwa Świata). Wszyscy zrozumieli, że polskie podwórko to za mało. Ale przecież gwiazdorzy Skry nie mogą się przemęczać w jakichś grach eliminacyjnych i zasługują wyłącznie na wisienki na torcie – czyli na grę w finale FF. Dlatego dwukrotnie Piechocki i jego klub wydali potężne budżety na organizację finałów Ligi Mistrzów. Dzięki temu siatkarze Skry nie musieli grać eliminacji. Mieli miejsce w Final Four, bo ich właściciel im to kupił.

Tymczasem wychodzi na to, iż krytycy Piechockiego i jego strategii mieli rację. Otóż świetni zawodnicy grający w Skrze zasługują na grę w eliminacjach! Zasługują, aby na boisku udowodnić swoją wartość i przewagę nad innymi drużynami. Tu chodzi bowiem o wartość sportową klubu, a nie głębokość jego sakiewki i sprawność organizacyjną. Sakiewka i organizacja są klasy premium. Warto było zatem sprawdzić, czy wartość sportowa, w meczu, na boisku dorównuje zamożności klubu. A tego Piechocki unikał.

Tu właśnie okazało się, że Skra nie umie podnieść ciężaru presji i zagrać dwóch doskonałych spotkań z przeciwnikami z najwyższej półki. Za to właśnie obarczam odpowiedzialnością działaczy Skry z Piechockim na czele. Oni stworzyli bańkę mydlaną, która ostatecznie pękła w drugim meczu z Zenitem Kazań. To jest skutek działań klubu, który odbija się negatywnie na siatkarzach. Przyczynę łatwo wskazać: brak meczy o stawkę z najbardziej wymagającymi przeciwnikami. Rzecz jasna Piechocki i trener Jacek Nawrocki wskazują natychmiast świetne grupowe zwycięstwo Skry nad najlepszą siatkarską drużyną globu Trentino BetClic. Ale co z tego, skoro rewanż z Trentino oraz mecz z nimi w trakcie Klubowych Mistrzostw Świata Skra przegrała z kretesem?

Argument z braku gry z wymagającymi przeciwnikami jest skuteczny, ponieważ odnosi się nie tylko do Skry. To samo było przyczyną przegranej Asseco Resovii w półfinałowym meczu pucharu CEV z Sisleyem Treviso – uczciwie przyznał to Lubo Travica:

Mimo porażek to były nasze dwa najlepsze mecze w tym sezonie – stwierdził Travica. – W końcówkach w obu meczach nie potrafiliśmy kończyć kontr. Brakuje nam meczów z mocnymi zespołami, takimi jak Sisley. W tym sezonie graliśmy tylko dwa, trzy takie mecze. Właśnie takie pojedynki pozwalają w przyszłości wykorzystywać takie okazje – dodał.

Podkreślenie moje, za Gazetą: http://42.pl/u/2zj6

Zamierzam zachować umiar w zrzucaniu winy na Piechockiego. Ponieważ jest oczywiście druga strona medalu – zawodnicy. Przecież formuła tegorocznej Ligi Mistrzów siatkarzy wymaga jasno: trzeba wygrać dwa razy (dwa mecze lub jeden mecz i tzw. złoty set). Nie byłoby kłopotu, gdyby pierwszy mecz z Zenitem w Polsce zakończył się wygraną mistrzów Polski. A co zobaczyliśmy w pierwszym meczu? Świetną grę Skry w pierwszym secie i tyle. Potem oglądaliśmy już wyłącznie mentalne kłopoty naszych siatkarzy, którzy nie umieli się podnieść i walczyć. Owszem, swoje zrobił Mariusz Wlazły, którego bombowe serwisy dały Skrze – co najmniej – jednego seta. A co z resztą? Fatalnie grał Możdżonek, mocno poniżej możliwości Winiarski i Zatorski, parę dobrych momentów miał Pliński. A gdzie był Bartek Kurek? Natomiast Falasca jakby zapomniał, że można rozgrywać ze środka, w pierwszym tempie, a nie wyłącznie skrzydłami. Skracając: nie będę wychwalał Skry za wygraną 3:1 nad Zenitem w drugim meczu. Zenit nie musiał grać tego drugiego meczu na 100% – musieli wygrać złotego seta. I wygrali. Ten dwumecz należało skutecznie rozstrzygnąć już w Polsce w pierwszym starciu.

Jeszcze nie ma wszystkich komentarzy i diagnoz po przegranej Skry. Ze swojej strony spodziewam się, iż będą utyskiwać nad formułą złotego seta i nad drabinką meczów – tu: że Trento jest organizatorem, a dwóch jego najsilniejszych przeciwników – czyli Skra i Zenit – musiało spotkać się o wejście do Final Four. Nie zdziwiłbym się zupełnie, gdyby Piechocki ponownie zaczął zabiegać o organizację finału Ligi Mistrzów w 2012 roku. No przecież ma tak wspaniałą (?) drużynę, że nie warto marnować jej sił na grę w jakichś durnych eliminacjach. W dodatku w tych eliminacjach można odpaść!

Nie ronię łez nad pękniętą bańką mydlaną PolSkry. Przegrali, bo byli słabsi niż Zenit Kazań.

http://rafalstec.blox.pl

Moje obawy rosną natomiast odnośnie polskiej reprezentacji narodowej, której Skra jest trzonem. Szykowana na potęgę europejską Skra okazała się ledwo solidnym średniakiem, który cieszy się, iż pokonał po latach drużyny, z którymi regularnie przegrywali (tu: VfB Friedrichshafen). Jak to odbije się na reprezentacji? Czy zawodnicy Skry będą mieli motywację do wygrywania? Czy też wzorem Mariusza Wlazłego z poprzednich sezonów zaczną ukrywać się za parawanem kontuzji rzekomych i realnych czy też zwyczajnie wypowiadać się będą przemęczeniem z sezonu ligowego?

ps, 11.03.2011

Nie musiałem długo czekać na obrońców Skry obrażających się na cały świat. Oto redaktor GW z Łodzi popełnia taki wpis hagiograficzny:

http://www.sport.pl/siatkowka/1,64948,9233665,Pech_siatkarzy_PGE_Skry__Wybrali_zla_dyscypline.html

Znawcy dziennikarstwa powinni uczyć się na artykule Jarosława Bińczyka – jest to bowiem wzorowy przykład przekłamań i brutalnej, nie zawoalowanej chwalby klienta.

Moją uwagę przykuł jeden argument z tego propagandowego artykułu. Bińczyk jest święcie oburzony na formułę złotego seta. I odnosząc się do dwumeczu Skra Bełchatów – Zenit Kazań pisze:

Oczywiście nie zmienia to sytuacji, że w Final Four zagrają Rosjanie, choć przy normalnej rywalizacji powinni odpaść.

Ma na myśli to, że pierwszy mecz zakończył się wynikiem 2:3 dla Kazania, a drugi 1:3 dla Skry – zatem stosunkiem setów Skra jest lepsza: ma ich wygranych 5, a Zenit tylko 4. Bińczyk jednak przechodzi obojętnie wobec dwóch faktów. Pierwszy: zasady rozgrywek – w tym sławetny złoty set były znane przed rozpoczęciem Ligi Mistrzów i Skra pisemnie zgodziła się na taki system gry. Drugi – który już sygnalizowałem w tekście powyżej: że inaczej się gra, kiedy wiesz, iż decydująca jest suma wygranych setów, a inaczej, kiedy wiesz, że jak noga ci się powinie to jest złoty set. Innymi słowy: rywalizacja była jak najbardziej normalna i Skra przegrała zasłużenie, a nie w efekcie doraźnego szwindla. Nikt Skry nie skrzywdził. Skrzywdziła się sama.

cukier na kartki? arrow-right
Next post

arrow-left absurd z KRRiT - zakaz odsyłania do Facebooka
Previous post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *