agropobyt w Przemyślu
- By Krzysztof Kudłacik
- In obyczaje
- With No Comments
- On 24 sie | '2010
Urlop postanowiliśmy spędzić na wyjeździe. Skromnym, ale takim, który nas zadowoli. Wybraliśmy się przez Rzeszów do Przemyśla, a dokładniej na wieś 8 km na południe – do Dybawki. Znaleźliśmy tam dobrą ofertę z gospodarstwa agroturystycznego – całość załatwiliśmy telefonicznie, robiąc rezerwację chyba tydzień wcześniej. Trasę podzieliliśmy na dwa etapy – najpierw dojechaliśmy do Rzeszowa, gdzie u szanownego szwagrostwa przenocowaliśmy, aby następnego dnia ruszyć w dalszą drogę przez Łańcut do Przemyśla i Dybawki.
Zwykle trasę z Andrychowa do Rzeszowa skracam – jadę przez Kalwarię Zebrzydowską, Sułkowice, Myślenice, Dobczyce do Bochni, gdzie wjeżdżam na trasę już prosto do Rzeszowa. Niestety w okolicach Dobczyc natknęliśmy się na spore roboty drogowe. A następnie okazało się, że przejazd przez Winiary na Gdów jest niemożliwy. Drogowskaz kierował nas dość enigmatycznie na Wieliczkę. Cóż było robić … poznaliśmy uroki polskiej krainy w okolicach Wieliczki. Dopiero w tej ostatniej wjechaliśmy na trasę prowadzącą do Bochni. Ten cholerny objazd kosztował nas oprócz zdrowia także jakąś godzinę czasu.
Na szczęście obwodnica tarnowska jest już dokończona i jedzie się nią wspaniale. Szkoda, że tylko kwadrans. Następnego dnia niby bułka z masłem – jakieś 92 km z Rzeszowa do Przemyśla trasą przez Łańcut, Przeworsk, Jarosław. Jadę tą drogą pierwszy raz w życiu. Na wszelki wypadek kupuję jakąś mapę drogową w Łańcucie. Jednak patrząc na drogowskazy widzę chyba tylko jeden raz – opuszczając rogatki Rzeszowa – drogowskaz na Przemyśl. Potem nic. Czarna dziura. Co w zamian? Pojawia się tajemnicza nazwa Korczowa. Za cholerę śladu napisu Przemyśl lub choćby Medyka. Czy to jakiś idiota decydował o wpisach na drogowskazach w tym przygranicznym rejonie? Pomijam fakt, iż połowa tej trasy to wąska ścieżyna z fatalną nawierzchnią. Jakbyśmy byli w jakimś środku kraju, a nie w bezpośredniej bliskości kluczowego przejścia granicznego na wschodniej rubieży Unii Europejskiej. Dopiero naście ostatnich kilometrów przed Przemyślem wjeżdżamy na doskonałą dwupasmówkę.
Dopiero na drugi dzień udaje nam się ustalić, że Korczowa to nowe przejście graniczne na północ od Przemyśla i Medyki. A tu sądząc po drogowskazach można było przypuszczać, że to pępek świata.
Samo miejsce pobytu to 10 min jazdy samochodem z Przemyśla na Sanok – miejscowość Dybawka. Mamy pobyt w agroturystycznym gospodarstwie pani Grażyny Demkiewicz. Bardzo polecam! Korzystaliśmy z dwupokojowego lokum z łazienką. Jeden pokój był przejściowy. Na wyposażeniu – lodówka, telewizor (programy antenowe, bez satelity), skromny, ale wystarczający aneks kuchenny z czajnikiem bezprzewodowym i naczyniami. Czysto i schludnie. Gospodarstwo w dużym ogrodzie z paleniskami na ognisko-grill z pełnym zadaszeniem i oświetleniem. Mieszkanie, które zajmujemy mieściło się w osobnym dużym budynku gospodarczo-mieszkalnym w którym było chyba jeszcze ze cztery następne lokale dla wczasowiczów. Gospodyni i mieszkańcy domu to mili, sympatyczni i dyskretni ludzie, dbający o gości. W gospodarstwie są dwa psy, nie ma innych zwierząt. Pani Grażyna prowadzi niewielki kiosk spożywczy, więc można na miejscu zaopatrzyć się w podstawowe produkty. Nie ma ciepłego wyżywienia w ofercie. Ale to nie jest kłopot, bo jakieś półtora kilometra w stronę Przemyśla jest ośrodek wypoczynkowy z otwartą kuchnią, gdzie ciepłe jedzenie można dostać chyba już od godz. 11 tej. Cena pełnego obiadu to jakieś 14 zł od osoby.
Tyle tytułem zapowiedzianego wprowadzenia. Poniżej pierwsza porcja zdjęć. Są tu także kadry z odwiedzin w przepięknym, reprezentacyjnym kompleksie pałacowym w Łańcucie. Tym razem Najlepsza Z Moich Żon postanowiła obejrzeć storczykarnię. Jednak wizyta tamże mocno nas rozczarowała – kwiatów było niewiele: ledwo w dwóch korytarzach.
Jeszcze jedno spostrzeżenie ogólnej natury. Otóż widzę coraz więcej dobrych przykładów łączenia funkcji reprezentacyjnych z biznesem. To jest przemyślane i dobre. To przyciąga. Weźmy przykład przypałacowej storczykarni w Łańcucie – niby mamy ledwo dwa marne korytarze z kwiatami, ale w samym środku przeszklonego obiektu mamy kawiarnię-restaurację! Można zjeść, napić się i jak dobrze zauważyłem wynająć lokal na jakąś imprezę (zapewne nie nie wesele lub biesiadę, ale na raut po konferencji – już owszem).