head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Pandą jechałem

Ojciec nabył drogą kupna roczną używkę w formie Fiata Panda. Na raty. Ostatnio miałem okazję wybrać się do Bielska-Białej i oto parę pobieżnych wrażeń.

Silniczek 1.1 litra to w sumie niewiele. Ale nie oczekuję tu przecież nawet przybliżenia do moich 116 KM w mojej Almerze. Mam za sobą blisko trzy lata używania tylko trochę mocniejeszej od Pandy Clio II z 1,2 litra (64 KM) – więc wiem, że zasada podstawowa przy takich pojazdach to znać swoje miejsce w szeregu.

Wiele jest opinii o Fiatach jako marce – raczej nie są to gromkie chwalby – ale fakty są proste: blisko 30% rynku motoryzacyjnego nie bierze się znikąd. To ma swoje podstawy – np. rozsądna polityka cenowa koncernu.
Mnie w Fiatach zawsze odpowiadały silniki – lubią wysokie obroty i łatwo się rozkręcają. Są dynamiczne. Nawet takie niewielkie jednostki, jak w Pandzie. Przyjemnie się naciska pedał gazu i czuje się, że samochodzik wyrywa do przodu.
Sam motor w samochodziku o przelocie dotyczasowym 20k pracował bardzo cichutko i nadzwyczaj gładko – brak jakichkolwiek szumów, zgrzytów itd.

W Pandzie siedzi się w pierwszych chwilach dziwnie – jak na za wysokim stołku: dach tego pojazdu jest cholerka wyższy od dachu mojego Nissana! A przynajmniej mam takie optyczne wrażenie Jednak po kilkunastu minutach juz wszystko wraca do normy. Z tego dość wysokiego kozła uzyskujemy dobry przegląd sytuacji wokół i do tyłu.

Ponieważ jestem przyzwyczajony do innego pojazdu, to zachowanie Pandy w zakręcie też wydało mi się początkowo zaskakujące – jakby nie całkiem stabilne. Ale to myle wrażenie.

A to, co mnie zaskoczyło bardzo mile to skrzynia biegów. Krótkie skoki, twarde zestrojenie, ale najwyższa kultura pracy. Już po paru chwilach zapominałem o tym, że zmieniam płynnie biegi – one niemal same się zmieniały.

Co do minusów. Są powszechnie znane – to koszty. Fiat tnie koszty w Pandzie. To widać gołym okiem po wykończeniu samochodu – niemal sam plastik: marnej jakości plastik. W samochodziku ojca na razie cała ta skorupa nie trzeszczy i nie klekocze. Ponadto – kokpit: czy cholera projektował go ktoś, kto chciał zrobić użytkownikom Pandy na złość? Pełno kantów, zbędnych dziur, jak ze żle wykalibrowanej wtryskarki w garażu ucznia zawodówki … Marność. I na koniec – Panda nie służy nadmiarowo wyrośniętym dryblasom, którzy zechcieliby podróżować tym urządzeniem na tylnym siedzeniu. Odradzam.

Kobiety Islamu - polecam szczerze arrow-right
Next post

arrow-left zółtaczki
Previous post

  • btd

    18 października 2005 at 9:44 | Odpowiedz

    <p>ja swego czasu smigalem seicento vanem, ktory ma taki silnik jak ta panda (w pandzie wlasciwie zmienil sie osprzet tylko). No i zbieral sie super, nawet zaladowany lacznie z prawym fotelem :)
    A na v-power99 to juz bajka :)</p>

  • empiryk

    18 października 2005 at 18:38 | Odpowiedz

    Łoł – no to się nie rozczulałes nad Pandeczką ;)
    Ale prawda jest prosta – to jest skromne stado koni mechanicznych i wystarczy jakiekolwiek wzniesienie, żeby zmulić tego skądinąd sympatycznego kucyka (przecież nie powiem: 'misia’)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *