poradnik: jak wybrać miejsce na obiady?
- By Krzysztof Kudłacik
- In obyczaje
- With One Comment
- On 29 lip | '2010
Wpis dedykuję Czytelnikom, którzy są w podobnej sytuacji jak ja – jadają obiady w czasie dnia pracy poza domem, czyli gdzieś na mieście.
Ja jestem w tej sytuacji od lat jedenastu. Legitymuję się zatem pewnym doświadczeniem i ledwo paroma zatruciami pokarmowymi. A to czyni ze mnie eksperta. A co!
Moje porady
1. miej wybór – to wcale nie jest prosta sprawa. Kiedy mieliśmy siedzibę w środku krakowskiego Kazimierza, wybór był ogromny. Teraz, kiedy jesteśmy na obrzeżach miasta Krakowa (Bronowice), to wybór skurczył się do dwóch, może trzech miejsc.
2. unikaj miejsc ze słowem bussines w nazwie. To głównie marne ilościowo jedzenie za wygórowaną cenę przebraną w slogan bussines lunch, czy inne happy hour …
3. najlepsze są jadłodajnie, które najtrudniej znaleźć. Czyli nie wierz krzykliwym tablicom reklamowym.
4. jadaj tam, gdzie miejscowi. Prosta sprawa – miejscowi zawsze mają wybór między jedzeniem domowy, a stołówkowym. Zatem jeżeli wybierają naszą jadłodajnię, to o czymś świadczy.
5. policjanci, studenci, taksówkarze i emeryci oraz pakerzy. Dokładnie! Miejsce w którym jadają ci nasi rodacy jest najlepsze w okolicy. Oferuje najlepszy stosunek jakości do ceny.
6. proste, tradycyjne nazwy potraw. Jeśli ktoś ci chce wepchnąć schabowego pod obco brzmiącą nazwą, to chce cię oszukać i wyciągnąć kasę za swoją bujną wyobraźnię, a nie za jedzenie.
7. stali klienci. Jeśli kelnerka rozpoznaje stałych klientów i zagaduje do nich przyjaźnie, to oznacza, że ludzie wracają do tego źródła pożywienia. Czyli nie truje. Czyli smaczne. Całkiem niedawno siedzę sobie u chińczyka na ul.Kadeckiej, wchodzi dwóch dużych gości i kelnerka centralnie pyta: co na dzisiaj? Węglowodany, czy białko? Od razu poczułem się swojsko i bezpiecznie.
8. niewielki wybór potraw. Tak! Serio! Niezbyt długie menu świadczy o tym, że to, co oferują jest przemyślane i sprawdzone milion razy.
I jedna sprawa na koniec: nie dajmy się zniechęcić. Nie ma jadłodajni idealnych, czyli każdy popełnia jakiś błąd. Rodzaj żywienia się o jakim piszę, musi być rozpatrywany w dłuższym dystansie czasowym. Oznacza to, że musimy pogodzić się z jednym zatruciem na rok, maksymalnie dwoma.
Ale oczywiście tego wam nie życzę! Smacznego!
31 lipca 2010 at 22:27 |
9. w skrajnych i krótkotrwałych przypadkach – u mnie dochodzi kryterium wysokiej temperatury, czyli nie znam higieny baru lub restauracji liczę, że wysoka temperatura ich brudy i zarazki zabije, czyli pizza lub zapiekanka, czasami dochodziło kryterium zredukowane czyli prawie wysoka temperatura plus standardowa procedura wytwarzania – czyli Cheeseburger by McDonald.
Pizza sprawdziła się nawet w Korei Płd. choć była na słodko (!), a McDonald w europejskich krajach niemieckojęzycznych.