Wojna światów 2005
- By Krzysztof Kudłacik
- In dusza
- With 2 komentarze
- On 7 lip | '2005
To dobra rozrywka na lato. Polecam.
Udało się w tym filmie zachować proporcje. Można się emocjonować przez cały film, choć widz zna zakończenie. Silna strona tego filmu to brak trywializacji – Spielberg o dziwo nie poszedł w efekciarstwo lub dziecinny dydaktyzm (jak w AI). Słaba strona filmu to jednak niedosyt przy budowie głównych postaci – tu: ojca i córki – i najbardziej syna.
Oczywiście we współczesnym kinie s-f są imponujące efekty, ale w Wojnie Światów 2005 one nie dominują. Przeciwnie: najmocniejsze wrażenie osiągnięto bardzo prostymi środkami (sceny ucieczek, przeprawa promowa oraz sceny w domku z Harlanem Ogilvy [wyśmienity T.Robbins] i potem jego „śmierci” ). Jak pisałem – efekty są, ale nie są przesadzone – zwracam uwagę na sprytne i proste rozwiązanie przebiegu samej inwazji (ROT_13 xncfhłn m boplz jovwnan qb mvrzv cemrm
fmghpmar cvbehal)
W rezultacie osiąga się cel zamierzony – widz zostaje przytłoczony i przybity niemocą wobec potęgi pozaziemskiej inwazji, a z drugiej sukcesywnie jego uwaga kierowana jest na wątek interpersonalnych relacji. Te ostatnie są kluczowe dla filmu. WŚ anno domini 2005 jest dość prostym moralitetem o dojrzewaniu do odpowiedzialności i ojcostwa. Ale tu mamy też słaby punkt – mimo mojej relatywnie niskiej oceny Cruise’a jako aktora, to jednak pewien jestem, iż można było tu od niego wymagać więcej: mógł się tu aktorsko o wiele lepiej ujawnić.
Jednak nie zapominajmy o tym, że mamy sezon ogórkowy – a adaptacja powieści H.G.Wells’a jest w ramach kina rozrywkowego – więc w zasadzie każdy widz już zna zakończenie tej historii. I tu ponownie mamy plus filmu o którym mowa: głos narratora M.Freeman’a jest tu wybornym wyjściem. Jego komentarz jest nawiązaniem do pierwowzoru filmu i zgrabnie spina fabułę filmu.
Jak pisałem – to jest kino rozrywkowe i wakacyjne – i nie udało się uniknąć infantylizacji – patrz metoda utylizacji rodu ludzkiego przez obcych lub zmotoryzowana ucieczka Raya Ferrier z miasta.
Kończąc: zachęcam do oglądnięcia. Co prawda nie otrzymacie dzieła, które wejdzie do annałów kina, ale na pewno będzie okazja do dreszczyku emocji a chwilami przerażenia.
Spoilery poniżej
Moje ulubione sceny:
a. przy przeprawie promowej – pędzący donikąd pociąg w płomieniach: wbija w fotel i budzi dzikie przerażenie;
b. zamordowanie Oglivy – j.w. choć nie pokazano ani pół kadru zbrodni.
ROT_13 = kapsuła z obcym wbijana do ziemi przez sztuczne pioruny
Hanx
7 lipca 2005 at 18:13 |
Za kałużą słyszy się opinie, że Tom Kruz gra… Toma Kruza. Znaczy jakby się nie starał, jego postać będzie Tomem Kruzem :-)
empiryk
8 lipca 2005 at 9:56 |
:) chyba tak właśnie jest – bo poza jedną sceną jest qrewsko drewniany