zdjęcie, które zabiło
- By Krzysztof Kudłacik
- In fotografia
- With 5 komentarzy
- On 8 cze | '2010
Historia o której przypomniał mi Mateusz Biskup (aka biszop), czyli historia zdjęcia, które przyczyniło się do zakończenia wojny w Wietnamie:
Zdjęcie wykonał 1.02.1968r. Eddie Adams, a incydent został sfilmowany przez kamery NBC News. Widać na nim, jak południowowietnamski generał Policji Nguyen Ngoc Loan zabija strzałem z rewolweru ubranego po cywilu żołnierza komunistycznego Viet Congu o nazwisku Nguyen Van Lem. Akcja ma miejsce w Sajgonie, w czasie tzw. ofensywy Tet wojsk komunistycznego Wietnamu. Eddie Adams dostał za to zdjęcie Pullitzera (1969), a jego wydźwięk stał się pożywką dla lewicowych ruchów antywojennych w USA i nie tylko.
A jak było naprawdę?
Tak naprawdę, to poza sławą dla Adamsa, zdjęcie było pocałunkiem śmierci dla generała Loana, który stał się ucieleśnieniem wszelkiego zła. Kiedy został ranny, ewakuowano go do Australii, ale jak tylko lewicowi aktywiści się o tym dowiedzieli, natychmiast rozpoczęto pikietowanie szpitala. W efekcie Loana trzeba było przewieźć do USA na leczenie. Po wojnie Loanowi i rodzinie USA odmówiło statusu sojusznika i nie wywieziono go do USA. Musiał samodzielnie uciekać z Wietnamu.
Dlaczego Loan zabił z zimną krwią agenta Viet Congu?
Dobrze opisał to biszop:
Dwa dni wcześniej – 30 stycznia 1968 roku Vietcong wraz z regularną armią Północnego Wietnamu przeprowadziły Ofensywę Tet. W przeciwieństwie do dotychczasowej taktyki wojny partyzanckiej w dżungli północnowietnamscy dowódcy postanowili zaatakować główne miasta Południowego Wietnamu licząc na wsparcie ich mieszkańców, co według ich obliczeń miało doprowadzić do ogólnokrajowego, antyamerykańskiego powstania. Przeliczyli się. Ludność miejska nie popierała komunistów, a uderzając na Amerykanów w otwartym terenie ponieśli druzgocącą klęskę.
Jednym z głównych założeń ofensywy komunistów była likwidacja wszystkich „zdrajców”, czyli ludzi współpracujących z Amerykanami. Przede wszystkim żołnierzy Armii Południowego Wietnamu oraz policjantów i ich rodzin.
W mieście Hue, które na krótko zostało opanowane przez komunistów zamordowano około 6000 cywilów, którzy mogli stanowić zagrożenie dla „nowego ładu społecznego”. Taki wietnamski Katyń…
Na wieść o ofensywie wszyscy policjanci w Sajgonie zostali postawieni na nogi. Odwołano urlopy i wezwano do komend wszystkich funkcjonariuszy. Vietcong dzięki swoim szpiegom znał adresy większości z nich. Nie zastawszy ich w domach (policjanci byli przecież na służbie) komuniści wymordowali ich rodziny – żony, córki, synów, rodziców. Słowem – każdego, kogo zastali pod danym adresem. Dowódcą jednego z tych plutonów egzekucyjnych był oficer Vietcongu Nguyen Van Lem. Został schwytany w Sajgonie obok rowu wypełnionego ciałami zamordowanych członków rodzin policjantów. Szef południowowietnamskiej policji Nguyen Ngoc Loan wśród zamordowanych zauważył żony i dzieci swoich dwóch najbliższych przyjaciół. Kiedy doprowadzono do niego schwytanego zbrodniarza po prostu wyciągnął rewolwer i strzelił mu w głowę.
Ten stan rzeczy jest obszernie potwierdzony przez inne źródła: Wikipedię oraz magazyn FamousPictures. Krótki film z egzekucji można także obejrzeć w internecie.
Saigon execution photo to wręcz klasyczny przykład wykorzystania fotografii w celach ideologicznych i jednoczesnego fałszowania historii. To przykład zdjęcia, które powinno mieć podpis.
Eddie Adams po niewczasie zrozumiał, jaki faktycznie wydźwięk miała jego zdjęcie. On je wykonał, bo był fotoreporterem i dokumentował gorące zajście z okrutnej wojny. Był przekonany, że fotografowany generał Loan jest bohaterem. Tymczasem zdjęcie Adamsa zabiło w pierwszym rzędzie właśnie Loana. Wiele razy potem przyznawał to jasno:
Saigon execution photo, wywiad Eddie Adamsa
ps. polecam blog Mateusza, bo jest tam wiele ciekawych wpisów dla ludzi ciekawych świata.
Jurek Plieth
12 czerwca 2010 at 12:27 |
Dziękuję za odkurzenie tej historii, znanej chyba wszystkim, których interesuje fotografia reportażowa. Nie miałem jednakże pojęcia, ze ma ona drugie dno – nie wiedziałem, że ofiara była przywódcą komunistycznych „szwadronów śmierci”.
empiryk
12 czerwca 2010 at 13:18 |
O widzisz Jurek – tego zwrotu mi brakowało podczas pisania tej notki: szwadrony śmierci
zetzero
12 czerwca 2010 at 13:43 |
Ciekawie się składa, bo właśnie jestem w trakcie lektury „Wpław do Kambodży”, wspominkowej, pełnej ciekawych epizodów, i luzackiej w wymowie, książki autorstwa nie byle jakiego freaka Spaldinga Gray’a.
W rzeczonej książeczce roi się od epizodów, z czasów Kambodży niestety pustoszonej przez Czerwowych Khmerów.
Kraftsman
21 czerwca 2010 at 18:35 |
Dzięki za tę historię.
waltharius
7 lipca 2010 at 0:42 |
Jak widać zdjęcie jest warte tysiąca słów, tylko nie zawsze da się poprawne słowa z takiego zdjęcia wyczytać. Dzięki za odświeżenie tej historii.
Pozdrawiam