head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Nie lękajcie się

Nie lękajcie się – to chyba najważniejsze przesłanie ostaniego tygodnia. Tygodnia agonii Jana Pawła II, jego śmierci i złożenia w grobie. Bardzo celnie odnotował to Tomek.

Dziwny to w rzeczy samej czas. Bardzo. Ale przecież nie często jesteśmy świadkami, a nawet może uczestnikami rzeczy wielkich i ważnych dla czasów w których przychodzi nam żyć.
Bo to właśnie się dzieje. To jest naocznie jawne, że tak powiem.
I nie chodzi tylko o to, iż ja jako osoba wierząca, jako katolik odczuwam bolesne i dławiące duszenie i z trudem postrzymuję napływ łez, gdy widzę obrazy i wspominki Karola Wojtyły. Bo jedno jest zaskakujące i zupełnie niezwykłe w tej całej sytuacji – zasięg poruszenia, jakie wywołała śmierć papieża-Polaka.

To nie jest wyłącznie kwestia katolików i to Polaków-katolików. To poszło o wiele, wiele dalej. I stało się to samorzutnie.
Nikt tym nie steruje, ani nie kieruje. To dzieje się samo.

I druga rzecz, która mnie zdumiewa. Nie sądziłem, że osobę i działalność Wojtyły można odczytywać na tak wielu rozmaitych płaszczyznach. Od religijnej, przez polityczną, ekonomiczną, ideologiczną, artystyczną, a na moralnej i ekumenicznej skończywszy („skończywszy” – nie wiem, czy to jest właściwe słowo). Polak-papież wyrasta bezdyskusyjnie na postać globalną i renesansową wręcz.
I ponownie — taki wydźwięk nie ogranicza się do kręgu konfesyjnie zdefiniowanego.

Ale co mnie niepokoi?
To, co już jest w zalążku dostrzegalne w Nie lękajcie się – że fala entuzjamu i przeżywania śmierci Jana Pawła II choć szeroka, to jednak generalnie okaże się być płytka i znknie w piachu szarego dnia powszedniego. Że za dni kilka łzy wysną i pozostanie tylko blade wspomnienie.
Tymczasem zadanie jest inne! Właśnie teraz zacznie się jego etap najtrudniejszy: bo już wiemy, iż Wojtyła był ważną postacią, człowiekiem, który chciał nas czegoś nauczyć. Choćby tego, że nie należy lękać się śmierci. Ale to tylko zalążek – teraz trzeba zacząć się wsłuchiwać w to, czego nie usłyszeliśmy wcześniej!
Sam to stwierdziłem u siebie … gdy chciałem jakoś zrozumieć i uświadomić sobie, dlaczego wspomnienie Wojtyły tak mnie boli? Przecież tylko raz w życiu przez może 1,5 godziny widziałem Wojtyłę na żywo parę tygodni przed jego wstąpieniam na tron piotrowy. Parę tygodni przed konklawe poświęcał kamień węgielny w mojej rodzinnej wsi – w Roczynach, a ja wtedy ministrantowałem w czasie tych obrzędów.
Ponownie „spotkałem” go na Błoniach krakowskich w 1982r. — ale to ma już całkiem inny wymiar. I dlatego właśnie nie pojmowałem do końca moich własnych reakcji — owszem, zmarł papież-Polak, ale zmarł w końcu zupełnie obcy człowiek, zmarł daleko stąd. Więc czemu mnie to tak boli?

Więcej – teraz sobie uświadomiłem, że w zasadzie nie znam Jego nauczania.
Porażka.

I pewien jestem jednego — że ww. opisana sytuacja jest wręcz powszechna! Ludzie płaczą, tysiącami wychodzą na marsze, msze, udają się w uciążliwą podróż do Rzymu na pogrzeb … ale ilu z nich za miesiąc będzie znało choć jedną encyklikę Wojtyły?

Trzeba, aby powstały książki typu „Nauka Jana Pawła II w weekend” — i to nie jest żart.

zrozumiałem, choć późno arrow-right
Next post

arrow-left Karol Wojtyła (+) 1920-2005
Previous post

  • hankie

    7 kwietnia 2005 at 18:58 | Odpowiedz

    To i tak dobrze, że chociaż płaczą. W tej cholernej Kalifornii już w niedzielę skończył się żal, a zaczęły spekulacje co powinien zmienić nowy Papież. Show must go on.
    No i jasne jest, że jak ktoś chce być dobrym politykiem (szczególnie republikaninem) to musi lecieć do Rzymu na pogrzeb. Przy czym jestem pewien, że jakby Amerykanie mieli nieco bardziej skomplikowaną ortografię, to połowa z tych lecących napisałaby “do Żymu”.

    Ot, lokalne “moral values”.

  • krzysztof

    7 kwietnia 2005 at 21:10 | Odpowiedz

    Wiesz Łukasz – ten czas u nas w Polsce i w Krakowie jest faktycznie niezwykły. Szczerze powiem: żałuj, że tego nie widzisz — dzieją się rzeczy niezwykłe. Must see.

  • wik

    8 kwietnia 2005 at 19:27 | Odpowiedz

    hmmm, nie wiem… chyba wolę bez książek/bryków “Nauka JP II” w weekend… to nic nie da… będzie tak, jak potem ze znajomością literatury przez wielu uczniów… “Pan Tadeusz” – zapamiętany jako utwór o podrywaczu, a “Dziady” – o… niewiadomoczym… może bezdomnych… No ale o czym są w takim razie “Ludzie bezdomni”…
    Jestem za tym by jednak czasem zastanowić nad sobą, światem, czymśjeszcze, pomyśleć, poczytać, te łatwiejsze i te trudne rzeczy… jak nie poczytać (lub jak nie od razu sie pewne rzeczy przyswoi) – to posłuchać kogoś kto objaśni, powie, opowie, wytłumaczy, podpowie, podyskutuje – o tym co istotne…
    Boję się tylko że, jak to się często zdarza, pojawią się różni “tłumacze” i “objaśniacze” co to uważać będą, że wiedzą najlepiej co Autor miał na myśli… Tak z nami i u nas często bywa… A wyścig o palmę pierwszeństwa w tej kategorii już się chyba zaczął… To może być jeden z elementów, utrudniający dowiedzenie się lub zapamiętanie o tym CO mówił Karol Wojtyła i powodujący że pamięć blaknie…

  • empiryk

    8 kwietnia 2005 at 20:19 | Odpowiedz

    No cóż … prawie się zgadzamy.
    Ale widzisz Wiktor: już są egzegeci — jak dotąd powstało kilkaset (!) książek o Wojtyle — Papieżu Polaku. Ale właśnie dlatego, że ja też nie chcę tych egzegetów, co to na własne kopyto przełożą myśli JPII — i dlatego sądzę, że “Nauka Jana Pawła II w weekend” powinna powstać: bo tylko w ten sposób niektórzy poznają choćby wybrane fragmenty większej całości! Owszem: to mało, ale często będzie to aż tyle.
    I to będzie cieszyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *