zdjęcie na dziś, Simon Roberts
- By Krzysztof Kudłacik
- In fotografia
- With 2 komentarze
- On 23 lut | '2010
Dziś kadr autorstwa Simona Robertsa z jego cyklu We English
Wybrałem powyższy kadr (nr 45), bo kiedy go zobaczyłem, przez myśl lotem błyskawicy przeszła myśl: Martin Parr. Okrutny, ironiczny, zdystansowany, krytyczny, kpiący, z niezwykłą intuicja wyszukujący momenty obnażające słabości swoich rodaków. Jednak pełniejsze i spokojniejsze przeglądnięcie We English pokazuje, że podobieństwo jest tylko – czy aż? – częściowe.
Robertsa łączy z jego słynnym poprzednikiem ironia i krytyka. Bezwzględnie pokazuje swoich rodaków, gdy stadnie uczestniczą w byle jakich zbiorowych imprezach, że nie przeszkadza im otaczająca ich mizeria. Czują się w tym środowisku jak ryba w wodzie. Że z drugiej strony towarzyszy im izolacja i rys porzucenia. O ile na kadrach Robertsa widzimy Anglików, to nie chcemy być w ich skórze. Autora zatem łączy z Parrem nerw społeczny i zrozumienie dla stadnych form realizacji bycia Anglikiem.
Jednak perspektywa wielkoformatowych zdjęć Robertsa jest inna. Fotograf ustawia się w głębokiej perspektywie – ludzie na zdjęciach rzadko zajmują więcej niż 1/3 powierzchni kadru. Zdjęcie, które zamieściłem wyżej jest w zasadzie wyjątkiem. Na tle pozostałych można go nazwać nawet zbliżeniem. Ten zabieg należy przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza jako celowy. O ile więc autor chce uchwycić esencję bycia Anglikiem, to trzeba zgodzić się, że Roberts widzi rodaków jako osadzonych w perspektywie, w pejzażu. To jest ich naturalne środowisko. Czasami to jest pejzaż industrialny, innym razem sielski i wiejski, a innym razem śmietnik. Nie mogę się jednak pozbyć wrażenia, iż to także wskazuje na swoistą beznadzieję – nie ma w tych zdjęciach śladu chęci wyrwania się, zmiany. Anglicy wydają się więc płascy i nudni jak pejzaże w których ich widzimy. Oni tam zwyczajnie tkwią i dobrze im z tym. Perspektywa pałacu sąsiaduje z zapuszczonym ogródkiem przydomowym (slajd 46 i 47).
Ten punkt także wyraźnie dzieli Parra i Robertsa. Parr chętnie miesza się w tłumie ze swoimi rodakami, on jest Anglikiem, nawet, gdy zjadliwie wytyka im jakieś przywary. Roberts z jednej strony dzieli z innymi zachwyt pejzażem, ale nie chce wejść między Anglików. Pozostaje na dystans. W tym sensie zdjęcia Parra są gorące, a Robertsa zimne emocjonalnie.
jah
24 lutego 2010 at 20:36 |
…i powiem szczerze, styl Parra bardziej do mnie przemawia, może z racji bardziej wyeksponowanego socjologicznego kontekstu „sytuacji”. Jest w tym więcej zabawy i „ulotności”
empiryk
26 lutego 2010 at 11:14 |
zatem jesteśmy w tym samym obozie ;)