Chylińska … tylko po co?
- By Krzysztof Kudłacik
- In bitrate
- With No Comments
- On 17 lis | '2004
Nawet lubię ostatnią płytę Chylińskiej – „Winna”. Dziewucha kolejny raz przekonuje, że głosisko ma należyte, rockowe. I melodyjki dość miłe dla ucha takiego ramola, jak ja. Chylińska wykazuje pewien szacunek dla klasyki rocka. Bez wątpienia chętnie zerka także na współczesność – np. na Rammstein czy Audioslave. Za to wszystko respect.
Ale przy tym bezprzykładnie marnuje coś … jakby to nazwać … poczucie dobrego smaku.
I piszę to ja – były wierzący ;-] punk.
Zacznijmy od początku.
•Zła-zła-zła – dojebać im, dopierdolić im, kurwa mać;
•potem mamy śliczną balladę rockową ocierającą się o rap-metal Już wiem, że nic nie wiem;
•następnie odrobina perwersji sado-maso Tu i tam, psie;
•Zmysłowa – hit, na pewno hit, albo jak się drzewiej mawiało: niemal pościelówa;
•Winna – wielki ukłon w stronę Rammsteina;
•natomiast Gorąca prośba jest stenotypicznym zapisem uroczego dialogu kochanków: hujów sto, wypierdalaj stąd;
•Chylińska – pełna dydaktyki: kurwa – rura, wciskasz swoim dzieciom gówno, zamknąć mi pysk, ty z gówna się nie wykręcisz;
•ósma pozycja jest jedną z najsłabszych w zestawie Deszcz-będzie słońce;
•pewnie Kazik się uśmiechał słuchając utworu Wieczny problem, gdzie podmiot liryczny swoim pyskiem wyznaje monodramatyczne jak siebie w sobie znieść;
•dobrą linię basu doceniam w Lepszym czasie;
•Niczyja to drugi singiel z płyty i chyba pierwszy istotny przebój;
•Twoje smutne „ja” to jak przystało na ambitną intelektualnie Artystkę – autodeklaracja w banalnym zestawie harmonicznym: jaaaa.
Zdecydowanie wolałem Chylińską z kagańcem na pysku w postaci Mistrza Skawińskiego. Bo puszczona samopas Chylińska zdecydowanie się skundliła i nie ma w sobie już nic z Rockowej Divy, którą momentami była na pokładzie O.N.A.