nowy etap w onecie
- By Krzysztof Kudłacik
- In varia
- With 13 komentarzy
- On 20 cze | '2007
Mamy nową siedzibę. Jak mawiają klasycy umarł król, niech żyje król. Ale dla mnie to nadal szok. Po ośmiu latach na ul.Starowiślnej 48 nadszedł czas zmiany.Wszystko nowe, wszystko inne. Cała fura ludzkości naszej firmy w jednym zamkniętym kompleksie. Oczywisty mechanizm psychologiczny sprowadza się do idealizacji starego i odrzucenia nowego. I tak jest w tym przypadku. Ale nie patrzę na to tak do końca w czarno-białych rękach. Owszem – przeżywam mocno opuszczenie dotychczasowej siedziby – ale nowej lokalizacji daję czas: miejsce na pełną ocenę przyjdzie zapewne po wakacjach – choćby dlatego, że dopiero wtedy będziemy po pewnym czasie wspólnego zamieszkania w pełnym składzie osobowym.
Do firmy przyszedłem w ostatnich dniach 1998r. kiedy właśnie trwała przeprowadzka do – wtedy – nowej siedziby: Kraków, ul.Starowiślna 48 – czyli w zasadzie w sercu dzielnicy Kazimierz. I tam wszystko było pod ręką: sklepy, piekarnie, Rynek główny, kilkanaście linii tramwajowych w każdym kierunku, restauracje, bary, knajpy, knajpki, fastfoody, meliny itd. Dogodny dojazd dla mnie oraz parking w podwórku.
Pewne z tych zalet okazały się rzecz jasna relatywne – choćby parking: dość szybko przestał być komfortowy, bo przybywało samochodów. Inne natomiast pokazały swoje rzeczywiste wartościowe oblicze – tu mam na myśli centrum rozrywkowe i gastronomiczne.
Nie tylko chodzi o to, że skrzyknięcie się w firmie na małe piwo to była kwestia prosta, łatwa i przyjemna – 100 m dalej przecież były dziesiątki knajpek. Kwestia wyżywienia okazała się także kluczowa: tu był wybór – dla każdego coś dobrego. Serio!
Nowa siedziba to nowoczesny i nowy biurowiec – komfort pracy jest znaczny, choć niestety są tu (prawie) open-space’y, gdzie ludziom może się nie pracować najprzyjemniej. Ja co prawda mam średniej wielkości pokój z takim samym składem osobowym, jak na Starowiślnej, więc pod tym względem nic nie straciłem. Ale poprzednio mogłem na ścianie zawiesić cokolwiek chciałem i jak chciałem – teraz trzeba to zgłaszać i jak administrator budynku zechce się zgodzić, to będzie zawieszone. Ale nie musi się zgadzać. Bo co? Może uznać, że równowaga jing-yang zostanie zachwiana… W starym budynku wystarczyła karta magnetyczna, żeby wejść do budynku, a w nowym chyba tylko ubikacje nie mają zamka magnetycznego. Wejście i wyjście z windy też wymaga posiadania karty! Najdziwniejsi są ochroniarze – rzeczywiście oglądają dyskretnie nasze nowe, charakterystyczne, żółte karty identyfikacyjne tym razem już wyposażone w zdjęcia.
Jestem w nowym budynku od czwartku w zeszłym tygodniu, ale już odczuwam jego specyfikę klimatyczną – to jest zamknięty budynek bez otwieranych okien: całość jest napowietrzana i klimatyzowana. Wypada przychodzić w długich spodniach i długim rękawie mimo ciepłego lata. Już mam zajęte gardło, które przeziębiłem.
Na szczęście dzięki Firmie Matce załapałem się do wąskiej grupy szczęśliwych posiadaczy miejsca w parkingu podziemnym.
Dwie najbardziej bolesne rzeczy w nowej siedzibie to (obok braku wystarczającej ilości miejsc do parkowania) kwestia dojazdu i wyżywienia.
Dojazd jest tragiczny. Trzeba się przebijać albo przez centrum (Aleje Trzech Wieszczy), albo mocno nawijać kilometry na obwodnicy Krakowa, która aktualnie jest w remoncie (z czterech pasów, przejezdne są tylko dwa – słowo przejezdne należy rozumieć przenośnie i mocno umownie). Wracając z miniony piątek z pracy na samej obwodnicy spędziłem godzinę i dziesięć minut. I jak wyjechałem z biura ok. 16:10, to w domu byłem o 18:35. Linii tramwajowych też tu nie ma za wiele. Tak, czy owak – wskutek przenosin firmy, cały tabun ludzi włącznie ze mną szuka mieszkań/pokoi do wynajęcia w Bronowicach (dzielnica w której obecnie jesteśmy).
Sprawa wyżywienia to już prawdziwa tragedia. W bliskiej okolicy nic nie ma i trzeba eksperymentować. Można wsiąść w tramwaj i po czterech przystankach wysiąść w okolicach Akademii Pedagogicznej/Politechniki. Można podjechać samochodem lub udać się na (dłuższy) spacerek, żeby skonsumować wyrafinowane dania przygotowywane w IKEA, w KFC lub McDonalds. Na chwilę obecną zatem królują sałatki i kanapki sprzedawane z koszyka przez domokrążców oraz pizzerie, które oferują dowóz.
Co jedno to gorsze. Sklepów spożywczych tu też nie ma w obfitości, więc kwestia kupna świeżej bułeczki jest dość śliska…
Mamy co prawda obietnice, że będzie u nas jakaś regularna stołówka, ale to perspektywa dwóch (?) miesięcy. Dzięki Bogu, że przed nami sezon urlopowy…
Mocno też wątpię, czy przy naszej liczbie na dłuższą metę sprawdzą się kuchnie i zaplecze sanitarne. Obawiam się, że będzie bajzel. Mimo tego, iż w odróżnieniu od starej lokalizacji w nowej mamy panie sprzątaczki cały dzień – krążą one po budynku i na bieżąco wykonują swoje zadania. Na chwilę obecną mamy wysoki połysk… choć kubków do kawy/herbaty nie ma. Ci, którzy przezornie zabrali kubki ze Starowiślnej podczas przeprowadzki okazali swoją przezorność.
Na zdjęciach poniżej – najpierw stara siedziba (widok od ulicy oraz od podwórka), następnie już nowy szklany dom.
btd
20 czerwca 2007 at 15:42 |
heh zobaczylem w rss tytul i pomyslalem: koniec debilnych komentarzy? ;-)
A co do zmiany siedziby-nie jest tak ze wtedy byliscie u siebie a teraz tylko wynajmujecie? i w sumie jestescie tylko goscmi? Nie zazdroszcze.
futomaki.pl
20 czerwca 2007 at 15:36 |
No całkiem elegancka ta nowa siedziba :)
empiryk
20 czerwca 2007 at 16:21 |
od zawsze byliśmy wynajmującymi — i to nie jest problem
btd
20 czerwca 2007 at 20:07 |
Aha, czyli to sie nie zmienilo. Ale tak jakos 'lepsze jest wrogiem dobrego’.
Takie odhumanizowane jakies.
Espel
21 czerwca 2007 at 10:10 |
heh… no łezka się w oku kręci jak widzę te zdjęcia.
Jedno mogę powiedzieć: tru… so tru…
Wspaniały klimat zamieniono na typowe korpo :( heh
CoSTa
21 czerwca 2007 at 11:32 |
fuckt, zasrana klimatyzacja zabija. mam to samo – od jakichś dwóch tygodni nie mogę uwolnić gardła od czegoś w środku siedzącego. już myślałem ostatnio, że mam spokój i bach, kolejny raz kichanie, smarkanie i co tam jeszcze.
a siedzibka godna, nie powiem.
zorro
21 czerwca 2007 at 14:08 |
Niby ładna ta nowa siedzibka, ale nie zniósłbym pracy w takich boxach (konie w stajni). Klima jest dobra, tylko trzeba są ją odpowiednio ustawić – no, ale ilu pracowników w jednym pomieszczeniu, tyle zdań.
walth
21 czerwca 2007 at 17:14 |
Te boxy "som" przerażające… Tak jakoś strasznie nieciekawie to wygląda. Da się tak wydajnie pracować?
empiryk
21 czerwca 2007 at 17:29 |
Boksy w naszym pokoju to nie jest żaden problem. Serio. Tym bardziej, że ekipa tu zasiadająca jest dostatecznie wyluzowana :)
Piotr [PMD]
23 czerwca 2007 at 17:22 |
Krzysztofie,
Już 4 miesiąc pracuję w bardzo podobnym budynku; tzn. toalety kart magnetycznych nie wymagają, ale wszystko wygląda podobnie. No, może poza tym, że open space to (jeszcze) faktycznie SPACE :)
Klima tak mocno nie przeszkadza, ale bywa różnie.
Pozdrawiam z Warszawy,
Piotr
PS: Zapewne to tajne przez poufne, ale ja tam widzę tylko biura… w komunikacie na portalu (wywiadzie?) była mowa o "warunkach technicznych", łączach itp. Czy cała infrastruktura też była "przeprowadzana" ?