head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Kobiety Islamu – polecam szczerze

Przypadkiem wczoraj obejrzałem na kanale TVP Kultura film Kobiety Islamu w reżyserii Farheen Umar.

I szczerze polecam: to bardzo intrygujący film. Tak naprawdę pod przykrywką opowiadania o zakrywaniu twarzy i ciała w kulturach islamskich, reżyserka opowiada właśnie o pozycji i roli kobiet w Islamie. Ale ponieważ Umar jest raczej zaangażowaną dziennikarką, więc na pierwszy rzut oka spodziewałem się raczej trąby propagandowej – np. w stylu Zabaw z bronią M.Moore – lub czegoś typowo politycznie poprawnego.
Owszem – film kończy się raczej prostym, politycznym morałem, ale choć jest on nachalny, to jednak wydaje mi się osobiście zupełnie rozsądny.

Film zaczyna się od opisu roli kobiet w hinduskim islamie, potem stopniowo odbywamy podróż na zachód: przez Pakistan, fragment Afganistanu, do Turcji – skąd przenosimy się do USA. Omawia się zarówno kwestię noszenia chust, jak i zakrywania twarzy – widoczne są tylko oczy lub skrajnie: gęsta siateczka zakrywa całą twarz; oczywiście cały strój to luźna szata od stóp do głów – tak skrojona, żeby w żaden sposób nie podkreślić figury kobiety.
Autorka uzyskuje dostęp do wielu z tych kobiet – bez przeszkód odpytuje je o wykształcenie, o ich stosunek do zakrywania twarzy i figury, o dostęp do medycyny i szkół itd. Mamy zatem standardowy, zaangażowany prozachodni model tendencyjnego pytania zmierzającego do odkrycia dwulicowej (sic!) natury opresywnej religii islamu.
Ale tak się nie dzieje!

Całość wymowy filmu Umar jest inna – nie wiem, czy to wbrew intencjom autorki, czy w zgodzie z nimi. Ale Kobiety Islamu wyraźnie potwierdza, że po pierwsze noszenie chust, zakrywanie twarzy i figury jest specyfiką chętnie przyjmowaną przez kobiety islamskie. Nie ma mowy o opresji, czy wymuszaniu czegokolwiek – kobiety emigrujące z Indii do USA nadal pozostają przy zakryciu i przeciwnie – wykształcone w USA Pakistanki po powrocie do kraju pochodzenia ubierają się w tradycyjne szaty.
Po drugie, iż jest to traktowane jako wyróżnik pewnego statusu i – niekiedy – jako swoista ochrona czci kobiety, która w zakryciu nie jest narażona na zaczepki obcych mężczyzn. W wersji politycznej poprawności ten sam argument wypowiada się jako chęć manifestacji kobiety jej przynależności kulturowej, religijnej. Zatem nie ma – i to trzeci morał – jakiejkolwiek sprzeczności, gdy wykształcona muzułmanka chodzi w (nawet pełnym) zakryciu!
Po czwarte – nie ma jakiegokolwiek prostego i bezpośredniego związku między wykształceniem, wyznawaną religią, noszeniem zakryć z pozycją społeczną kobiety. Ta ostatnia jest wbrew pozorom silna i znacząca.
Po piąte – (uwaga!) stosunek do zakrywania się kobiet wyraźnie się zmienia: im bardziej na zachód, im bliżej politycznie poprawnego zabobonu kultury hamburgerów, tym bardziej zakryte kobiety islamu są dyskryminowane, tym bardziej narażone na opresję – nie tylko obyczajową, na ulicy, ale również polityczną – w formie prawnych zakazów noszenia chust! To akurat jest obficie w filmie ilustrowane przykładami z Turcji, bodaj Egiptu i Arabii Saudyjskiej.
A atak właśnie obserwacja z pewnością idzie wbrew wszelkiej maści piewcom PP, czy tzw. feministkom. Jest to tym dziwniejsze, że jak sprawdziłem – film Umar jest pokazywany na wielu zlotach tych pań.

Umar zwieńcza swój film obrazami z USA. W szczególności chodzi o ruch kobiet islamu głównie wśród Murzynów konwertowanych na tę religię. Tu właśnie noszenie chust uważane jest za objaw dumy, manifestacji swojej tożsamości (tu: religijnej) i przywiązania do tradycji. I dotyczy to wszystkich warstw społecznych – również tych wysoko wykształconych. Jedna z głównych interlokutorek reżyserki – wykształcona liderka społeczności lokalnej – nosząca tradycyjną chustę stwierdza jednoznacznie:
Kobiety w Islamie są wolne i nie są prześladowane

Film kończy się prostą konstatacją: chusty nie mają wiele do rzeczy – kwestia podstawowa, to dostęp do edukacji. Tak, owszem – to dość trywialne. Jednak dwie uwagi: po pierwsze – mimo swej trywialności, to jest rzecz kluczowa. Zadziwiająco zgadzam się tu z feministkami – jak widać, nie trzeba podzielać zabobonnego zaangażowania feministek, żeby bronić tej tezy.
Po drugie: film o którym mowa zupełnie nie precyzuje charakteru postulowanego dostępu do edukacji! Zatem swobodnie dopuszcza edukację religijną. I nie jest to dziwne – muzułmańskie szkoły dla kobiet w USA bazują w istotnym stopniu na Koranie.

Dlatego szczerze mogę polecić film Umar każdemu. Jest to film dość obiektywny, śmiały i otwarty. Podkreślający pluralizm kulturowy i obyczajowy – w tym jego fundament: czyli prawo jednostki do wolnego wyboru sposobu życia. Nie namawiający do nachalnej amerykanizacji, która jest obca dla naturalnych społeczności państw arabskich, czy islamskich. I jest tak nawet jeśli Umar dość często w swoim filmie używa uproszczeń i przejaskrawień.
To jest dobre kino dokumentu społecznego. Zaangażowane, ale nie inwazyjne.

na koniec o dzieciach arrow-right
Next post

arrow-left Pandą jechałem
Previous post

  • empiryk

    21 października 2005 at 17:52 | Odpowiedz

    Ok, pójdę na ten kompromis :)

  • btd

    23 października 2005 at 0:20 | Odpowiedz

    metafora – takie trudne slowo ;-)

  • empiryk

    23 października 2005 at 9:14 | Odpowiedz

    Kopytko… ? :)

  • RAFi

    24 października 2005 at 9:45 | Odpowiedz

    do kogo to alibii? ;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *