Kobiety Islamu – polecam szczerze
- By Krzysztof Kudłacik
- In obyczaje
- With 14 komentarzy
- On 18 paź | '2005
Przypadkiem wczoraj obejrzałem na kanale TVP Kultura film Kobiety Islamu w reżyserii Farheen Umar.
I szczerze polecam: to bardzo intrygujący film. Tak naprawdę pod przykrywką opowiadania o zakrywaniu twarzy i ciała w kulturach islamskich, reżyserka opowiada właśnie o pozycji i roli kobiet w Islamie. Ale ponieważ Umar jest raczej zaangażowaną dziennikarką, więc na pierwszy rzut oka spodziewałem się raczej trąby propagandowej – np. w stylu Zabaw z bronią M.Moore – lub czegoś typowo politycznie poprawnego.
Owszem – film kończy się raczej prostym, politycznym morałem, ale choć jest on nachalny, to jednak wydaje mi się osobiście zupełnie rozsądny.
Film zaczyna się od opisu roli kobiet w hinduskim islamie, potem stopniowo odbywamy podróż na zachód: przez Pakistan, fragment Afganistanu, do Turcji – skąd przenosimy się do USA. Omawia się zarówno kwestię noszenia chust, jak i zakrywania twarzy – widoczne są tylko oczy lub skrajnie: gęsta siateczka zakrywa całą twarz; oczywiście cały strój to luźna szata od stóp do głów – tak skrojona, żeby w żaden sposób nie podkreślić figury kobiety.
Autorka uzyskuje dostęp do wielu z tych kobiet – bez przeszkód odpytuje je o wykształcenie, o ich stosunek do zakrywania twarzy i figury, o dostęp do medycyny i szkół itd. Mamy zatem standardowy, zaangażowany prozachodni model tendencyjnego pytania zmierzającego do odkrycia dwulicowej (sic!) natury opresywnej religii islamu.
Ale tak się nie dzieje!
Całość wymowy filmu Umar jest inna – nie wiem, czy to wbrew intencjom autorki, czy w zgodzie z nimi. Ale Kobiety Islamu wyraźnie potwierdza, że po pierwsze noszenie chust, zakrywanie twarzy i figury jest specyfiką chętnie przyjmowaną przez kobiety islamskie. Nie ma mowy o opresji, czy wymuszaniu czegokolwiek – kobiety emigrujące z Indii do USA nadal pozostają przy zakryciu i przeciwnie – wykształcone w USA Pakistanki po powrocie do kraju pochodzenia ubierają się w tradycyjne szaty.
Po drugie, iż jest to traktowane jako wyróżnik pewnego statusu i – niekiedy – jako swoista ochrona czci kobiety, która w zakryciu nie jest narażona na zaczepki obcych mężczyzn. W wersji politycznej poprawności ten sam argument wypowiada się jako chęć manifestacji kobiety jej przynależności kulturowej, religijnej. Zatem nie ma – i to trzeci morał – jakiejkolwiek sprzeczności, gdy wykształcona muzułmanka chodzi w (nawet pełnym) zakryciu!
Po czwarte – nie ma jakiegokolwiek prostego i bezpośredniego związku między wykształceniem, wyznawaną religią, noszeniem zakryć z pozycją społeczną kobiety. Ta ostatnia jest wbrew pozorom silna i znacząca.
Po piąte – (uwaga!) stosunek do zakrywania się kobiet wyraźnie się zmienia: im bardziej na zachód, im bliżej politycznie poprawnego zabobonu kultury hamburgerów, tym bardziej zakryte kobiety islamu są dyskryminowane, tym bardziej narażone na opresję – nie tylko obyczajową, na ulicy, ale również polityczną – w formie prawnych zakazów noszenia chust! To akurat jest obficie w filmie ilustrowane przykładami z Turcji, bodaj Egiptu i Arabii Saudyjskiej.
A atak właśnie obserwacja z pewnością idzie wbrew wszelkiej maści piewcom PP, czy tzw. feministkom. Jest to tym dziwniejsze, że jak sprawdziłem – film Umar jest pokazywany na wielu zlotach tych pań.
Umar zwieńcza swój film obrazami z USA. W szczególności chodzi o ruch kobiet islamu głównie wśród Murzynów konwertowanych na tę religię. Tu właśnie noszenie chust uważane jest za objaw dumy, manifestacji swojej tożsamości (tu: religijnej) i przywiązania do tradycji. I dotyczy to wszystkich warstw społecznych – również tych wysoko wykształconych. Jedna z głównych interlokutorek reżyserki – wykształcona liderka społeczności lokalnej – nosząca tradycyjną chustę stwierdza jednoznacznie:
Kobiety w Islamie są wolne i nie są prześladowane
Film kończy się prostą konstatacją: chusty nie mają wiele do rzeczy – kwestia podstawowa, to dostęp do edukacji. Tak, owszem – to dość trywialne. Jednak dwie uwagi: po pierwsze – mimo swej trywialności, to jest rzecz kluczowa. Zadziwiająco zgadzam się tu z feministkami – jak widać, nie trzeba podzielać zabobonnego zaangażowania feministek, żeby bronić tej tezy.
Po drugie: film o którym mowa zupełnie nie precyzuje charakteru postulowanego dostępu do edukacji! Zatem swobodnie dopuszcza edukację religijną. I nie jest to dziwne – muzułmańskie szkoły dla kobiet w USA bazują w istotnym stopniu na Koranie.
Dlatego szczerze mogę polecić film Umar każdemu. Jest to film dość obiektywny, śmiały i otwarty. Podkreślający pluralizm kulturowy i obyczajowy – w tym jego fundament: czyli prawo jednostki do wolnego wyboru sposobu życia. Nie namawiający do nachalnej amerykanizacji, która jest obca dla naturalnych społeczności państw arabskich, czy islamskich. I jest tak nawet jeśli Umar dość często w swoim filmie używa uproszczeń i przejaskrawień.
To jest dobre kino dokumentu społecznego. Zaangażowane, ale nie inwazyjne.
btd
18 października 2005 at 9:51 |
Ciekawe a przymusowe obrzezanie dziewczynek? Tylko ubior? Faktycznie, propadanda, ze nie wszyscy muzulmanie wysadzaja sie w powietrze. Nie ma tak że sa tylko jasne strony
empiryk
18 października 2005 at 18:46 |
Ech no … Tomek: to nie jest tak. Film nie miał być syntezą całości zagadnienia bardzo złożonego problemu jakim jest pozycja kobiet w Islamie. Nie aż tak. Tu chodziło o jeden konkretny wycinek. I w tym względzie film Umar uważam za naprawę poważny głos w pewnej dyskusji.
Oczywiście ma to swoje ograniczenia – biorą się z wycinkowości właśnie. To jest tylko jedna perspektywa. Oczywiście – możnaby sobie zażyczyć, aby reżyserka wzięła ilustracje wojny jaką wytoczyło świeckie państwo francuskie swojej własnej społeczności islamskiej zabraniając urzędowo noszenia chust… itd. itp.
btd
18 października 2005 at 22:42 |
no jesli traktowac jako wycinek pokazujacy ze nie zawsze i wszedzie jest zle, to ok :) Ale tym nie mniej pamietajac ze to tylko fragment. Bo jest tez tak ze autorke za takie 'zejscie na sciezke nieprawosci’ jak robienie filmu wlasny brat by ukamieniowal
RAFi
19 października 2005 at 13:29 |
oglądałem ten film już dawniej i wtedy to zrobił na mnie ogromne wrażenie podobnie, jak <A href="http://ja.rafi.pl/?p=74">In The Name of God</a>, o którym to dokumencie napisałem jakiś czas u siebie.
empiryk
19 października 2005 at 18:58 |
@rafi
Hmmm… wiesz, właśnie uświadomiłeś mi, że moją ocenę tego filmu można odebrać jako pochwałę Islamu – jako tolerancyjnego i sprzyjającego pokojowi środowiska społecznego i kulturowego. Osobiście jestem daleki od takiego stanowiska – choć to temat na dłuższą wypowiedź. W filmie o którym mowa uderzyło mnie to, co starałem się podkręślić – że to kompletnie rozmiaja się z famą, jaką ten film miał/ma w środowiskach feministek. I tylko tyle. A może aż tyle zważywszy mentalność tej wojowniczej grupy kobiet.
RAFi
19 października 2005 at 23:39 |
empiryk, w ogóle nie miałem na myśli tego, że możesz być zwolennikiem islamu :) ot po prostu dodałem swój komentarz, gdyż tak, jak ten dokument o kobietach islamu, tak dokument wyżej wymieniony przeze mnie nieco mną wstrząsnęły.
empiryk
20 października 2005 at 8:32 |
@rafi
Uff… no to mi trochę ulżyło :)
Bo już widziałem oczyma duszy to, że będę musiał się wyspowidać odnośnie tej sprawy.
btd
20 października 2005 at 20:10 |
eeee bez przesady :-) a nawet jeśli, to wiesz, kwestia Twojego sumienia, czy wspierasz taki system czy nie
empiryk
20 października 2005 at 20:35 |
Hmmm … słowa 'wyspowiadać’ użyłem raczej w przenośni niż dosłownie :)
RAFi
21 października 2005 at 10:24 |
"taka metafora" ;)