head.log

dla wszystkich, lecz nie dla każdego | Krzysztof Kudłacik

Dzień nauczyciela

Byłem nauczycielem. Czas przeszły jest w tym miejscu właściwy. Otrzymałem mianowanie i pełnię uprawnień. Los sprawił, że zyskałem szerokie doświadczenie: uczyłem w technikach (dziennym i wieczorowym dla pracujących), szkole zawodowej oraz w liceum ogólnokształcącym. To było pouczające – uczyło pokory. Należało dostosować się do diametralnie różnych rodzajów młodzieży: od tych, których wołami należało przeciągać przez (np.) wielozawodową zawodówkę (wielozawodowa = klasa do której chodziły dzieci uczące się różnych zawodów, np. krawcy, fryzjerki i kucharze razem – udręka dla osób odpowiedzialnych za rozkład zajęć w szkole i praktyki zawodowe), a skończywszy na utalentowanych dzieciarach, które były nastawione tylko na wiedzę i dobre imprezy :-)

I choć uprawienień w świetle ustawy już nie mam, to w pewnym odległbym znaczeniu to był mój 'branżowy’ dzień. Ale gdybym miał zastanawiać się nad nauczycielami, którzy jakoś utrwalili się w mojej pamięci to (na początek) wymieniłbym: Alicję Wieczorek i Stanisławę Bizoń.
Pani Ala była moją pierwszą nauczycielką – w pierwszych dwóch lub trzech klasach podstawówki (im.Mieszka I w Roczynach). Ładna kobieta, miła i wytrwała nauczycielka. Do dziś pamiętam dwie rzeczy: jej długie jasne włosy i karcące spojrzenie. To drugie to była jedna z dotkliwszych kar, które na początku szkolnej drigi mnie spotkały. A była to kara za dość brutalne – choć zuepłnie przypadkowe (niezamierzone) wybicie zęba mojemu koledze z ławki (Zbyszek Tomiczek) w drobnej potyczce o dostęp do kałamarza. Strasznie bałem się zadymy, której oczekiwałem za ten czyn, ale nie było specjalnych krzyków, połajanek, czy udramatyzowanych wezwań rodziców w trybie alarmowo-karnym – było TO spojrzenie. Pamiętam go dotąd. Nie wiem, co teraz się dzieje z Panią Alicją. Na pewno nie jest już nauczycielką w Roczynach.
Pani Stasia. Moja wychowawczyni w szkole średniej – technikum Mechaniczne im. prof.T.Kotarbińskiego w Andrychowie. Ja nie wiem, jak to możliwe, ale sądzę, iż nie miała wad jako zawodowy nauczyciel. Perfekcjonistka. Oddana pracy i uczniom. Umiała docenić to, że choć byłem uczniem szkoły technicznej, to poświęcałem się głównie zajęciom humanistycznym :-) (cokolwiek to znaczy; ale znaczy to: zajęcia rozrywkowe w grupach towarzysko-koleżeńskich lub działalność nie całkiem praworządna – zważywszy, iż były to czasy PRL 1981-1985). Ale dzięki jej zaangażowaniu ukończyłem tą szkołę, a rodzice otrzymali list gratulacyjny. To dzięki niej wraz z Mariuszem Sordylem spreparowaliśmy udatnie pracę dyplomową Proces technologiczny wiertła krętego (nie będę wam wyjaśniał, o co tu biega w detalach – generalnie: był to opis tego, jak się produkuje niektóre wiertła) – kiedy (dzięki dyr. Tadeuszowi Tomiakowi) zacząłem nauczać w tymże samym technikum (mawiało się: na osiedlu w Andrychowie) tablo z tą pracą dyplomową jeszcze wisiało w którejś z 'technologicznych’ klas. To właśnie Pani Stasia uratowała moje dupsko, kiedy wziął mnie na celownik dyrektor szkoły – aparatczyk komunistyczny – Eugeniusz Ryłko – bo cośkolwiek m.in. z Mariuszem Sordylem zaczęliśmy uczęszczać na kursy samokształceniowe podziemnej 'Solidarności’. Zaktywizowało nas to do różnych akcji poza szkołą i w szkole – np. na lekcjach Wychowania Obywatelskiego, które to lekcje były prowadzone przez Jedynie Słusznego Nauczyciela w szkole – dyrektora Eugeniusza. No i były dymy, oj były…. Żeby było gorzej, to otarliśmy się o relegowanie i to w pierwszym półroczu ostatniej – piątej klasy technikum. Dziękuję ci Stasiu za tarczę, którą stałaś się dla mnie i Mariusza tamtej jesieni. Również dzięki Pani Stasi zacząłem takie, a nie inne studia – nauki społeczne na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie (obecnie: Akademia Pedagogiczna). kierunek jak najbardziej stosowny dla technika mechanika obróbki skrawaniem. :-)

Czym się jaram? arrow-right
Next post

arrow-left .... jest miło
Previous post

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *